Żydowskie Osiedle na Dolnym Śląsku

wróć


 

Joanna Lisek: Żydowskie Osiedle na Dolnym Śląsku – Jidiszer Jiszew in Niderszlezje

 

„Kiedy trzynaście miesięcy temu stawialiśmy pierwsze kroki na wyzwolonej ziemi Dolnego Śląska, spoglądali na nas jak na fantastów, którzy śnią i marzą…” – pisał w lipcu 1945 roku na pierwszej stronie „Nowego Życia” – trybuny Wojewódzkiego Komitetu Żydow­skiego na Dolnym Śląsku – Jakub Egit[1]. Proces zasiedlania Ziem Zachodnich, w tym i Dolnego Śląska, zaczął się tuż po zakończeniu działań wojennych, a liczbę Żydów przebywających w tych pierwszych powojennych miesiącach na Dolnym Śląsku szacuje się na ok. 7000. Byli to przede wszystkim ocaleńcy, którzy w maju 1945 roku zostali uwolnieni z obozów kon­centracyjnych, znajdujących się na tych terenach, przede wszystkim z obozu koncentracyjnego Gross Rosen i jego filii.

W sierpniu 1945 r. rozpoczęto akcję propagandową, mająca na celu zachęcenie ludności żydowskiej przebywającej na obszarach rdzennie polskich do przenoszenia się na Dolny Śląsk. Ziemie Odzyskane przedstawiano jako idealny teren dla odrodzenia się życia żydowskiego w Polsce. Nie było tu problemu mienia pożydowskiego, można było natomiast otrzymać mieszkanie, a warsztaty, fabryki, dobra rolne czekały na zagospodarowanie. Zwracano uwagę na mniej zbiurokratyzowaną działalność tutejszych Komitetów Żydowskich. Podkreślano również, że ze strony ludności polskiej Żydzi natrafiają tu na lepsze traktowanie, a w czasie, gdy gazety żydowskie codziennie donosiły o morderstwach dokonywanych na Żydach na Podhalu, Kielecczyźnie, okolicach Warszawy, Łodzi itd – był to argument znaczący.  Przywódcami Żydowskiego Osiedla na Dolnym Śląsku byli m.in. Jakub Egit, Abraham Rozenman, Ignacy Kuczyński, Jakub Leszcz, Icchak Turkow-Grudberg. Z zapałem przystąpili oni do budowania jego struktur, z nadzieją wskrzeszenia bundowskiej idei autonomii narodowo – kulturalnej i tym samym powstrzymania nastrojów emigracyjnych większości ocalałych. Stworzenie na Dolnym Śląsku silnego ośrodka odrodzenia żydostwa w Polsce postrzegali oni przede wszystkim jednak w kontekście tragedii Zagłady, głosząc, że na nich – na ocalałych – spoczywa odpowiedzialność unicestwienia hitlerowskiego planu Europy Judenrein: „możemy stworzyć osiedle miliona Żydów w Polsce i możemy odgrywać znaczącą rolę w umocnieniu europejskiego żydostwa. Plany Hitlera Europy bez Żydów nie zrealizują się”[2] – pisał Jakub Egit. Jidiszer Jiszew in Niderszlezje przedstawiano jako najlepszą glebę dla narodzin i kształtowania nowego modelu Żyda – „opierającego swoją przyszłość na podstawach produktywnej pracy”[3]. Obrazy Żyda–górnika, Żyda–hutnika, Żyda–rolnika miały się rozprawić ze stereotypowym postrzeganiem tej społeczności jako lichwiarzy, wątłych krawców, szewców, fanatyków religijnych niezdolnych do pracy fizycznej czy krwiożerczych kapitalistów. Choć postulaty te brzmiały jak komuni­styczne hasła propagandowe, wydaje się, że przywódcy odbudowy społeczności żydowskiej w Polsce rzeczywiście wierzyli, iż ‘produktywizacja’ Żydów może służyć zniwelowaniu uprze­dzeń antysemickich i regeneracji tej społeczności. Oczywiście, pobrzmiewały w tym zarówno hasła XIX-wiecznych maskili, którzy bardzo podobnie wzywali Żydów do zajęcia się rolnictwem i innymi zajęciami „użytecznymi”, jak i syjonistyczne dążenia do zmiany struktury zawodowej społeczności żydowskiej.

