Agata Ciastoń: Filmowy epizod Barda – Piwowarski o polskiej prowincji roku 1968
Film Radosława Piwowarskiego Marcowe Migdały (1989) można w zasadzie opowiedzieć słowami dwóch piosenek: Jacka Kaczmarskiego Nasza klasa oraz Haliny Wyrodek Ta nasza młodość. Nie odnoszą się one wprawdzie, inaczej niż film, bezpośrednio do wydarzeń marca 1968 roku, ale opowiadają o bezpowrotnie utraconym świecie młodości. Kaczmarski pierwszą część swojego utworu napisał w 1983 roku, rozwijał go potem aż do 1992 roku. Powstał jako reakcja na zdarzenia stanu wojennego i jest też refleksją nad typowo polską przypadłością – rozsypywaniem się po świecie dorastających razem pokoleń, które łączą wspólne ideały i przeżycia, rozdzielają natomiast wydarzenia historyczne, takie jak wspomniany stan wojenny czy marzec, a wcześniej powstania, rozbiory:
„Co się stało z naszą klasą –
Pyta Adam w Tel Awiwie,
Ciężko sprostać takim czasom,
Ciężko w ogóle żyć uczciwie.
Co się stało z naszą klasą?
Wojtek w Szwecji, w porno klubie
Pisze – dobrze mi tu płacą
Za to, co i tak wszak lubię (…)”
Wyrodek natomiast jest wykonawczynią utworu do słów Tadeusza Śliwiaka z muzyką Zygmunta Koniecznego:
„(…) Ta nasza młodość
Z kości i krwi
Ta nasza młodość
Co z czasu kpi
Co nie ustoi w miejscu
Zbyt długo
Ona co pierwszą jest
Potem drugą
Ta nasza młodość
Ten szczęsny czas
Ta para skrzydeł
Zwiniętych w nas (…)”
Piosenka ta zamyka film Piwowarskiego, stanowi doskonałe dopełnienie ekranowej historii o grupie licealistów z małego miasteczka, którzy zostali skonfrontowani z brutalną rzeczywistością PRL, zmuszeni do porzucenia młodzieńczych zabaw i pragnień na rzecz improwizowanej naprędce dojrzałości. Połączeni przyjaźnią uczniowie ostatniej klasy stają w obliczu spraw, nie do końca dla nich zrozumiałych. Okazuje się, że niemające do tej pory znaczenia żydowskie pochodzenie jednego z ich kolegów zaczyna decydować o jego losach – Marcyś (Piotr Siwkiewicz) musi wyjechać z kraju, a cała XIc przekracza próg dorosłości w obliczu niespodziewanych wydarzeń. Większość scen do filmu nakręcono w Bardzie, które odegrało nieistniejącą miejscowość Lublim. W Marcowych migdałach pojawiają się tamtejsze charakterystyczne zabudowania dworca z przejściem nad torami oraz znajdujący się tuż za południowym końcem przystanku tunelu pod Tunelową Górą. W główny budynek lublimskiej stacji, widziany od strony miasta, wcielił się natomiast dworzec w Trzebnicy. Niektóre plenery powstały nad Nysą Kłodzką, tam spotykają się wagarujący uczniowie, a lublimski rynek zagrał Plac Piłsudskiego na osiedlu Karłowice we Wrocławiu. Sceny na żydowskim cmentarzu, gdzie główny bohater Tomek (Olaf Lubaszenko) umawia się z Olą (Małgorzata Piorun), nakręcono na warszawskiej nekropolii przy ulicy Okopowej. W filmie cmentarz sąsiaduje ze szkołą i w symboliczny sposób staje się niemym świadkiem wydarzeń[1].
Nostalgia
Obie wspomniane wyżej piosenki i film Marcowe migdały nie tylko odnoszą się do zbliżonej tematyki, są również utrzymane w podobnym tonie nostalgii, tęsknoty za niemożliwą do odzyskania przeszłością. W sztuce postmodernistycznej można nawet doszukać się nurtu określanego jako „nostalgiczny”, który był reakcją na niemożność zrozumienia świata. Artyści, w tym też filmowcy, rozczarowani nowoczesnym życiem, rzeczywistością pozbawioną wartości, sięgali często po pastisz czy kalkę znanych już form. Ale, co ważniejsze, zwracali się ku niedawnej przeszłości historycznej, jawiącej się im jako atrakcyjny temat. Przepuszczali ją przez filtr naładowanej emocjami pamięci, co czasami skutkowało powstawaniem dość stereotypowych reprezentacji, naszpikowanych wspomnianą nostalgią. Tadeusz Lubelski dostrzega, że ów nurt (charakterystyczny dla społeczeństw kapitalistycznych) pojawił się także w polskim kinie lat osiemdziesiątych, a utwory będące jego wyrazem plasują się na pograniczu kina artystycznego i popularnego[2]. Najbardziej wyraźnym przykładem wspomnianego stylu jest właśnie twórczość Piwowarskiego, sięgająca do niedawnej, ale już na zawsze minionej przeszłości. Dzieje się tak w jego debiucie Yesterday (1984), gdzie powraca on do lat 1964/65 i opowiada o chłopcach z małego miasteczka zafascynowanych muzyką The Beatles. Obraz utrzymany jest w konwencji sentymentalnej baśni, a poetyka ta jest kontynuowana przez reżysera w kolejnych filmach: Kochankowie mojej mamy (1986), Pociąg do Hollywood (1987) i Marcowe migdały. Tego rodzaju produkcje sprawiły, że Piwowarski uplasował się w gronie reżyserów tworzących lżejsze kino dla masowego odbiorcy, co nie jest oczywiście wadą, należy jednak dostrzec, że właściwość ta szczególnie wyraźnie odznacza się w zestawieniu z triumfującym wówczas kinem moralnego niepokoju:
„Jego koledzy współtworzyli nurt, który sami określili mianem „kina moralnego niepokoju”, ale on, choć podzielał ich poglądy na rzeczywistość, nie zdołał się wpisać do tego nurtu filmami. Zadebiutował na dużym ekranie w połowie lat 80., ale dość szybko, jak na polskie warunki, odrobił zaległości, realizując do końca dekady cztery filmy. Miał jednak pecha. Utwory jego kolegów ukształtowały kanon filmu wartościowego, ambitnego, opatrzonego obowiązkowym przymiotnikiem „społeczny” lub „obywatelski”. Ponieważ filmy Piwowarskiego nie mieściły się w tym kanonie, były inne, więc towarzyszyła im atmosfera dwuznaczna: niby je chwalono, ale jednocześnie traktowano jako mniej ambitne”[3]
Z pewnością „mniej ambitnie” wypada film Marcowe migdały, kiedy porówna się go z powstałym w tym samym czasie Ostatnim dzwonkiem (1989) Magdaleny Łazarkiewicz, tym bardziej że tematyka obu jest bardzo podobna – miejsce wydarzeń to małe miasteczko, akcja rozgrywa się w środowisku licealnej młodzieży, a tłem są ważne przemiany społeczno-polityczne (w Ostatnim dzwonku jest to fala strajków mająca miejsce w Polsce wiosną i latem 1988 roku). Jednakże sportretowana przez Łazarkiewicz młodzież wydaje się mniej frywolna, dojrzalsza i świadoma istoty rozgrywających się wydarzeń, w których stara się uczestniczyć podejmowanymi na terenie szkoły różnorodnymi formami buntu, podczas gdy bohaterowie Marcowych migdałów mocniej skoncentrowani są na swoich wewnętrznych problemach, częściowo warunkowanych działaniami komunistycznej władzy.
Zminiaturyzowany świat
Film Piwowarskiego nie opowiada tylko o marcu i prześladowaniach Żydów, ale przede wszystkim o przemijającej młodości i nietolerancji: „Film mówi o marcu ’68. Także o tym. Ale nie jest to kino polityczne. To znowu film o młodości, tym błogosławionym czasie, który wprawdzie można duchowo przedłużyć, którego jednak nie da się uratować ani uczynić stylem życia. Młodzieńczość może być jednak stylem sztuki”[4]. W Marcowych migdałach można wyróżnić trzy plany wydarzeń: bliski (dom i grupa przyjaciół), średni (szkoła, czyli instytucja społeczna, w której ramy wpisani są bohaterowie) i ogólny (sytuacja polityczna kształtująca rzeczywistość ponad głowami postaci), a wszystko zamknięte jest w konwencję gorzkiej komedii. Chociaż lepiej właściwie mówić w tym wypadku o zespojeniu elementów komediowych, groteskowych, melodramatycznych i realistycznych. Wrażenie jednolitości stylu osiągnięte jest dzięki precyzyjnej konstrukcji fabularnej oraz za sprawą szeregu powtórzeń podobnych motywów, dialogów, scen i rekwizytów. Napisowi początkowemu odpowiada końcowy, przyjazdowi pociągu przyjaźni na początku odpowiada odjazd pociągu na końcu, powtarza się motyw prywatki u Marcysia i potem u Tomka, agresja wobec długowłosych w pierwszych scenach filmu wiąże się z późniejszą agresją wobec Żydów itp. Dzięki takim zabiegom struktura filmu przypomina rondo, a odbiorca czuje się jak w zamkniętym kręgu, czy rzeczywistości małego miasteczka, stanowiącego zminiaturyzowany świat. Ciekawym pomysłem okazało się także zbudowanie postaci w taki sposób, że Tomek jest jedynym bohaterem zagranym w konwencji realistycznej – przechodzi on rozwój psychologiczny i raczej nie wnosi elementów groteskowych, podczas gdy inni bohaterowie są przerysowani, ich sylwetki uproszczone i skondensowane do kilku najbardziej wyraźnych cech (co sugeruje, że w taki właśnie sposób postrzegani są przez Tomka). Można jednak zastanowić się, czy w konsekwencji takie kreowanie postaci nie doprowadziło do zatracenia ich autentyzmu sugerowanego przez końcowe napisy filmu informujące o ich dalszych losach.
