Oborniki Śląskie

wróć


 

Ambrozja, Bear-Minty i rożki Schöllera


 

Z siedmiu działających przed 1990 rokiem zakładów przemysłu cukierniczego na terenie województwa dolnośląskiego, tylko ZWC “Miś” przetrwał jako firma rozwijająca się, zwiększająca produkcję i zatrudnienie.

[Z jubileuszowego folderu reklamowego Zakładów Wyrobów Cukierniczych “Miś”, 1956-2006]

 

Pamiętam go jeszcze z 2005 r. Ten firmowy sklep “Misia” czekał z łakociami na mieszkańców Wołowa, którym wtedy powoli się stawałem, jak staruszek z reklamy Werther’s Original. Był właściwie topograficznie w mieszkańców Wołowa (i powiatu) wymierzony. Jak prztyczek w stronę diety. Wyczuwało się w tym butiku z łakociami jakąś dekadencję, jakieś niedowierzanie, że takie miejsca są gdzieś wokół nas, coraz mocniej zapomniane, ale wciąż działające, trochę na zasadzie wehikułu czasu czekającego na ostatnią kropkę nad wolnorynkowym “i”. Czasami spotyka się podobne sklepy z logo Społem. Wydają się nieśmiertelne, a kiedy po jakimś czasie tam chcesz kupić oranżadę ze szklanej butelki, żałujesz, że w tym, zlikwidowanym już teraz nagle sklepie, nie zrobiłeś ostatnim razem zdjęć murala pamiętającego połowę lat 80. I tę kropkę nad wolnorynkowym  “i” w końcu firmowemu punktowi sprzedaży detalicznej Zakładów Wyrobów Cukierniczych “Miś” postawiono. Sklepowi, i całej fabryce, której zadłużenie, gdy w 2016 roku ogłosiła upadłość, liczyło 22 miliony zł.

Pianka cytrynowa albo kakaowa w czekoladzie; galaretki warstwowe i pianko-galaretki “Fantazja”; pianka śmietankowa “Ambrozja”, pianki cytrynowe, waniliowe, kakaowe, śmietankowe; galaretka w czekoladzie; ciastka kruche oblewane i nie; przekładane kremem wafle: kakaowe, śmietankowe, waniliowe, orzechowo-kakaowe, poziomkowe, kokosowe nieoblewane lub oblane czekoladą lub masą czekoladopodobną; prostokątne herbatniki z polewą lub bez; karmelki twarde owocowe o nazwie “Mr BEAR-FRUIT lub miętowe “BEAR-MINTY”; kruche “Wspaniałe Ciasteczka”; batoniki i paluszki w czekoladzie z orzechami arachidowymi, rodzynkami, wiórkami kokosowymi, sezamem i kakao; lizaki o smaku owocowym; cukierki “Michaele” z dodatkiem naturalnego kakao i orzechów arachidowych; mleczne, makowe, kokosowe, sezamowe i owocowe sugusy, czyli “Irysy”. Takie produkty reklamowano we wściekle kolorowych folderach opatrzonych podpisem “Miś wie, co dobre!”. Jak to wszystko się zaczęło?

Jest 1956 rok, w piwnicach wrocławskiego Wojewódzkiego Związku Gminnych Spółdzielni “Samopomoc Chłopska” zaczyna się produkcja listków waflowych, a później w dwóch innych lokalizacjach rusza produkcja macy (anonsowanej jako płatki dietetyczne) i lizaków. Ten okres uznaje się za początek “Misia”, mimo że przeniesienie do Obornik Śląskich ma miejsce dopiero w sierpniu 1967 roku. Wówczas dzięki staraniom Jana W. Minty podjęto decyzję, aby w starej przetwórni owocowo-warzywnej uruchomić normalną, skomasowaną, planową Wytwórnię Wyrobów Cukierniczych “Miś”. Asortyment rozszerza się o draże, galaretki, pastylki, herbatniki. Rekrutowana jest fachowa kadra, organizowane jest zakładowe laboratorium. W Obornikach Śląskich pojawia się główny technolog Ryszard Dec, który przybył z jeleniogórskiego Zakładu Przemysłu Cukierniczego “Śnieżka”. Lata 70. to czas inwestycji i rozbudowy “Misia”: zostaje wybudowana kotłownia, powstaje budynek waflarni, a przede wszystkim otworzono liczącą 3000 metrów powierzchni halę produkcyjną opartej na linii produkcyjnej niemieckiej firmy Franz Haas Waffelmaschinen. Symbolem rozwoju firmy jest rok 1975, kiedy pod szyldem Misia, z centralą w Obornikach Śląskich, zaczynają funkcjonować dwa zakłady podległe: w Sobótce (krówki, ptasie mleczko w czekoladzie) i Jelczu-Laskowicach (herbatniki i inne ciasteczka). W 1979 roku zostaje uruchomiona hala “A”, w następnych sukcesywnie modernizowana i wyposażana w odpowiedni park maszynowy. 

