Kowary 1945-1959

wróć


 

 

Karola B. Janowskiego refleksje ze szkołą w tle.
Kowary 1945–1959… z uzupełnieniami

 


Z Mamą, Kowary listopad 1945 r.

 

Po opuszczeniu Warszawy, w której, po powrocie z popowstaniowej tułaczki, zastaliśmy gruzy domu, wraz z mamą i starszym bratem, znalazłem się we wrześniu 1945 roku w Kowarach, dokąd uprzednio dotarł tata. Byliśmy dwudziestą siódmą rodziną polską wśród niemal dziesięciu tysięcy Niemców oczekujących na przesiedlenie; specjalistom pozwalano wyjechać w późniejszym czasie. Miasteczko, w którym zaledwie jeden budynek leżał w gruzach (siedziba Gestapo?), prezentowało się nader okazale i bogato. Kowary, jak wiele miast i wsi na Ziemiach Zachodnich i Północnych, było miejscem zetknięcia się ludzi o różnym statusie, różnych zawodów, spełniania różnorodnych celów, oczekiwań i ambicji, społecznym „tyglem”, w którym buzowała różnorodność.

 


Kowary (olej, E. Szymborski, 1947 r.)

 

Dawało to początek mieszania się kultur, obyczajów i zwyczajów. Zderzały się nierzadko odmienne wzorce postaw i zachowań. Do Kowar (Schmiedeberg in Schlesien, Krzyżatka, Kowale...) docierali mieszkańcy zniszczonych miast, ale też ośrodków, które wojenna pożoga ominęła. Tu kończyli okupacyjny exodus ci, którzy opuścili zgliszcza domów, oczekiwali stabilizacji i poprawy bytu, ale też ci, dla których Kowary były przystankiem na drodze szybkiego wzbogacenia się („szaber”), wreszcie ci, którzy zacierali ślady swej przeszłości… bądź myśleli o przyszłości innej niż dotychczasowa. Tu zbiegały się indywidualne losy, drogi i wybory…

Znękanych wojną przybyszów Kowary witały położeniem w kotlinie, otwartej ku Jeleniej Górze, otoczonej łagodnymi górami pokrytymi lasami, przechodzącymi w granie zwieńczone na południu szczytem Śnieżki. Rozpościerając się wzdłuż spływającej z gór rzeki Jedlicy (zwanej Iglicą), na lata zachowały charakter miejsca o wyjątkowych walorach klimatyczno-krajobrazowych i uroku. Tu ulokowały się sanatoria, rozliczne knajpy, zajazdy, kompleks rekreacyjny, boisko oraz baseny przylegające do wyspy usytuowanej na stawie, z bogatą infrastrukturą – bar na szczycie sztucznie spiętrzonej wyspy, szatnie, przystań z łódkami i kajakami. W powojennej krzątaninie nie zawsze je doceniano; bywało, że obiekty – wobec poczucia tymczasowości – ulegały dewastacji. Linia kolejowa (trakcja elektryczna, rychło zdemontowana w ramach radzieckich reparacji wobec III Rzeszy) oraz autobusy zapewniały komunikację z Jelenią, Kamienną Górą oraz Karpaczem i Bierutowicami[1].

Jednakowoż w owym czasie, to jest w drugiej połowie lat czterdziestych, Kowary były nadto ośrodkiem przemysłowym; dwa zakłady bielarsko-farbiarskie, fabryka porcelany technicznej oraz filców technicznych, a przede wszystkim fabryka dywanów, która w świadomości wielu Polaków pozostawała symbolem pożądanego komfortu. W efekcie podjęcia wydobycia rudy uranowej, miasteczko zyskało na znaczeniu, doznając gospodarczej prosperity, która niosła jednocześnie ograniczenia. Miasto – wprawdzie formalnie przygraniczne – w rzeczywistości, wskutek wydobywania „strategicznego” surowca, transportowanego do Związku Radzieckiego (do dwóch razy w tygodniu konwój 30-40 ciężarówek opuszczał miasto w kierunku Jeleniej Góry), do połowy lat pięćdziesiątych pozostało strefą zamkniętą...

Dostrzegalnym znakiem owej prosperity było osiedle, położone na łagodnym stoku, zbudowane wedle zwartej i konsekwentnej koncepcji architektonicznej. Miało zaspokajać potrzeby głównie kadry kopalnianej. Osiedle, w obrębie którego znalazł się bogato wyposażony dom kultury z salą kinowo-teatralną oraz rozlicznymi miejscami pozwalającymi rozwijać zainteresowania kulturalne (plastyczne, muzyczne, recytatorskie, zespół tańca, w którym i mnie przyszło stawiać pierwsze kroki; w krakowiaku) oraz stołówka (pełniła też funkcje rozrywkowe, quasi-restauracyjne). W przedsięwzięciach, służących wszystkim mieszkańcom Kowar, miejsce szczególne przypisano oświacie.

