Lewin Kłodzki

wróć


 

Renata Witkowska

Pamiętam taki obrazek: pełnia księżyca, gwiazdy nad nami, świetliki pod nogami. Z Lewina do Taszowa skrótem jest nie więcej niż 4 kilometry. I tylko ten ciężar – w plecakach, zamiast jedzenia, silnik junaka 350.

A poranna wyprawa do toalety w latach dziewięćdziesiątych w Taszowie była prawdziwą sztuką. Latem można było czytać tam książki, za to zimą – szybko i tylko wtedy, kiedy nie masz innego wyboru!

No i pierwsza śmierć, sąsiada, kierownika OW Akademii Rolniczej. Zbieram zieloną fasolkę szparagową własnoręcznie zasadzoną i ryczę w niebo, bo nie rozumiem. Dlaczego tacy ludzie umierają?

 

 

 


Jeżeli chcesz utrwalić  wspomnienia dotyczące Lewina Kłodzkiego albo innego dolnośląskiego miejsca, przejdź do FORMULARZA ZGŁOSZENIOWEGO. Zajmie Ci to trzy minuty. 

 

 

Przeczytaj cały pamiętnik: