Spodtynkowe: reportaż z jeżdżeń

wróć


 

Mapować? To znaczy przede wszystkim poznać, a może lepiej: zaznać. Zjeździć, przekroczyć strefę onlajnu, i poszerzyć zakres działań o brakujące dolnośląskie miejsca, w których wciąż można spotkać ślady przeszłości. Niektórzy o takich śladach mówią: duchy. Mapować, znaczy - po kwerendach źródłowych, na papierze i monitorze - zebrać ślady, uporządkować, wytyczyć trasę. Zaplanować podróże. A przed pojechaniem, skonsultować się z lokalnymi przewodnikami, historykami, ludźmi, o których nie bez powodu powiesz: pasjonaci. Mapować to też, w moim przypadku, uzupełnić luki terytorialne poprzednich wcieleń projektu Spod tynku patrzy…, którego początki sięgają 2020 r. (...Breslau, …Hirschberg); rok później: ...Waldenburg, a w 2022 r.: ...Glatz, Frankenstein, Neurode, Schweidnitz). Mówię o takich działaniach: spodtynkowe. 

Więc mapowałem. Na początek kurs na Jawor, gdzie jeszcze w 2015 r. wyłapałem z samochodu ten szyld wyłażący na kamienicy przy ul. Zamkowej. Była akurat lokalna edycja wędrującego - a już nieistniejącego - śp. literacko-artystycznego festiwalu preTEXTY, gdzie organizowaliśmy spotkania autorskie z poetami, turnieje jednego wiersza i inne dziwactwa. A były to czasy, gdy - dla przykładu - poeta, prozaik i genialny człowiek Adam Kaczanowski, potrafił na nasz niszowy, lokalny festiwal przyjechać z Warszawy, dając 20-minutowy performans poetycki: w pełnym ekwipunku, charakteryzacji i, jak to się mówi, ąturażu. A teraz, po prawie 10 latach, zastanawiałem się: czy wciąż ten szyld tam będzie? Był. 

Łażenie po Jaworze ku znajdowaniu dawnych inskrypcji metodą snucia się było równie hojne, co w Chojnowie. Ulicę Kolejową zapamiętam na długo. Czułem czyjeś spojrzenie: ze stolika w barze mlecznym Duet oko powędrowało mi prosto w okryty tzw. kołderką tynku szyld. W odległości kilkudziesięciu metrów, tuż przy dworcu, czaiło się kilka następnych okazów. W tym wspaniała kuta inskrypcja w dawnej bramie siedziby zarządu datującej w 1871 r. fabryki potrzasków, wnyków, pułapek na dzikie zwierzęta Rudolfa Webera.

W mojej rodzinnej Bielawie zastanawiałem się, czy po remoncie na ścianie dawnego budynku administracji Bielbawu znajdę swoją chyba ulubioną bielawską niemiecką inskrypcję “Radfahren streng veroboten”. Intuicja dobrze mi podpowiedziała: była tam, odsłonięta, w tzw. “okienku”. 

Jednak to Legnica zmiotła mnie z planszy. I znowu: kojarzyłem odpryśnięte tynki na Zakaczawiu, ale oczywiście to były tylko nieśmiałe zapowiedzi szerszego zjawiska. Tak naprawdę tu aż roi się od śladów po dawnych szyldach czy - lepiej czy gorzej zachowanych - szczątkach epigrafów wyrażonych w niemczyźnie. Nieopodal palmiarni, wśród kamienic mocno przypominających wrocławskie Nadodrze czy Ołbin, przestrzeń aż prosi się, żeby oddać się tam snuciu i łazędze. Ale oczywiście: cmentarz komunalny w Legnicy, on prawdziwie robił niesamowite wrażenie. Tym większe, gdy zauważymy, że budulcem cmentarnego muru są przedwojenne płyty nagrobne odwrócone z obu stron muru ku sobie. Zawierają mnóstwo detali małej architektury nagrobnej, symbole religijne, a gdzieniegdzie również nieliczne nieodwrócone fragmenty płyt nagrobnych, bądź i gdzieniegdzie całe płyty. Jeśli szukacie, to znajdziecie. I tak też szukałem, zdając sobie nagle sprawę z tego, że zawędrowałem do sekcji romskiej cmentarza, pośród okazałych nagrobków ludzi o imieniu, dla przykładu, Kolorado (!). Obok wygrawerowanej na nagrobku podobiźnie świętej pamięci pana Kolorady, na stoliku znajdują się dwie butelek minerałki Żywiec. Można na nich odczytać: Mocny gaz. Nieopodal kaplicy cmentarnej znajduję pękniętą polską płytę nagrobną z warstwą historycznego spoiwa, na którym odcisnął się klej pierwotnej płyty, jak zaadaptowano ten nagrobek po wojnie.

Czytam potem o tym niesamowitym miejscu:

"Po wojnie i przejęciu Legnicy przez polską administrację cmentarz i pozostawione bez opieki groby niemieckie zaczęły popadać w ruinę. Jeszcze do 1947 r. grzebano tutaj Niemców. Wraz z wysiedleniem ludności niemieckiej z Legnicy rozpoczęła się dewastacja przedwojennych grobów. Powywracano pomniki i kamienie nagrobne i splądrowano grobowce. Do 1960 r. zniszczono właściwie wszystko. Na miejscach niemieckich grobów  zaczęto chować polskich mieszkańców Legnicy. W latach 70. rozpoczęto zwożenie pozostałych jeszcze niemieckich pomników w jedno miejsce, na plac przy wschodnim płocie cmentarza żydowskiego. Zgromadzone tam kamienie nagrobne z dawnych niemieckich grobów wykorzystano do budowy nowego ogrodzenia cmentarza. Podczas prac murarskich układane one były w przypadkowych położeniu, jednak z dużą starannością o to, aby strony z napisami były niewidoczne. Obecnie tylko w kilku miejscach można odczytać fragmenty zachowanych inskrypcji".

 

Lubię myśleć, że nie każdemu  jest wszystko jedno. Doczytuję: "Staraniem Fundacji Historycznej Liegnitz.pl na terenie cmentarza przy ul. Wrocławskiej powstało lapidarium, na które złożyły się pomniki nagrobne dawnych legniczan". Więc mapuję. Robię zdjęcia tego lapidarium i mapuję dalej, z dodatkowym paliwem do kolejnych podróży. I gumkuję kolejne luki na mapie śladów przedwojennego Dolnego Śląska. Jak się rzekło: śladów podtynkowych.

 

 

Grzegorz Czekański

 

 


 

Projekt realizowany w ramach Stypendium Województwa Dolnośląskiego