Lustro rzeczywistości
Mimo deklaracji twórców filmu o tym, że marcowe wydarzenia nie są jego nadrzędną treścią, a cała opowieść ma wymiar bardzo uniwersalny, warto przyjrzeć się bliżej kilku jej istotnym motywom, które bez wątpienia zostały zainspirowane wydarzeniami roku 1968. Tym bardziej że sam Piwowarski, podczas Marca młodzieniec, przyznaje, że osobiście zetknął się w podobnymi historiami, których uczestnikami byli jego zmuszeni do opuszczenia kraju koledzy.
Jednym z najpopularniejszych haseł marca 1968 było „prasa kłamie”. Protestująca wówczas młodzież walczyła o demokratyzację i liberalizację systemu oraz o prawo do życia w prawdzie. W Marcowych migdałach owa kłamliwość jest sprawą istotną od samego początku filmu. Tomek, pełniący funkcję szkolnego fotografa i dziennikarza, otrzymuje od dyrektorki polecenie, aby w licealnej gazetce opisać przebieg wizyty czechosłowackich przyjaciół podróżujących pociągiem przyjaźni. Tymczasem zdarzenie to wcale nie miało miejsca – pojazd przejechał przez Lublim, ale się w nim nie zatrzymał. W Tomku rodzi się bunt, lecz dyrektorka nie uznaje sprzeciwu, tym bardziej że „Głos robotniczy” szczegółowo zrelacjonował zdarzenie i należy po prostu przyjąć tę lepszą wersję rzeczywistości. Zasiane w ten sposób ziarno goryczy rozwija się w chłopcu, kiedy w lokalnej prasie opublikowany zostaje artykuł, donoszący, jakoby w domu Marcysia miały miejsce huczne orgie, a chłopiec i jego rodzice ponosili odpowiedzialność za demoralizację polskiej młodzieży. Nieprawdziwa notka autorstwa niejakiego Wilka daje początek nagonce, w którą włączeni są także inni bohaterowie filmu. Warto przy tym dostrzec, że nietolerancja wobec Żydów ma w Marcowych migdałach przede wszystkim charakter zastępczy – kompensuje niepowodzenia bohaterów w innych aspektach życia. Dotyczy to przede wszystkim robotnika Heńka (Zdzisław Sośnierz), rozładowującego własne kompleksy na osobie Żyda-dyrektora fabryki. Odmianę mniej agresywną przedstawia ojciec Oli (gazetowy „Wilk”), który dla osiągnięcia osobistych celów przyłącza się do nagonki antyżydowskiej. Najłagodniejszy i zarazem najmniej groźny jest profesor Olszyna (Igor Przegrodzki), przekształcający obsesję na punkcie jedności ideowo-moralnej w obsesję dotyczącą czystości rasowej. W kręgu oddziaływania tych nastrojów znajduje się wreszcie sam Tomek-sierota, wrażliwy i uczciwy młodzieniec, w skrytości jednakże przeżywający swoje ubóstwa. W nim również budzi się chwilowa, wcześniej tłumiona, niechęć wobec zamożniejszego Marcysia, wywołana przez informację o jego pochodzeniu.
Prasa lokalna i postępowanie dyrektorki liceum stają się więc w filmie kwintesencją zakłamanej rzeczywistości czasów PRL, a nagłe nadanie nowej tożsamości Marcysiowi dowodem na to, jak silne było propagandowe oddziaływanie władzy: „w 1968 roku Żydami byli ci, których – z takich czy innych względów – za Żydów uważano. Względy te nie ograniczały się do pochodzenia ani do brzmienia nazwiska czy wyglądu zewnętrznego, obejmowały także znajomych i aktualne miejsce pracy wraz z zajmowanym stanowiskiem, dotychczasową biografię zawodową, przynależność do PZPR i udział w praktykach religijnych. Żydem był ten, kto w społecznym odczuciu miał być Żydem”[5].
Innym autentycznym elementem antyżydowskiej nagonki wykorzystanym w filmie były organizowane przez władzę (zazwyczaj w godzinach pracy) wiece potępiające zbuntowanych studentów, za których plecami mieli kryć się „wichrzyciele” i „polityczni bankruci”. Na tychże wystąpieniach pojawiły się również hasła antysemickie. Przez kilka tygodni, niemalże każdego dnia informowano, że uczestnicy zgromadzeń w całej Polsce domagają się surowych kar dla organizatorów awantur, ujawnienia winowajców, wyrażali poparcie dla Gomułki i żądali oczyszczenia aparatu państwowego z „syjonistów”. Telewizja emitowała reportaże z takich masówek, widać w nich ludzi znużonych długimi przemówieniami, na które mało kto reagował „odpowiednim” aplauzem. W Marcowych migdałach Radio Wolna Europa donosi o protestach studentów, jako reakcji na zdjęcie spektaklu Dziady w reżyserii Kazimierza Dejmka wystawianego w Teatrze Narodowym. Kolejnego dnia cała szkoła udaje się na rynek i bierze udział w „spontanicznym” proteście wyrażającym sprzeciw wobec wichrzycieli. Całe wydarzenie w filmie prezentuje się komicznie: przypadkowa osoba nieudolnie odczytuje przemówienie, młodzież jest znudzona, a irracjonalne hasła na trzymanych przez nią transparentach (wręczonych przez organizatorów wiecu) stanowią dopełnienie sekwencji.
Pokolenia
Należy także zauważyć, że rzeczywistość drugiej połowy lat sześćdziesiątych doskonale sprawdziła się jako tło do opowieści o młodzieżowym buncie. W okresie tym w dorosłe życie zaczęło wkraczać pokolenie powojennego wyżu demograficznego, a więc ludzi urodzonych już w Polsce Ludowej. Jerzy Eisler dostrzega, że punktem odniesienia dla ich aspiracji nie była już II Rzeczpospolita, której nie znali, ale świat Zachodu, poznawany w miarę możliwości dawanych przez PRL[6]. Nosili się w zachodnim stylu, słuchali anglojęzycznych piosenek. Lata sześćdziesiąte cechowały się zatem ogromną różnicą kulturową między sąsiadującymi pokoleniami; młodzi ludzie byli skorzy do demonstrowania niezadowolenia z władzy, ponieważ nie zostali naznaczeni stalinizmem, tak jak ich rodzice i dziadkowie. Podczas gdy młodzież porównywała się do krajów kapitalistycznych, dla starszych punktem odniesienia nierzadko była bieda w międzywojennej Polsce. Opisane różnice stanowią istotny motyw w filmie Piwowarskiego. Zauważalne są one przede wszystkim w relacji Tomka z jego dziadkiem legionistą, dla którego priorytet to zaspokojenie najprostszych potrzeb (wilczy apetyt). Jego wnuk natomiast marzy o modnych butach, noszonych przez kolegów, interesuje się muzyką rockową (na prywatkach puszcza płyty). Ta fascynacja rekwizytami Zachodu i aspiracja do lepszego świata, są u niego na tyle silne, że podstępnie kradnie dziadkowi rentę i przeznacza ją na wymarzoną część garderoby oraz zorganizowanie prywatki.
Niebieskie migdały
Film Piwowarskiego miał początkowo nosić tytuł Prywatka dla Żyda albo Na zachód od Syjamu, ostatecznie przystano na jego chyba najlepszą wersję, czyli Marcowe migdały. Brzmi on dość tajemniczo, ale po seansie staje się zrozumiały – jako perfum migdałowego olejku do ciasta używała Ola, dziewczyna, w której podkochiwał się Tomek. Ten egzotyczny słodki zapach nijak nie pasuje do szarej rzeczywistości prowincjonalnego miasteczka, a wspomniana bohaterka ulotniła się wraz z nim, uciekając z rodzinnego domu w daleki świat. Pozostawiając za sobą złamane serca, zerwane przyjaźnie, niezrealizowane marzenia, lecz, jak śpiewa Kaczmarski w Naszej klasie: „Młodość szybko się zabliźni”…
Agata Ciastoń
[1] Zob. T. Sobolewski, Bananowa młodzież, „Film” 1989, nr 34, s. 6–7.
[2] T. Lubelski, Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty, Wydawnictwo Videograf II, Katowice 2009, s. 492.
[3] J. Gazda, Piwowarski: szkic do portretu poety, „Kino”, 1990, nr 9, s. 6.
[4] T. Jopkiewicz, Kuszący urok niedojrzałości, „Film”, 1990, nr 20, s. 4.
[5] H. Pobóg, Spory o Marzec, „Kwartalnik Polityczny Krytyka” 1981, nr 10–11, s. 37.
[6] J. Eisler, Polskie miesiące” czyli kryzys(y) w PRL, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2008, s. 30.