Pieszyczanie

wróć


 

Anna Kubinka: Pieszyczanie

 

„Mamy piękne działki, w fajnym otoczeniu. Dobre usługi medyczne, supermarkety, szkoły bezpieczne i ekologiczne. Nasze powietrze jest zbyt czyste – nie żartuję – nie łapiemy się przez to na żadne programy ekologiczne” –  wymienia burmistrz Pieszyc, Dorota Konieczna-Enozel. „Ludzie chcą się tu przeprowadzać. Tutaj warto mieszkać, nawet pracując w większym mieście. Bo tu jest komfort życia. To znak naszych czasów – mieszkańcy Bielawy, Dzierżoniowa, Dolnego Śląska przyjeżdżają tu szukać miejsca dla siebie”. A miejsce to przecież ludzie, którzy utożsamiają się z regionem; którzy kochają tę ziemię. W Pieszycach ludzie są aktywni, zaangażowani, świadomi. Patrzą w przyszłość, działają. Owszem, nie jest jeszcze idealnie. „Nie jest to miasteczko tak czyste, jakbyśmy sobie życzyli, brakuje też infrastruktury. Mieszkańcy zapewne powiedzieliby że prócz mieszkań, brakuje też pracy”. Jest wiele miejsc zaniedbanych, walących się szop na tyłach odmalowanych od frontu zabudowań. Poza tym w Pieszycach buszują ponoć szczury. „Rzeczywiście, z tym porządkiem trzeba sobie poradzić. Miejsce to ludzie, dlatego to jest zadanie dla nas wszystkich. Musimy wszyscy zacząć dbać o to nasze dobro poprzez budowanie wspólnoty i współdziałanie. Musimy dbać o zaangażowanie mieszkańców, stwarzanie możliwości rozwoju i poczucia bezpieczeństwa”. Dorota Konieczna-Enozel mówi z pełnym zaangażowaniem, chce wprowadzać nowy, obywatelski model działania w mieście i nie jest w tym działaniu osamotniona.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

W Pieszycach istnieje bowiem ścisła współpraca na najwyższym szczeblu władzy. „Pieszycka trójka”, tak określić można przedstawicieli trzech najważniejszych instancji miasta: urzędu, biblioteki i kościoła. Konieczna-Enozel zarządza tym pierwszym od 2014 roku. Jak powiedziała po wygranych wyborach: „Pieszyce potrzebują zmian i w końcu są na nie gotowe, a każdy oddany na mnie głos świadczy o tym, że w Pieszycach udało się nam obudzić poczucie wspólnoty, przynależności, a przede wszystkim poczucie współodpowiedzialności za tworzenie naszego miasta”. Po dwóch latach sprawowania urzędu pani Burmistrz wciąż podkreśla, że chce budować wspólnie z mieszkańcami, bo tylko w ten sposób można stworzyć coś naprawdę wartościowego.

 

 

Z tym przekonaniem zgadza się w zupełności Lidia Zakrzewska-Strózik, Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej-Centrum Kultury w Pieszycach. Ciekawe to połączenie, bo rzadko się zdarza, by to biblioteka prowadziła centrum kultury, jednak pani Lidia ma do funkcji biblioteki podejście niekonwencjonalne. Ujmując zwięźle istotę jej działań, można powiedzieć, że zajmuje się ona otwieraniem – przestrzeni, perspektyw, oczu i umysłów. Motto biblioteki brzmi: My dajemy Wam przestrzeń, a Wy nam swoją kreatywność, energię i zaangażowanie. Rzeczywiście przestrzeń gmachu gruntownie odnowionego i zmodernizowanego w latach 2013-2014 jest otwarta dla każdego, kto znajdzie dla niej kreatywne zastosowanie. Co więcej każda dobra inicjatywa może liczyć na profesjonalne wsparcie. Sama pani dyrektor spytana o największy powód do dumy po kilku latach sprawowania swej funkcji, zamiast opowiadać o projektach, dotacjach czy inwestycjach, mówi o powolnej, ale coraz wyraźniejszej zmianie mentalności ludzi i ich podejścia do autentycznego kulturowego dziedzictwa. To właśnie napawa ją największą dumą.

