Lubin

wróć


 

Ani słowa o górniczym Lubinie

 

Było to wczesnym latem 1962 roku. Drugi rok Zasadniczej Służby Wojskowej.  Powracałem właśnie z podróży służbowej, autobusem linii Wrocław-Zielona góra, kiedy to na którymś tam z kolei przystanku kierowca kategorycznie oświad­czył, że dalsza jazda chwilowo jest niemożliwa z uwagi na po­ważny defekt silnika. Określony czas postoju miał trwać około godziny. Interwencja pogotowia technicznego była wprost pożądana. Ciepłe letnie popołudnie dało się we znaki niejednemu przechodniowi, a co dopiero mówiąc o pasażerze siedzącym w roz­palonym i dusznym od słońca autobusu. Pragnienie spowodowane gorączką, nadwerężało siły choćby najwytrwalszego człowieka. Wyszedłem więc z autobusu, na dość prymitywnie urządzony lubiński dworzec PKS, który się mieścił przy ulicy Legnickiej obok lubińskiego ratusza, w celu ugaszenia pragnienia. 

Można powiedzieć, że odbudowanie lubińskiego przemysłu rozpoczęło się na dobrą sprawę w czerwcu 1945 r., kiedy przy Zarządzie Miasta powstał wydział mechaniczno-budowlany. Poszukiwano dokumentacji, próbowano uruchamiać strategiczne urządzenia. Latem na terenie Fabryki Mechanizmów Fortepianowych uruchomiono agregat prądotwórczy, który dawał elektryczność i oświetlał pewną część miasta. Ale to rzemiosło już funkcjonowało, gdy lubiński przemysł inwentaryzowano. “Rezultaty oględzin były następujące: ul. Kolejowa 1 - zakład powozowy, tamże - zakład kowalski, ul. Piastowska 8 - zakład stolarsko-meblowy, wszystkie nie zniszczone, z niekompletnymi maszynami; ul. Zamkowa 34 - zakład ślusarski, zniszczony, brak maszyn; ul. Legnicka 28 - zakład samochodowy, brak maszyn”. W październiku 1945 r. rusza produkujący traktory Państwowy Ośrodek Maszynowy, natomiast w 1946 r. oddano do użytku Fabrykę Maszyn Rolniczych. Próby uruchomienia cukrowni i Fabryki Wyrobów Metalowych nie kończą się pomyślnie. W grudniu 1946 r.produkcję mebli i podzespołów fortepianowych zaczyna Fabryka Mechanizmów Fortepianowych (dawny zakład Langera i Gadebuscha), która do czasu powstania zakładów górniczych była największym zakładem przemysłowym w Lubinie.

Od biegającej w koło autobusu rozbawionej dzieciarni dowiedziałem się, o istniejącym przy ulicy Ścinawskiej barze, w którym jak twierdzili na sto procent jest piwo. Udałem się według wskazanego mi azymutu w kierunku istniejącej knajpy. Pech chciał, że do mojego pragnienia dołączył jeszcze tuman kurzu od krów pędzonych przez jakiegoś wyrostka, machającymi pobrudzonymi ogonami, na pastwisko. Ale po małych kłopotach dotarłem wreszcie do baru o nazwie "Miedzianka”. Przekroczenie progu tego wyśmienitego lokalu, sprawiło wrażenie przebywania w ulu wraz z tysiącem rozjuszonych pszczół, wściekłych na no­wego przybysza. Brudne czarne ściany, a na nich stada much zry­wających się na każde poruszenie człowieka, przypominały taniec pięknego moskiewskiego baletu na lodzie. Usmarowany, brudny bufet, a za nim tęga tłusta pani, głośno sapiąc od czasu do cza­su odganiała niegrzeczne muchy, które bez przerwy atakowały lekko cuchnący salceson służący pod "jeden głębszy”. Miałem już tego dość. 

“Defil zajmował się obróbką drewna, odpadki dawano pracownikom (listewki, klocki, nawet takie, które można było zużyć w pracowni szkolnej, do zbudowania parkanu). W jakich warunkach pracowali ci ludzie? Chodząc po różnych działach, tworzyło to dziw,  że robotnicy, prości ludzie, których nazywano ‘chłoporobotnikami’, po dorywczym szkoleniu potrafili robić cuda. Pracowano dwanaście, szesnaście godzin, bez zmuszania; kiedy zaistniała potrzeba szukania starych pianin, jeden drugiemu przekazywali, że ktoś gdzieś ma fortepian, i szli w przerwach po pracy, panie, sprzedaj pan fortepian, on nie chciał pieniędzy, tylko drewno” - wspominano na spotkaniu z seniorami w lubińskim domu pobytu dziennego. W 1950 r. Fabryka Mechanizmów Fortepianowch produkująca klawiatury i inne podzespoły dla zakładów w Legnicy i Kaliszu  zatrudniała 187 osób. Produkowano mechanizmy dla kaliskiej Calisii i Legnickiej Fabryki Fortepianówi i Pianin. W tym czasie otwiera się Dział Lutniczy (oprócz skrzypiec wytwarzający madoliny czy basetle). Kilka lat później powstają nowe linie produkcyjne: wiolonczeli, kontrabasów, bałałajek, gitar, ukulele. Produkowane są zabawki muzyczne, tamburyna, pokrowce. Zmianie ulega nazwa zakładów, działająca od tej pory jako Dolnośląska Fabryka Instrumentów Lutniczych. Był to zdecydowanie najważniejszy zakład produkcyjny w nieuprzemysłowionym mieście, w którym funkcjonowały również m.in. mleczarnia czy niewielka fabryka obuwia. 