W lipcu1945 r. wydano postanowienie o repatriacji polskich Żydów z ZSRR i wkrótce wszelka propaganda na rzecz osiedlania się na Dolnym Śląsku stała się zbędna. Do tutejszych Komitetów Żydowskich zaczęły napływać tysiące repatriantów. Warunki repatriacji były jednak katastrofalne: komitety były nieprzygotowane na przyjęcie przybyłych, ponieważ transporty zaczęły przyjeżdżać miesiąc wcześniej niż zostało to ustalone, a i później dysponowały też niewystarczającymi funduszami. Brakowało pieniędzy i zaplecza, aby we właściwy sposób przyjąć i urządzić nowoprzybyłych, a zdarzało się, że dziennie przyjeżdżało 5000 repatriantów.

Osadnicy żydowscy napotykali na rozmaite trudności, podobnie jak osadnicy polscy. W przeciwieństwie do oficjalnych, romantyczno-heroicznych wizerunków kolonizatorów nowej ziemi, wspomnienia repatriantów ze Związku Sowieckiego – i nie tylko Żydów, lecz wszystkich tych, którzy przybywali na Dolny Śląsk ze Wschodu – przekazują obraz zupełnie innej, często dramatycznej rzeczywistości:

Warunki transportowe są skandaliczne. Ewakuowani, których, często po doszczętnym obrabowaniu przez bolszewików, ładuje się na otwarte lory, lub do bydlęcych wagonów, wyczekują po kilka tygodni na odejście pociągów w nieznane. Tragedii tej nie zdoła nikt zrozumieć, kto rozmiarów jej nie obserwował bezpośrednio, kto nie przeżywał jej osobiście. W miesiącach zimowych wagony pociągów ewakuowanych przeistaczały się, w podróży i na miejscach postojów, w śmiertelne lazarety starców, kobiet i dzieci[4].

 

Ale repatrianci żydowscy natrafiali także na innego typu problemy, nieznane ludności polskiej. Zdarzało się, że milicja obecna przy przyjmowaniu transportów, w brutalny sposób biła żydowskich przybyszy, obrzucając ich przy tym antysemickimi inwektywami.

Czasem witani byli słowami „Na was trzeba Hitlera”[5], a incydenty tego typu nie były odosobnione.

Mimo tych wszystkich niedogodności napływ ludności żydowskiej na Dolny Śląsk trwał, w kwietniu 1946 roku było tam już 40 tysięcy osadników, zaś w lipcu aż 82 tysiące repatriantów. Początkowo główna siedziba Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego i centrum repatriacji Żydów mieściły się w Rychbachu (Dzierżoniowie), szybko jednak główne instytucje administracyjne, społeczne i kulturalne przeniesiono do Wrocławia, a ulica Włodkowica stała się „centrum odrodzonego Żydostwa na Śląsku”[6]. Przy ul. Włodkowica 7/9 urzędował Wojewódzki Komitet Żydowski, Żydowska Kongregacja Wyznaniowa oraz Żydowskie Towarzystwo Kultury. To tutaj znajdowała się cudem ocalała synagoga z mykwą, tutaj miały swe siedziby główne instytucje i partie żydowskie, biura ORT-u i TOZ-u, tu działała stołówka. Mieściły się tu także redakcje dolnośląskich pism żydowskich „Niderszlezje” i „Nowego Życia”. Dzisiaj w okolice Włodkowica młodych ludzi przyciąga głównie kultowa klubokowiarnia Mleczarnia, w latach powojennych żydowska młodzież miała tutaj swoją bursę i szkoły. Przez tę ulicę codziennie przepływał strumień repatriantów żydowskich szukających pomocy, zatrudnienia, bliskich.

W 1946 r. we Wrocławiu zaewidencjonowanych było 16 960 Żydów, do 1948 r. liczba ta zmalała do 12 580. Przybywający znajdowali zatrudnienie głównie w spółdzielniach żydowskich, które rozwijały się bardzo żywo (we Wrocławiu były to m.in. „Zgoda” przy ulicy Ruskiej 11 – 12, „Solidarność” – ul. Stalina 35 (obecnie Jedności Narodowej), poza tym „Jedność”, „Trykot”, „Warszawianka”, „Remont”). Zgodnie z założeniami o produktywizacji próbowano także, z dosyć marnymi efektami, kierować Żydów do pracy w przemyśle ciężkim. Na łamach prasy donoszono o tym, że Żydzi są robotnikami w Państwowej Fabryce Wagonów we Wrocławiu (Pafawag), choć przyznawano, że urzędnicy fabryki okazywali wiele wątpliwości, czy w ogóle mogą ich zatrudnić – ze względu na pochodzenie.

