Bielawa

wróć


 

Kominy


 

Pracowałem w latach 80. w Bielbawie, a to, co zobaczyłem pod koniec, to tragedia. Przerażało. Całą kotłownię rozbierała potężna kopara przypominająca dinozaura. Potężne zbrojone filary rwała jak zapałki. W tamtym czasie już Bielbawu nie było. Demontowano instalacje, rozdzielnie. Bulwersuje mnie jedno – wykańczalnie, przędzalnie, tam były jeszcze maszyny. Można było zostawić jedną halę i przeznaczyć na muzeum. Muzeum dzisiejsze to jest kropla w morzu.

[Wspomnienie zgromadzone w trakcie działań terenowych w Bielawie]


 

Pejzaż przemysłowy poznawało się zawsze po kominach. W miejscowościach, gdzie było ich multum, musiały przecież działać jakieś fabryki. Z dzieciństwa w Bielawie zapamiętałem tyle, że krajobraz miasta był nimi nadźgany. Kilka z nich wryło mi się w pamięć szczególnie. 

Grzaliśmy się z chłopakami z ul. Górskiej w chłodniejsze dni na wielkiej rurze obok komina starej spółdzielni “Metalowiec”. To było miłe odczucie. Kotłownia była schowana za ścianą, wydawało się, że rura nagrzewa się sama albo zasilana jest jakąś lawą spod ziemi czy pompą głębinową prostu z piekła i nie potrzebuje nikogo do obsługi. Przynajmniej tak sobie objaśnialiśmy. 

Na dwa kolejne wchodził mój ojciec. Na kominie drugiej kotłowni na terenie dawnego Bielbawu w latach 80. wieszali z paroma kolegami flagę “Solidarności”. Parę lat temu został wyburzony i dziś wertykalnie o przemysłowym imperium Christiana Dieriga przypomina tylko jeden, ostatni, gigantyczny, stujednometrowy: z pierwszej, większej kotłowni. Trzecim kominem był ten ze spółdzielni mieszkaniowej, na który bez jakichś szczególnych zabezpieczeń wchodził mój ojciec się wdrapał, gdy montowali anteny radiowe, zakładając w mieście internet. To było już po likwidacji tutejszego przemysłu. Tymczasem skoczmy do momentu, kiedy to wszystko wznoszono.

 

W 1805 r. Christian Gottlob Dierig, odziedziczywszy kilka lat wcześniej po ojcu mały warsztat tkacki, otwiera w Bielawie swoją fabrykę. Firma się rozrasta, popyt rośnie, towary stają się dostępne w dużych miastach. W 1830 roku produkcja przenosi się do budynku, który dziś jest siedzibą władz miasta. Powstaje tam pierwsza na Śląsku tkalnia żakardowa. Dierig przez lata zlecał produkcję chałupniczym tkaczom, zatrudniając ok. 1000 osób rozproszonych po niewielkich warsztatach w Bielawie i okolicy. W tym czasie przemysł włókienniczy rewolucjonizują mechaniczne, brytyjskie krosna, które potrafią zastąpić 40 tkaczy. Koszty produkcji spadają 12-krotnie. Wprowadzenie do fabryk włókienniczych maszyny parowej zmienia wszystko: zmechanizowane zakłady w krótkim czasie okażą się bezkonkurencyjne, mimo początkowych dużych trudności, aby zachęcić rzemieślników do opuszczania swoich domowych miejsc zatrudnienia dla ciężkiej, zdyscyplinowanej, nisko opłacanej, 12-13 godzinnej pracy. W obliczu głodu nie mieli jednak wyjścia. Wraz z kobietami zaczęły pracować w fabrykach nawet cztero- czy sześcioletnie dzieci. 

Kryzys lniarski, blokada eksportu, konkurencja tkanin brytyjskich i w związku z tym lokalny spadek popytu na płótno, a zarazem nieurodzaj i wzrost cen żywności odbiły się przede wszystkim na najbiedniejszych, pracujących za głodowe pensje w fatalnych warunkach. 3 czerwca 1844 r. rozruchy zdesperowanych robotników przechodzą do historii jako powstanie tkaczy śląskich. Najpierw w Pieszycach, a później w Bielawie, tłum tkaczy demoluje mienie i maszyny tutejszych fabrykantów. Żakardowe krosna zostają zniszczone. Przed fabryką Wilhelma Dieriga dochodzi do starcia z wojskiem. Jedenaście osób ginie na miejscu, pięciu tkaczy odnosi ciężkie i śmiertelne, jak się wkrótce okazuje, obrażenia. Lżej rannych zostaje 60 osób. 