Ten widok wyprowadził mnie z równowagi, ale je­dnak pragnienie przezwyciężyło wszystko. Wziąłem jedno duże piwo, a zauważywszy ludzi w stalowych górniczych mundurach - ludzi mojego zawodu, skorzystałem z wolnego miejsca przy ich stoliku, wdając się w krótką ale jak mi ważną dyskusję. Dowie­działem się od swych towarzyszy piwka wprost niewiarygodnych rzeczy, o bogactwie jakie leży w okolicach Lubina. Wprawdzie zawstydziłem się ogromnie, że sam jako górnik, nie słyszałem o budowie tak wielkiej kopalni, ale moi rozmówcy byli zbyt dobrze podchmieleni, aby zauważyć moją tremę, dlatego bez żadnego zająknięcia prawili mi: jak to pan inżynier Jan Wyżykowski odna­lazł wielkie żyły rudy miedzi, której zasób jest obliczony na kilkadziesiąt milionów ton czystej miedzi. O przyszłości kraju i miasta, które to dzięki tak wielkiego przedsięwzięcia budowy kopalń, wyrośnie na nowe, piękne młode miasto. 0 potrzebie rąk do pracy, przyszłości młodych ludzi wprost mnie zaskoczyła. Odnaleźć drogę do przyszłości przez przypadek defektu silnika - to wielkie szczęście. 

W latach 1963-66 w Defilu (wcześniej stosującym skót DFIL) wyprodukował 1017 pianin Lubin. Po tym okresie wrócono do produkcji mechanizmów pianinowych. W roku 1975 wyprodukowano 69508 gitar, pięć lat później - ponad 90 000 przy jednoczesnym rocznym tempie produkcji  9-11 000 mechanizmów potrzebnych przy produkcji pianin w Legnicy i Kaliszu. Defil jednak stał produkcją gitar akustycznych, które w strukturze produkcji zdecydowanie dominowały nad mandolinami, mandolami, skrzypcami czy gitarami elektrycznymi. Jeśli Centrala Handlowej Przemysłu Muzycznego oferowała za złotówki gitary, to tylko defilowskie. To na nich kształcili się amatorzy początkujący profesjonalni muzycy późniejszych kapel rockowych. “Kiedy miałem jakieś dziesięć lat, brat przyniósł do domu stare pudło Defila i od tego momentu właściwie nie wypuszczałem tego instrumentu z ręki” - Tomasz "Magic" Osiński (Sweet Noise). “Zaczynałem od muzyki elektronicznej (Jarre, Vangelis), stąd też moim pierwszym instrumentem były klawisze. Kiedyś zamieniłem się z kumplem, bo on miał Defila. Gość zjarał mi organki i defil posiedział u mnie dłużej” - Marek Pająk (Vader). ”Pierwszą gitarę dostałem w prezencie od babci - to był Defil, który puszczał krew z palców [...] Próbowałem grać jakiś przebój, coś się nauczyć i niestety rozwaliłem tę gitarę o ścianę, bo byłem trochę zdenerwowany, że nie mogę sobie poradzić. Była okropna, nie stroiła, ale jakoś ją naprawiliśmy i dalej na niej grałem” - Andrzej "Püdel" Bieniasz. “Zaczynaliśmy grać w wieku 12-13 lat. Próbowaliśmy łapać jakieś akordy na ortopedycznie niebezpiecznych gitarach akustycznych marki Defil i tak to się mniej więcej zaczęło” - Artur Lesicki i Marek Napiórkowski. ”Moją pierwszą gitarą elektryczną był Defil przezywany przez nas wtedy "Debilem" (śmiech). Nakleiłem sobie na korpus zdjęcie Hendriksa, i to już było ‘’coś’” - Grzegorz Skawiński (Kombi, O.N.A.). Na Defilu się zazwyczaj zaczynało, chyba że ktoś miał dojścia np. do czechosłowackiej Jolany.