Świadectwem żywotności żydowskiego osiedla na Dolnym Śląsku był jednak przede wszystkim rozwój życia i instytucji kulturalnych oraz systemu edukacyjnego. We Wrocławiu powstały: żydowska orkiestra, chór, Koło Dramatyczne, dom kultury, biblioteka, wydawnictwo Niderszlezje, klub sportowy, organizowano liczne imprezy kulturalno – rozrywkowe, wystawy, pokazy filmowe, zawody. Działały rozmaite typy szkół: te które podlegały Komitetom Żydowskim, z językiem jidysz, poza tym szkoły syjonistyczne z językiem hebrajskim oraz szkoły religijne – chedery, Talmud-Tora i jedna z dwóch istniejących wówczas w Polsce – jesziwa, powstały także cieszące się ogromnym powodzeniem szkoły: artystyczna, muzyczna, baletowa, działał również Uniwersytet Ludowy i Żydowskie Koło Akademickie. Ważną działalnością Komitetów Żydowskich było zakładanie domów dziecka. Społeczność żydowska stanęła wobec problemu sierot, których rodzice byli ofiarami Holocaustu. Już w 1945 r. rząd polski podjął decyzję przewiezienia do Wrocławia dużej liczby dzieci żydowskich zgromadzonych wcześniej w Lublinie. Na terenie samego Dolnego Śląska też były dzieci, które przetrwały w ukryciu. Nie tylko dzieci, ale w ogóle ludność, która przybywała na Dolny Śląsk była w złym stanie zdrowotnym, dlatego instytucje opieki zdrowia odgrywały wielką rolę w budowaniu życia żydowskiego.

 

Z jednej strony Dolny Śląsk jawił się jako Ziemia Obiecana, z drugiej zaś był terenem groźnym, nieoswojonym. Wrocław – największe skupisko Żydów na Dolnym Śląsku był w dodatku miastem ruin, straszył przybyszów swoim wyglądem, był miastem brudnym, pełnym znaków niemieckiej bytności przez setki lat.

W pierwszej połowie roku 1946 zarejestrowano rekordową liczbę prawie 90 tysięcy Żydów na Dolnym Śląsku. Jesienią tego roku było ich już tylko 60 tysięcy, choć nadal napływali repatrianci ze Związku Sowieckiego. Za ten stan rzeczy odpowiadały w znacznym stopniu, choć oczywiście nie jedynie, wieści o pogromach dokonywanych przez Polaków, lotem błyskawicy rozchodzące się wśród ludności żydowskiej, w tym przede wszystkim o pogromie w Kielcach.

Żydzi na Dolnym Śląsku mieli poczucie większego bezpieczeństwa niż w innych regionach kraju, choć i tu dochodziło do pojedynczych incydentów. Po Zagładzie „niewinne” przejawy antysemityzmu, nabierały nowego wymiaru – i tak na łamach prasy wyrażano ubolewanie, że we wrocławskich sklepach wciąż można usłyszeć westchnienia „ach, te Żydy!”, że Niemców traktuje się przyjaźniej niż Żydów, a na ulicy „modna” stała się zabawa w bródki – robi się zakłady, kto pierwszy zobaczy Żyda, ten krzyczy „jest bródka!”, zaś w tramwaju przejeżdżającym przez plac Bohaterów Getta można usłyszeć komentarze, które podważają zasadność takiej nazwy placu: „Jacy tam bohaterzy byli! bili ich i mordowali – ot cała ich rola w gettach, a tu nagle „bohaterzy”. Bezczelność!”[7] To były drobne zgrzyty, które jednak – w ogólnej atmosferze emigracyjnej, mogły nieraz przechylić szalę.

Symbolem zmian politycznych, które w dużej mierze miały ograniczyć rozwój żydowskiego osiedla, była sprawa Pawilonu Żydowskiego w czasie Wystawy Ziem Odzyskanych w 1948 r., który – przygotowany dużym nakładem pracy i funduszy społeczności żydowskiej i oczekiwany przez nią – w końcu, „jako przejaw nacjonalizmu żydowskiego” decyzją władz – nie został otwarty.

Jakub Egit w swych wspomnieniach dotyczących tworzenia struktur osadnictwa żydowskiego na Dolnym Śląsku – wydanych pod znamiennym tytułem Grand Illusion – wspomina właśnie sprawę pawilonu jako ten moment, kiedy uświadomił sobie, że komunistyczne władze nie będą sprzyjały formom utrwalenia autonomii żydowskiej w Polsce: „To oznaczało, że mój sen nowego życia, odrodzenia i rozkwitu społeczności żydowskiej na ziemiach demokratycznej Polski, został zaprzepaszczony”[8]. Ponad 95% ludności żydowskiej osiedlonej po wojnie na Dolnym Śląsku opuściło Polskę; ostatnim akordem tego exodusu były wydarzenia marcowe 1968 roku.