 


Ostatnim ogniwem pieszyckiej trójki jest ksiądz prałat Edward Dzik, proboszcz parafii pw. św. Antoniego. Choć pod jego adresem nierzadko padają zarzuty o zbytnie zaangażowanie polityczne, to jednak nie można mu odmówić prawdziwego zaangażowania w życie społeczne Pieszyc oraz w remont podlegającego mu, neogotyckiego kościoła. Lista pozyskanych przez księdza dotacji jest długa, a uciążliwa biurokracja nie przeszkodziła mu w sięgnięciu po środki unijne. W tym celu specjalnie dokształcał się w zakresie dofinansowań unijnych na wyższej uczelni. Nieczęsty to przypadek i godny uznania, bo ksiądz nie tylko pozyskuje środki, ale też daje przykład parafianom. Poza tym kapłan angażuje się w różne działania, zakłada chóry, stowarzyszenia, organizuje kolonie i pielgrzymki w Polsce i zagranicą, a w Sylwestra wspina się z parafianami na Wielką Sowę, bo jak sam mówi: „Kościół to właśnie budowanie wspólnoty, budowanie tożsamości, a ja jako proboszcz pragnę budować przez jedność”.

 

 

Między innymi to za sprawą tej trójki dzieje się w Pieszycach dobrze, i coraz lepiej. Każdy na swoim polu i na swój sposób angażuje, aktywizuje i jednoczy społeczność. Ten trójpodział władzy przekłada się na potrójną siłę oddziaływania, umożliwia dotarcie do przeważającej części społeczeństwa. Przykład? Nie trzeba szukać daleko: na pieszycką debatę projektu W drodze do tożsamości przyszły dzieci i seniorzy, siostry zakonne, nauczyciele, gajowy –  niemal pełny przekrój społeczny miejscowości. Przyszli, bo ktoś zaufany ich zaprosił, ktoś przekazał informację, zachęcił, powiedział, że to ważne. Rola lokalnego lidera, szczególnie w małych miejscowościach, jest nieoceniona. Liderzy nie tylko dają przykład, ale przede wszystkim zarażają zapałem, przekazują energię, rozbudzają kreatywność, wskazują drogę rozwoju, a jeśli  jeszcze potrafią ze sobą efektywnie współpracować, to na zasadzie synergii wielokrotnie zwiększają siłę swego oddziaływania. Tak właśnie współpracuje pieszycka trójka: pomagając sobie nawzajem, wspierając we wzajemnych zamiarach, dzieląc się swoimi wpływami.

 

 

Dzisiejszym miejscem spotkań, dyskusji i różnorodnych działań integracyjnych i rozwojowych dla mieszkańców Pieszyc jest Centrum Kultury. Ośrodek angażuje się w różnorodne inicjatywy, starając się rozwijać postawy obywatelskie, rozbudzać potencjał i rzeczywiście dotrzeć z odpowiednią ofertą kulturalną do każdego obywatela. Ten stan rzeczy jest jednak stosunkowo nowy, a przez wieki najważniejszą funkcję integracyjną sprawował w Pieszycach kościół. Symboliczne znaczenie ma tu historia parafii pw. św. Antoniego, która powstała w latach 1871-1875 na terenie należącym do fabrykanckiej rodziny Zwanzigerów, którzy niespełna trzydzieści lat wcześniej przyczynili się do wybuchu powstania tkaczy śląskich. Ponoć to właśnie krzywdzące obniżenie pensji pracownikom przelało czarę goryczy i doprowadziło do zrywu. Zwanzigerowie po latach mieli się opamiętać i w geście zadośćuczynienia przyczynić się do budowy protestanckiego kościoła. Świątynia została później konsekrowana na katolicką, jednak w swoim czasie była miejscem wspólnych modlitw zarówno protestantów, jak i katolików. Stały przy kościele dwie pastorówki, a na nabożeństwa przychodziło ponoć i trzy tysiące ludzi – jeden kościół łączył dwie wspólnoty.

 

Fot. Anna Kubinka.