Jan W. Minta przyczyniwszy się do rozkwitu zakładu, w 1981 r. przechodzi na emeryturę. Jego obowiązki przejmuje Mirosław Urniaż. To trudny czas dla firmy, borykającej się m.in. trudnościami w pozyskaniu surowców w trakcie stanu wojennego. Mimo to pod koniec dekady pojawia się szereg inwestycji: wyposażona w dwa wysokoprężne kotły kotłownia, budynek socjalno-magazynowy, magazyn surowcowy i techniczny, włoskie urządzenia do pakowania wafli marki Cavanna. “Miś” jest również obecny poza obszarem zakładu. “Przy okazji różnych wydarzeń organizowanych w domu kultury, zwłaszcza dla dzieci, szło się do dyrektora Urniaża po słodycze” - wspomina dyrektor Obornickiego Ośrodka Kultury Halina Muszak. “Pamiętam, że na niektórych można było zęby złamać, ale miały one swoją magię; hojnie obdarowywano nas też cukierkami, lizakami czy np. śliwkami w czekoladzie. Otrzymane w ośrodku kultury łakocie były magiczne”.

Transformację ustrojową “Misiowi” udaje się przeżyć bez kapitału zagranicznego, dzięki zyskowi i kredytom spłacanych z własnych środków. Wcześniej, w 1990 r, gdy została rozwiązana nadrzędna jednostka, WZGS “Samopomoc Chłopska”, "Miś" przeszedł zmiany strukturalne i stał się spółdzielnią. Każdy pracownik może zostać udziałowcem, pod dwoma warunkami. Po pierwsze: zaangażowanie załogi-spółdzielców musi odbywać się na poziomie min. 60%. Drugim była wpłata przez spółdzielców środków finansowych w wysokości co najmniej trzykrotnej pensji z poprzedniego roku. Nie wszyscy mogli sobie na to pozwolić, ale operację zakończono sukcesem. Spółdzielnię zawiązano.

W latach 90. przybyło kolejnych inwestycji: zakupiono dwie linie do oblewania produktów czekoladą, urządzenia do formowania ciastek, piec przelotowy, w którym wypiekano herbatniki, a także maszyny do formowania batonów, pakowaczki. Do wyrobu wafli nabyto piec marki Haas. To wszystko było możliwe w sporej mierze za sprawą podpisania intratnego kontraktu z przedsiębiorstwem Big Drum na produkcję rożków waflowych używanych np. do produkcji lodów Schöller, jak również na eksport do Rosji. Było to również bardzo ważne ze względu na specyfikę trybu pracy w zakładzie cukierniczym, gdzie w trakcie miesięcy letnich, gdy produkcja wyrobów czekoladowych spadała, więc załoga w owym czasi była przestawiana na wyrób rożków. W latach 90. w ciągu roku produkcja sięgała 30 ton. “Obniżki cen, promocje, dodatkowe upusty powodują, że ci, których stać, silni kapitałowo, mogą sobie pozwolić na sprzedaż części produkcji bez zysku, a nawet poniżej kosztów wytwarzania po to, by utrzymać się na rynku i nie dopuścić do przeterminowania wyrobów. Zapasy w fabrykach cukierniczych zaczęły bowiem gwałtownie rosnąć” - mówił w wywiadzie dla “Magazynu Trzebnickiego” w 1998 r. dyr. Urniaż. Wskazywał wówczas na kurczącą się branżę cukierniczą, tracącą 20% przychodu w ciągu roku. “Na wszelkich możliwych promocjach skorzystał handel i w ostatecznym rozliczeniu klient, tyle że taka sytuacja nie może trwać długo. - Można rozdać część zapasów z magazynu, żeby nie zniszczyć towaru, żeby uzyskać rynek, ale normalnie trzeba sprzedawać powyżej kosztów produkcji” - mówił.

 

Po wstąpieniu do Unii, udało się pozyskać środki na zakup urządzeń potrzebnych do produkcji kremów. Rynek zbytu staje się jednak coraz mniej stabilny. W 2009 r. “Misia” przejmuje Delicpol, W 2013 r. przedsiębiorstwo sprzedaje 100% swoich udziałów firmie inwestycyjnej Horizon Equity, która pikującego “Misia” miała wyprowadzić na prostą. To początek końca firmy z 65-letnią historią. Zalegający z płatnościami na rzecz kontrahentów, w 2016 roku upadłość. Sprawę badała prokuratora. Tymczasem obok sklepu firmowego drogą nr 340 przejeżdża się zawsze ze gorzkim odczuciem przygnębienia. Z działających po 1945 r. dolnośląskich zakładów cukierniczych ostała się tylko jeleniogórska Śnieżka.

 

 

 


 

Oprac. Grzegorz Czekański

Zrealizowano w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.