 

Podsumowując, można wymienić następujące przyczyny, że idea Jidiszer Jiszew in Niderszlezje , początkowo żywo rozwijająca się, ostatecznie poniosła fiasko:

- brak sprawnej organizacji i chaos (mała liczba milicjantów: w 1946 r. było ich 677 we Wrocławiu);

- obecność Niemców, proces ich deportacji trwał długo;

- poczucie, ze wszystko jest tymczasowe (niektórzy w ogóle nie rozpakowywali bagaży w przekonaniu, że Dolny Śląsk wróci do Niemiec);

- wieści o pogromach;

- wieści o okrucieństwie systemu stalinowskiego, jakie przywozili repatrianci;

- działalność partii syjonistycznych i powstanie państwa Izrael;

- incydenty antysemickie;

- brak zakorzenienia na tych terenach ludności żydowskiej pochodzącej z terenów wschodnich – poczucie obcości;

- trudności w praktykowaniu wiary, nieufność religijnej ludności wobec świeckich Komitetów Żydowskich, które miały decydujący wpływ na życie żydowskie;

- ciężkie warunki bytowe (w 1945 r. Komitety Żydowskie wydzielały dzienne racje chleba – 160 gramów na dzień).

 

Od lat osiemdzięsiątych, a szczególnie po roku 1990 nastąpił proces odbudowy struktur religijnego życia żydowskiego na Dolnym Śląsku. Wielką rolę odegrał w tym procesie Jerzy Kichler, który przez lata łączył funkcję przewodniczącego Żydowskiej Gminy Wyznaniowej we Wrocławiu i przewodniczącego Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP.  To on był inicjatorem odbudowy synagogi wrocławskiej, podjął też wiele działań na rzecz dialogu żydowsko – chrześcijańskiego.

Obecnie gmina żydowska we Wrocławiu liczy 300 członków, ale osób o pochodzeniu żydowskim we Wrocławiu jest więcej, często jednak brak u nich jakiejkolwiek identyfikacji z żydostwem. Przy gminie żydowskiej stale działa koszerna stołówka. Do zeszłego roku gmina miała rabina Icchoka Rapoporta, ale obecnie działa bez rabina. W 2010 r. uroczyście została oddana po remoncie zabytkowa synagoga wybudowana w 1829 r. Do realizacji projektu rewitalizacji synagogi w dużej mierze przyczyniła się działająca we Wrocławiu Fundacja Benty Kahan. Obecnie trwa remont zabytkowej mykwy, którą w zeszłym roku porządkowali studenci judaistyki. Również w Dzierżoniowie, dzięki działalności Fundacji Beitenu-Chaj prowadzonej przez Rafaela Blaua, trwa rewitalizacja zabytkowej synagogi, która już stała się ośrodkiem spotkań młodzieży polskiej, izraelskiej i niemieckiej.

We Wrocławiu działa również Społeczno Kulturalne Towarzystwo Żydów w Polsce, które stara się pielęgnować tradycję języka jidysz i świeckiej kultury żydowskiej. Od 1998 r. istnieje szkoła żydowska Lauder –Etz Chaim współfinansowana przez Fundację Laudera, w której tylko część dzieci jest z żydowskich domów. Na Uniwersytecie Wrocławskim działa Studium Kultury i Języków Żydowskich, gdzie co roku przyjmowanych jest 30 studentów, którzy uczą się m.in. języka hebrajskiego, jidysz, historii, kultury i literatury żydowskiej.

 

 

 

Joanna Lisek

 

 


[1] J[akub] Egit, Rok życia żydowskiego na Dolnym Śląsku, „Nowe Życie. Jednodniówka. Trybuna Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego na Dolnym Śląsku”, Wrocław (1946) nr 1 s. 1.

[2] Jacob Egit, Grand Illusion, Toronto 1991, s. 45.

[3] Sprawozdanie Wydziału Produktywizacji za rok 1946, archiwum TSKŻ.

[4] „Wolność”, 15 XII 1945, nr 6, cyt. za Elżbieta Kaszuba Między propagandą a rzeczywistością. Polska ludność Wrocławia w latach 1945-1947, Warszawa-Wrocław 1997, s. 35.

[5] Sprawozdanie z delegacji służbowej do Ścinawy i Kamieniogóry w dniach 1-5 VII 46 celem przyjęcia i urządzenia transportu z Taszkientu (ZSRR) Nr wag. 7466. Dokument przechowywany w zbiorach prywatnych.

[6] „Nowe Życie”, nr 4, 17 luty 1947.

[7] „Nowe Życie”, nr 7, 20 października 1946.

[8] Grand Illusion, op. cit., s. 100.

 


 

Pierwodruk: zydowskiwroclaw.uni.wroc.pl.