Tuż po wojnie przyszło się parafii św. Antoniego zmierzyć z poważniejszym jeszcze wyzwaniem – stworzeniem wspólnoty z obcych sobie ludzi, którzy tu napłynęli z różnych stron Polski i Europy. Tamten czas obecny jest jeszcze w pamięci naszych rozmówców: „Bardzo dużo ludzi integrowało się przez kościół św. Antoniego. Ławki były pełne, a ludzie stali na balkonie i w przejściach. Zaś wieczorami w soboty zbierali się byle gdzie, na pierwszym lepszym podwórku... Ktoś miał gitarę, bęben, ktoś harmoszkę i tak ludzie zaczynali grać, tańczyć i śpiewać. Te chwile w kościele i podczas spotkań przy muzyce były najważniejsze”. Jedna z sióstr opowiada też, że gdy przyjechała do Pieszyc po raz pierwszy w 1976 r., miała okazję oglądać stare albumy, w których natrafiła na zdjęcia chóru, ogromnego chóru, wcześniej ludzi napływowych, ale na tym zdjęciu już zjednoczonych, tworzących wspólnotę.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Poza kościołem i muzyką była szkoła, a przy niej wiele grup od teatru, po spotkania turystyczno-odkrywcze. Góry były wielką tajemnicą, nie istniały jeszcze polskie mapy, szlaki były zniszczone, a urywki informacji o kopalniach srebra, sztolniach i kilometrach poniemieckich tuneli o nieznanym przeznaczeniu rozbudzały ludzką wyobraźnię. A teraz? „Teraz inne czasy, ludzie muszą jechać do pracy, nie ma czasu żeby usiąść na ławeczce i pośpiewać. Inna mentalność” – kwituje uczestniczka debaty. Czasu brak, chęci też, nawet sowiogórskie legendy jakoś tak spowszedniały i nielicznych jeszcze prowadzą w górskie lasy w poszukiwaniu odpowiedzi. Stagnacja przełomu wieków ogarnęła swego czasu Pieszyce i dopiero ostatnie lata pod znakiem sojuszu władzy, kultury i religii rozbudziły w mieszkańcach obywateli.


Dziś Pieszyce mają atrakcyjne działki, dobre usługi, świetne powietrze i to co najważniejsze – otwartych, zaangażowanych ludzi, którym chce się chcieć. Oni bez dwóch zdań są największym miejscowym kapitałem, którego pozazdrościć może niejedno dolnośląskie miasteczko. Oni – i nie chodzi już tylko o „pieszycką trójkę" – nie boją się przyszłości, a chcą ją sobie kształtować – dawać Pieszycom nowe, rozwojowe możliwości. Jednym z takich perspektywicznych działań jest po części już zrealizowany plan integracji regionalnej, połączenia sił z Dzierżoniowem i Bielawą, pod postacią dolnośląskiego trójmiasta, nieoficjalnie ochrzczonego mianem „Pierdzielawy”. Połączenie sił ma zwiększyć konkurencyjność miast względem większych ośrodków, poprawić mobilność, uprościć administrację. W tym celu zostało stworzone Stowarzyszenie Ziemi Dzierżoniowskiej, którego Pieszyce są założycielami i liderami. „Przez urząd marszałkowski postrzegani jesteśmy jako silny powiat, który mówi jednym głosem. To nasza wspólna praca, razem wypracowujemy kompromis” – opowiada burmistrz miasta. „Dzisiaj się mierzymy z większymi i z niektórymi przegrywamy, dlatego integracja jest nieunikniona. Tylko wspierani przez siebie nawzajem możemy być konkurencyjni. Możemy stworzyć sobie parasol, który będzie nas chronił. Połączenie administracyjne zwiększy naszą siłę, przy czym nie trzeba się przecież jednoczyć w każdym aspekcie życia” – dodaje.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Pieszyczanie budują swą wewnętrzną społeczność, a jednocześnie wychodzą dalej, szukając partnerów do współpracy i integracji w powiecie. Jak zauważa Agnieszka Koźmińska – kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Pieszycach: „Ten proces już od dawna odbywa się na poziomie społecznym. Integracja już następuje. Mieszkam w Dzierżoniowie, a pracuję w Pieszycach, dlatego bardziej czuję się mieszkanką całego Trójmiasta. My naprawdę ściśle współpracujemy, wspieramy się, pomagamy sobie, to na pewno jest proces na lata, a wspólna administracja będzie tylko tego efektem”. Pieszyce mają plan, który budzi wśród mieszkańców mieszane uczucia. Jednak jak zaznaczają zwolennicy integracji, połączenie sił jest nieuniknione. Pytanie tylko w jaki sposób się odbędzie i kto będzie nad tym czuwał.  Niemniej jednak plan ten, podobnie jak wiele innych realizowanych w Pieszycach w ostatnich latach świadczą jednoznacznie o tym, że po powojennym poczuciu obcości i zagrożenia, po stagnacji PRL-u i potransformacyjnym upadku, Pieszyce wchodzą w nowy rozdział swojej historii, który piszą samodzielnie, z szacunkiem i uznaniem dla przeszłości i planem na przyszłość. 

 

 

Anna Kubinka