Dla rodziców, których status społeczny określały robotnicze zawody (farbiarz i krawcowa), nader ważne stało się – po doświadczeniach dwudziestolecia międzywojennego (doznali bezrobocia i ubóstwa) oraz warszawskich przeżyciach okupacji hitlerowskiej – osiągnięcie stabilizacji i względnego dobrobytu oraz korzystanie z awansu społecznego. Sympatie polityczne, w tym członkostwo partyjne mojego taty (przedwojenne) wiązały go z PPS-em[2]. Pragnieniem rodziców było zapewnienie dzieciom wykształcenia na poziomie, pozwalającym na porzucenie ubóstwa cywilizacyjnego. Realizacja owych ambicji łączyła się – mimo warunków zapewnianych przez państwo – z wyrzeczeniami. Przyszło mi wyrastać w klimacie respektu dla pracy, szacunku dla dóbr kultury i autentycznych wartości humanizmu. W ówczesnych warunkach sprawy wielkiej polityki rysowały się mgliście, można rzecz – jako odległe. Aliści niepewność polskiego władania na Ziemiach Zachodnich i Północnych wobec zagrożeń nową wojną, pojawieniem się „żelaznej kurtyny” były dostrzegane przez nastolatka. Jako uczeń nie odnotowywałem przypadków odrzucania nowego porządku społeczno-politycznego, więcej – brak zdarzeń pozwalających sądzić, że nie doznawał on od kowarskiej społeczności poparcia. Kiedy zaś rozpoczynałem we wrześniu 1955 roku ósmą klasę, niebawem nastąpiła „odwilż”, a represyjność reżimu osłabła; dorastanie do dojrzałości nie natrafiało wtedy na przeszkody. 

 


Kl. IV, wiosna 1952 r.


Czerwiec 1952 r.

We wrześniu 1951 roku nowy rok szkolny zainaugurowała, pod egidą Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, 11-letnia Szkoła Ogólnokształcąca Stopnia Podstawowego i Licealnego, w której otwierano kolejne klasy. Od początku istnienia priorytetem stała się kompetentna kadra nauczająca, której dobór wiązał się z wyjątkowo wysokimi wymaganiami; część nauczycieli legitymowała się stażem przedwojennym. Już wtedy, po czas matury – 1959 roku – poziom edukacji zdawał się mieć tu rangę najwyższą[3].


1 Maja (lub 22 Lipca) 1952 r. (KBJ - werblista)

W pamięci ucznia klasy czwartej (rok szkolny 1951/1952) zachował się obraz szkoły, w której przeważał zapach zaprawy murarskiej i farby. Wtedy niejednokrotnie przychodziło uczestniczyć w przysposabianiu pomieszczeń do pierwszych lekcji. Szkoła zaskakiwała wyposażeniem oraz racjonalnością – na owe czasy – rozwiązań służących uczniom i nauczycielom: biblioteka, sala gimnastyczna, obszerne szatnie, jasne korytarze i sale lekcyjne, stołówka, boiska. Od początku była ona traktowana przez władze w sposób szczególny, że nie powiedzieć uprzywilejowany. Mieściła się ona bowiem w szerokim państwowym programie oświatowym. Wszak była to placówka nowa, budowana od podstaw – zarówno jeśli idzie o formę (pytanie o projektanta?), jak i kadry - starannie dobrane pod względem kwalifikacji. Zapewne miała być symbolem postępu i nowych porządków. Ponadto jej ulokowanie w obszarze „nowego osiedla” (jak się mawiało), związanego z „kopalnianą” prosperity, przekładało się na wsparcie materialne. Właśnie edukacyjne perspektywy, roztaczane przed przyszłymi uczniami stały się czynnikiem przesądzającym o decyzji mojego przejścia do nowej, „świeckiej” szkoły[4]. Dla mnie – można rzec – była to szkoła „rodzinna”. Uczyli się w niej starszy brat Mieczysław (rocznik 1936, klasa ósma, późniejszy absolwent Szkoły Orląt w Dęblinie, pilot bombowców odrzutowych), młodszy Andrzej (rocznik 1948) oraz siostra, Ewa (rocznik 1950, absolwentka AWF we Wrocławiu, później aktorka w kabarecie ZAKR oraz teatrze „RAMPA” w Warszawie).


