Lubiąż

wróć


 

Anna Moroz

Pamiętam, że dzieci w Lubiążu w latach osiemdziesiątych bawiły się nie w pobite, a w „pomylone” gary, a najgorszym wyzwiskiem w podstawówce było: „Ty pacjencie!”.

Pamiętam, czym jeździliśmy do przedszkola w Lubiążu. Bonanzą. Był to traktor z doczepioną niebieską przyczepą od autobusu (jelcza, zwanego „ogórkiem”). Bonanza jeździła spod szpitala do przedszkola na drugim końcu wsi.

Pamiętam, że w Lubiążu najlepszy chleb był z piekarni szpitalnej. Można go było kupić w sklepiku koło bramy. Z piekarni przywoził go meleks z przyczepką, na której stały kosze. 

 


Jeżeli chcesz utrwalić  wspomnienia dotyczące Lubiąża albo innego dolnośląskiego miejsca, przejdź do FORMULARZA ZGŁOSZENIOWEGO. Zajmie Ci to trzy minuty. 

 

 

Przeczytaj cały pamiętnik: