Spoza Dolnego Śląska

wróć


 

Dymaczewo Nowe

Hanna Witt

To nic w obliczu tragedii innych ludzi w tym czasie, ale ja wtedy pisałam pracę magisterską i moja uprawa poletka żyta była zagrożona, czyli także moja praca dyplomowa. Żyto przetrwało, jestem magistrem.

 

 

Ozimek

Monika Antosik

Pamiętam zalany ogród. Sąsiad pływał po swoim pontonem, żeby karmić kury siedzące na kurniku. Ja i brat też chcieliśmy pływać po ogrodzie, więc ojciec skonstruował nam tratwę z płyty steropianu i dwóch dmuchanych materacy. Pływaliśmy, odbijając się tyczką. Woda w ogrodzie nie była głęboka, ale niezwykle mnie brzydziła, śmierdziała, kojarzyliśmy ją z zanieczyszczeniem, ryzykiem choroby i staraliśmy się jej absolutnie nie dotykać.
 
Nie bałam się. Woda zalała piwnicę, ale nie dosięgnęła parteru. Za drzwiami do piwnicy woda zalała wszytkie schodki oprócz dwóch ostatnich. Wydawało mi się, że nawet gdy woda zaleje parter, będziemy bezpieczni na piętrze. Potem mozna uciec na strych, a potem jest jeszcze na dach - a stamtąd na pewno zostaniemy uratowani helikopterem. Tak myślą dzieci.
W piwnicy do dziś na ścianie jest narysowana mazakiem linia z datą znacząca poziom wody - na początku linia w całej piwnicy pojawiała sie sama, przebijając farbę, po kolejnych malowaniach zbladła.
 
Pamiętam ten smród po tym, jak woda odeszła; wszytko pokryte gestą mazią. Trawa w ogrodzie rosła jak szalona, zasilona szlamem z Małej Panwi jak pola Egipcjan przy Nilu. Szkoda mi było krzaków agrestu, pokrytych wyjątkowo dorodnymi owocami tego roku. Woda wyrwała je z korzeniami, unosząc się na powierzchni podpłynęły, aż do samego domu, ale nie mozna ich było już jeść. Parę drzew też uschło.  
 

 

Pisarzowice (pod Brzegiem)

Bartosz Sadulski

Wracaliśmy wtedy z w Chorwacji i nie mogliśmy dojechać do Polski, a jak już dojechaliśmy, to nie mogliśmy dojechać do domu. Staliśmy przed mostem w Brzegu i strasznie płakałem a brat mnie pocieszał.

Naszego domu jako jedynego w okolicy nie zalało - był na małej górce. Zalało tylko poziomki. Ojciec miał wyrzuty sumienia, że kosi trawnik, kiedy inni ratują dobytek, ale trawę dawał królikom.

Pamiętam, że na wsi strasznie śmierdziało zgnilizną, i pamiętam ciało mężczyzny w czarnym, zasuniętym do połowy worku obok sklepu "Marysieńka". To były pierwsze zwłoki, jakie w życiu widziałem.

 

 

Zabrze

Ewa Olejarz

Nie porwała syna. Nie porwie mnie. Znam rzekę. Rozmawiamy. Nigdy nie oddam dziecka Odrze.