Wycieczka do Warszawy (1955 r.?)

 


Klasa VIII (rok szkol. 1955/1956)

 


Pan Twardowski; Teatr szkolny (1956 r., ?)

 

 


Kl. IX, marzec 1957 r.

 


Kasprowy Wierch, Tatry, VII 1957 r.
 

 



Na Gubałówce, VII 1957 r.

 


Na obozie szkoleniowym drużynowych zuchowych (Wędrzyn, VIII 1957 r.)

 


Skierowany przez Komendę Hufca ZHP w Jeleniej Górze (Wędrzyn, VIII 1957 r.)

 


Z zuchami w Harcówce szkolnej, jesień 1957 r.

 



Kl. X, koniec roku szkolnego, 21.06.1958 r. 

 

W 1959 roku wraz z maturą w Szkole Podstawowej i Liceum Ogólnokształcącym w Kowarach dobiegła końca edukacja sięgająca roku 1951 – od czwartej klasy w 11-letniej Szkole Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego. Klasa maturalna nieliczna, w której było zaledwie 13-14 osób, jednakże legitymująca się wynikami godnymi uznania; przy pierwszym „podejściu” około dziesięciu maturzystów otrzymało indeksy szkół wyższych. Wypadnie wyrazić żal, że nie była to grupa spojona bliskimi więzami koleżeńskimi, których źródłem byłyby wspólne zainteresowania. Zupełnie nie interesowałem się piłką nożną, moją pasją były harcerstwo, film, teatr, malarstwo, literatura, osobliwie amerykańska; koleżanki miałem poza szkołą.

Jednakowoż szkoła, wyposażając nas w podstawowy zasób wiedzy, ale przede wszystkim motywując do odnajdywania własnej drogi wkraczania w dorosłość, spełniła edukacyjną i wychowawczą funkcję; zasługuje na wysoką ocenę. Jeśli idzie o wyniki nauki, należałem do uczniów średnich, nadmiernie się nie wybijających. Niejednokrotnie sprawiałem problemy wychowawcze, nad czym jednakże nie ubolewam, żywiąc nadzieję, że po latach odnajdę zrozumienie u moich nauczycieli. Albowiem z jednej strony rodziła się i ugruntowywała racjonalna niepokorność, którą nadal bardzo cenię – szczególnie u studentów. Z drugiej zaś, wyraziściej rysowały się możliwości, jakimi dysponowali wychowawcy i nauczyciele oraz kształt relacji między nimi. W zależności od osobistych predyspozycji i otwartości, szkoła rozbudzała zainteresowania sztuką, literaturą, teatrem i filmem, skłaniając do kultywowania własnych pasji (np. harcerstwo, ciekawość świata). Kwestią otwartą pozostaje, w jakim stopniu to, w co szkoła zdołała wyposażyć, co zaszczepić zostało wyzyskane? Czerpię satysfakcję z możliwości legitymowania się ukończeniem szkoły w Kowarach. Klimat domu rodzinnego oraz szkoła w decydującej mierze przetarły zatem na wstępie szlak wiodący do osiągnięcia pomyślności i satysfakcji zawodowej oraz zadowolenia osobistego. Później w Kowarach bywałem podczas wakacji studenckich. Pracowałem przy wyrębie lasu, parając się dekarstwem, uczestnicząc w remontach słupów wysokiego napięcia czy odnawianiu fabryki porcelany technicznej, kopiąc rowy melioracyjne etc.

Po latach, z satysfakcją odnajduję ślady przeszłości w pracy Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Kowarach. Można je dostrzec w kultywowaniu pozytywnych wartości z okresu otwartego powołaniem w 1951 roku – z myślą o przyszłości – 11-letniej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego. Nade wszystko w kontynuowaniu i wzbogacaniu dobrej tradycji oraz podtrzymywaniu klimatu, w którym uczeń i nauczyciel mieli szansę egzystować w taki sposób, by łączyły ich wspólne motywacje, a bywało i pasje (np. harcerstwo) [5].