Określony mój czas nie pozwolił mi na dłuższą dyskusję. Wobec tego pożegnałem się z towarzystwem, uda­jąc się czym prędzej w stronę dworca autobusowego, gdzie przy moim autobusie mechanicy kończyli ostatnie zabiegi, dusząc się ze śmiechu. Okazało się bowiem, że defekt silnika usunęła kilku­letnia dziewczynka, trzymając jeszcze w ręku okopcone od sadzy majteczki, które to przy pomocy mamy wyciągnęła z rury wydechowej autobusu, gdzie uprzednio umieścili je tam jej star­si koledzy - o tak, po prostu dla zabawy, a doświadczony kierowca, przodownik pracy z PGR-u nie przypuszczał nawet o takim kawale. Kierowca zdenerwowany przez swych mechaników ruszył ze stanowis­ka na pełnym gazie, budujące się dwupiętrowe bloki osiedla awa­ryjnego, mignęły przed szybami pędzącego autobusu. Zaraz za miastem widniała tymczasem wieża szybowa szybu wschodniego Lu­bin oznakowana odpowiednią tablicą, a dalej "'wieże szybów głów­nych kopo Lubin. Jadąc - zastanawiałem się nad swoją przyszłością. Ostatecznie niebawem kończyłem służbę wojskową, należało pomy­śleć poważnie o przyszłości. Utorować sobie tak życie, aby póź­niej z niego być zadowolonym. Lubin chociaż chwilowo małe i to w dodatku bardzo niemiłe miasto, w przyszłości może być nowym współczesnym miastem. 

Defil oblał najtrudniejszy egzamin: z transformacji ustrojowej. W 1994 roku wprowadzono zarząd komisaryczny. W 2001 r. zakład ogłosił upadłość, po zamknięciu postępowania upadłościowego w 2005 roku w obiekty fabryczne pojawił się bazar i sklep meblowy. Interesującą inicjatywą, która miała przywrócić pamięć o Defilu był projekt The Feel of Defil, którego pomysłodawcą był Emil Bonifaczuk. Lokalne centrum kultury Wzgórze Zamkowe dzięki “Defil - fabryka wspomnień” gromadziło opowieści i archiwalia związane z zakładem. Warto pamiętać również o inicjatywie warszawskiej, czyli Muzeum Gitar Defil, które jest prowadzone przez Waldemara Kuleczkę, muzyka związanego niegdyś m.in. z Oddziałem Zamkniętym czy Papa Dance. To obecnie bodaj największa kolekcja defilowskich gitar w Polsce.

Tam, gdzie przemysł, tam jest wszystko a przecież Lubin tym wymogom odpowiada. Nie istniejąca na mapie Nowa Huta dziś jest wielkim przemysłowym miastem. To samo i będzie z Lubinem. Powstaną nowe kopalnie, a z nim w szybkim tempie będzie się rozwijało budownictwo mieszkaniowe, szkoły, sklepy, domy kultury, kina i wiele innych punktów rozrywkowych, jednym słowem będzie powstawać to, czego potrzebuje młody czło­wiek, dążący do ustabilizowania swojego życia na przyszłość. 

Calypso, Carioca, eksportowana na Kubę Cha Cha, Jola, Rumba, Samba, Lotos, Mambo, Melodia, Echo, Tarantella, Rytm, Aster, Kosmos, Jazz, Luna, Tosca, Baston, Orlik. Żadna z tych nazw nie nawiązuje ani do miedzi, ani górnictwa. Nie dowiemy się też, czy anonimowy autor tego wspomnienia w wolnych chwilach grał na jakimś defilu.

Końcowe miesiące mojej służby ciągnęły się w nieskończoność; miałem na tyle czasu, aby przemyśleć swoje plany dokładnie, z najmniejszymi szczegółami.



 

Cytaty pochodzą z niepublikowanego wspomnienia nadesłanego na konkurs ogłoszony przez Instytut Filozofii, Socjologii i Logiki Uniwersytetu Wrocławskiego. Godło autora: Górnik.




Źródła:

“Lubin w latach 1975-1985”, Wojewódzki Urząd Statystyczny w Legnicy, Legnica 1986;
Lubin. 1945-1985”, Wojewódzki Urząd Statystyczny w Legnicy, Legnica 1986;
Miasto Lubin w latach 1975 - 1996”,  Urząd Statystyczny w Legnicy, Legnica 1997.

https://magazyngitarzysta.pl/muzyka/wywiady/19602-marek-pajak-vader
https://magazyngitarzysta.pl/muzyka/wywiady/22178-andrzej-pdel-bieniasz
https://magazyngitarzysta.pl/muzyka/wywiady/18905-artur-lesicki-i-marek-napiorkowski
https://magazyngitarzysta.pl/muzyka/wywiady/10017-grzegorz-skawinski
https://magazyngitarzysta.pl/muzyka/wywiady/1876-tomasz-magic-osinski-sweet-noise

 

 


 

Oprac. Grzegorz Czekański

Zrealizowano w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.