“Rok po buncie w Bielawie o sąsiednich wsiach pracowała dla Deriga wciąż imponująca liczba tkaczy ręcznych: od 8 do 9 tysięcy” - pisze bielawski historyk Rafał Brzeziński. Niemiecki naturalista Gerhart Hauptmann w 1892 r. publikuje w dialekcie śląskich dramat “Tkacze”. W 1912 r. otrzymuje literacką nagrodę Nobla. 

Po śmierci Christiana Gottloba w 1848 r., stery w firmie przejmują jego synowie, którzy dążą do mechanizacji systemy produkcji. To czas najbardziej dynamicznego rozwoju przedsiębiorstwa Christian Dierig - w ciągu 40 lat liczba krosien mechanicznych skoczyła od 28 do 1400. W 1928 r. powierzchnia zakładu wynosiła 78 tys. m2, co sprawiało, że był to największy zakład włókienniczy na Dolnym Śląsku. Punkty zbytu były rozsiane po całym świecie, od Bogoty po Reykjavik, Kair, Nowy Jork czy Toronto. W tym czasie zakład prowadzi Gottfried Dierig, który staje się doradcą Adolfa Hitlera w zakresie przemysłu, obejmując stanowisko dyrektorskie w podlegającej Hermannowi Göringwi Grupie Przemysłowej Niemieckiej Rzeszy. W czasie II wojny światowej włókienniczy gigant zmienia nazwę na Siling przestawia się na produkcję zbrojeniową, użyczając przestrzeni wielu przedsiębiorstwom. W AL Langenbielau I i FAL Langenbielau II pracowała skoncentrowana tu ludność narodowości żydowskiej pochodząca z Polski, Węgier, Słowacji. To tu po nalotach w Stuttgarcie pojawia się m.in. zakład Roberta Boscha produkujący na potrzeby Luftwaffe m.in. elementy do produkcji samolotów. W 1945 r. po śmierci Hitlera, na wieść o nadchodzących żołnierzach radzieckich i po nieudanej ucieczce Gottfried Dierig zabija wpierw swoją córkę, a następnie wraz z żoną popełnia samobójstwo.

 

8 sierpnia 1945 roku wojskowe władze radzieckie przekazuję polskiej administrację mienie pod nazwą “Ch. Dierig A.G”. Od tego też dnia pod niemiecką administracją, składającą się z ponad 1600 osób niemiecką załogą pod 18-osobowym polskim kierownictwem zakład ma być znowu przestawiony na produkcję włókienniczą. Rozproszone po okolicznych miejscowościach krosna i inne elementy niezbędne do przywrócenia produkcji udaje się dość skutecznie odnaleźć m.in. w pobliskich stodołach czy szopach. Pod koniec sierpnia za sprawą pierwszej dostawy bawełny radzieckiej rusza produkcja 65 ton przędzy. Działające jako Państwowa Fabryka Wyrobów Bawełnianych Nr 1 (potocznie: Jedynka) zakłady w 1950 roku zmieniają nazwę na Bielawskie Zakładów Przemysłu Bawełnianego im. II Armii Wojska Polskiego. Czyli: Bielbaw. Liczba pracowników zakładu sięgała wtedy 6700 (w szczytowym okresie 7500). W 1999 roku już tylko 2000 pracowników. W 2001 roku liczba bezrobotnych sięga 4000 osób, czyli 28,6 %. Rok później było to już prawie 30% (stopa bezrobocia w województwie wynosiła wynosiła wtedy 19%, a kraju 16%). W kwietniu 2001 r. trzecim po Dierigach i Skarbem Państwa właścicielem Bielbawu staje się Marian Kwiecień. Rynek krajowej produkcji bawełny w obliczu napływu towarów azjatyckich kurczy się wtedy w zawrotnym tempie. W 2005 r., rok po zamknięciu innego bielawskiego zakładu, Bieltexu, Bielbaw już dogorywał. Masowe zwolnienia, brak środków na inwestycje i silna konkurencja dla obchodzącego 200-lecie zakładu były zapowiedzią klęski. W styczniu 2008 r. Bielbaw S.A. istnieć. Z roku na rok wyburzane były kolejne obiekty architektury przemysłowej. Znikały kominy. 

 

W tym czasie rura obok “Metalowca”, na której kiedyś się grzaliśmy, od lat była już zimna.


 

 

Źródła:

Rafał Brzeziński, "Życie w dawnej Bielawie", Wrocław 2008;
Krzysztof Pludro,  „Bielawskiej bawełny blaski i cienie", Dzierżoniów 2010;

https://fakty.interia.pl/ciekawostki/news-podziemny-bielbaw,nId,2909516, dostęp 

 
 

 


 

Oprac. Grzegorz Czekański

Zrealizowano w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.