Z obserwacji i kontaktów na przestrzeni ostatnich lat, które sobie wielce cenię, wnoszę, że szkoła stara się odpowiadać współczesnym wymaganiom. Niejako symbolem przejawianych ambicji i drogi jaką Szkoła pokonuje, jest mariaż ze Stanisławem Lemem (Gimnazjum oraz Liceum Ogólnokształcące Jego imienia). Dorobek szkoły bliski jest jego filozofii. Dokumentują to dokonania absolwentów, nauczycieli, uczniów oraz osób pozostających pod jej wpływem. Lem to człowiek renesansu, z łatwością przekraczający granice doświadczanego świata. Bliski człowieczych rozterek: tyran – jak wspominał – terroryzujący w dzieciństwie otoczenie, jako dorosły – wybierał między rolą spawacza i medyka, osiągnął kunszt pisarza-wizjonera. Świat chłonął jego twórczość, dostrzegając w niej znamię współczesności i przyszłości.

Szkoła pozostaje nieodłącznym ogniwem dziejów miasta i regionu. Jej zasługi w krzewieniu wiedzy, kultury nie podlegają kwestii. Integracja – pamiętając o powojennych dziejach – z Polską, ale jednocześnie z Europą – to dzieło, w które wpisują się dokonania szkoły.

 

 


 

Karol B. Janowski - prof. zw. dr hab., absolwent Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Historyk, politolog, socjolog polityki. Specjalizuję się w problematyce teorii polityki, skupiając aktualnie zainteresowania badawcze na genezie i przebiegu zmiany politycznej w Polsce oraz kulturze politycznej Polaków. Dorobek obejmuje ponad dwieście pięćdziesiąt pozycji (książki, studia i artykuły, referaty na konferencjach, ekspertyzy) odnoszących się do problematyki współczesnej polskiej historii politycznej, teorii polityki, socjologii polityki, systemów politycznych. Moje książki znajdują się w zasobach Biblioteki Narodowej, Kongresu Stanów Zjednoczonych, niektóre z nich można znaleźć w bibliotekach Uniwersytetu Michigan oraz University of Washington. Jestem honorowym członkiem Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych; byłem sekretarzem oddziału we Wrocławiu (1972-1975) i sekretarzem generalnym (w latach 1988-1992). Hobby: taniec, fotografia, żeglarstwo morskie, podróże.


Stopień doktora nauk humanistycznych. Aula Leopoldyna UWr, 1972 r.

Strona http://karol-b-janowski.waw.pl/

 

Warszawa, w lutym 2016 r.

 


Na podstawie opracowania powstałego w związku z sześćdziesięcioleciem 11-letniej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego w Kowarach (wrzesień 1951 roku); obecnie – Gimnazjum oraz Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Lema; http://karol-b-janowski.waw.pl/OD%20KOWAR%20SIE%20ZACZELO.pdf .

[1] Nazwa, wbrew wyobrażeniom współczesnych hunwejbinów, których „uwiera” np. ul. Czerwonych Wierchów, nie miała nic wspólnego z Bolesławem Bierutem).

[2] Atmosfera rodzinnego domu przesądziła po latach o temacie doktoratu: Polska Partia Socjalistyczna na Dolnym Śląsku (1945-1948). Obrony w Wydziale Filozoficzno-Historycznym UWr im. B. Bieruta w 1971 r. Opublikowana w Wyd. Ossolineum w 1978 r.; przesunięcie w czasie spowodowane „oczekiwaniem” na pracę nt. PPR.

[3] Jakkolwiek zdarzały się przypadki zaskakujące nietrafnością. Przykładem nauczyciel historii, absolwent KUL, znany m.in. z jednorodności tematycznej (sławna „trójpolówka”). Jego nauczanie legło u źródeł późniejszej kariery historyki, która wszakże pozostała doń w opozycji.

[4] Nader ważnym powodem  przeniesienia się do nowej szkoły stała się dotkliwa kara fizyczna (wręcz pobicie) za domniemane przewinienia w dotychczasowej szkole (w kompleksie kościoła ewangelickiego, usytuowanego po drugiej stronie rzeki w stosunku do ratusza).

[5] Cenię nagrodę „Kowarskiego Lemoludka”, którym Szkoła uhonorowała „za mecenat twórczości intelektualnej i artystycznej uczniów i uczennic Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisław Lema w Kowarach”. Od 2012 r. w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Kowarach odbywa się coroczny konkurs o „Stypendium prof. K.B. Janowskiego”, finansowane przez KBJ.  Jego laureaci są honorowani dyplomem oraz nagrodą finansową. Tematyka konkursu związana jest z Dolnym Śląskiem, Kowarami lub szkoła. Tak więc jego pierwsza edycja dotyczyła   „ 500 lat Kowar na tle Dolnego Śląska”, zaś tegoroczna (2015-16) -  „Schmideberg - Krzyżatka - Kowary. 70 lat osadnictwa Polaków w Kowarach".