Aldona Kopkiewicz: Miękkie dno snu
(…)Kiciu,
tak ładnie myślisz, tak pięknie kłamiesz.
Fikcja, powiadasz, to element obrony koniecznej.
z wiersza „Fundacja” („Ani mi się śni”)
Pisze się o poezji Agnieszki Wolny-Hamkało, że w jej fantastycznych metaforach pobrzmiewają echa surrealistycznych lektur, lecz przecież nie chodzi o wyszukiwanie tajemniczych związków między przypadkowymi elementami rzeczywistości, ale o specyficzny sposób postrzegania świata, polegający na przyłapywaniu chwil i drobnych postrzeżeń tak, by stały się grą niemalże baśniowych (i w grę wchodzą także baśnie okrutne) obrazów, w których zacierają się doświadczenia czy przeżycia, pozostają zaś tylko skrawki jednostkowej wyobraźni poetki. Powiada się też często, że ta odmowa pisania o tym, co zwykłe, konkretne i codzienne, za którą idzie wybór mieszkania w świecie własnych i cudzych fikcji, pozwala osiągnąć „efekt lekkości”, jak zatytułował swoją recenzję Spamów miłosnych Tadeusz Pióro. Ale oniryczne gesty wykonywane przez poetkę, wabiącą nas obrazowymi błyskotkami i z lekka psychodeliczną atmosferą, mają też swoje drugie oblicze. Wolny-Hamkało stawia na przyjemność. Gdyby brała narkotyki, to tylko te pozbawione skutków ubocznych; gdyby naprawdę wcieliła się w Alicję w Krainie Czarów, to w tę rysowaną Disneyowską kredką. No, ale lekka (bo wyposzczona) wdzięczna poezja to nie rosyjska ruletka moderny i nie należy mieć chyba o to do niej pretensji. Rację jednak miały Anna Kałuża i Joanna Orska, zwracając w swych recenzjach uwagę na nazbyt silny wpływ różnych męskich figur – począwszy od najbardziej wpływowych poetów lat 90., na kochankach skończywszy – na poetykę i usytuowanie podmiotu w tych wierszach. Zważywszy na ten zarzut, pielęgnowanie lekkości i wszelkich innych form – choćby najbardziej czarującego – salwowania się z rzeczywistości, wpisuje Wolny-Hamkało w tradycyjną rolę kobiecą, bowaryzm pozorujący chuligankę dzięki ekstrawaganckim, pełnym dezynwoltury mykom imaginacji.
Ale ale. Słowo eskapizm ma czarną legendę, i właśnie dlatego idźmy za nim w trop: być może po wstępnych oględzinach różnych realiów, eskapizm jest najbardziej oczywistym odruchem, a rezerwowanie go dla kobiet wydaje się niesprawiedliwe wobec wszystkich innych. Zestawienie eskapady & eksploracji kręci po prostu co poniektórych, między innymi Wolny-Hamkało, której poezja jest dla mnie swoistym dziennikiem pokładowym z jej wyprawy. Jej własnym, prywatnym, intymnym dziennikiem, tylko tym, ni mniej, nie więcej – sceny ujawniające stanowisko poetki na cokolwiek czy inną jakąkolwiek prawdę, co do której rościłaby sobie prawo, zostały sumiennie wycięte. Albo zgadzamy się na ten układ i wchodzimy w świat tej poezji, licząc jednie (albo aż) na spotkanie z tym, co Wolny-Hamkało sobie widzi i śni, albo nie. Dziś obstawiałabym tę pierwszą możliwość, bo może jednak w literaturze nic nie jest tak pociągające, jak poznawanie ciekawych ludzi.
Alternatywa: konfrontacja z rzeczywistością albo ucieczka w fikcję została tu pewnie zarysowana nazbyt grubo i nic prostszego, niż poddać ją dekonstrukcji. Poetka sama jednak często przyznaje się do potrzeby obrony przed zwykłym życiem. Co innego ją naprawdę doświadcza, co innego jest bardziej realne – ale to akurat nic nowego w zachodniej kulturze. Przede wszystkim „jedyna prawdziwa historia” to ta, która rozgrywa się między zakochanymi w sobie „ja” i „ty”, jak w wierszu Notowani (z Gospel):
(…)W tym kraju
trzeba zwariować - to się czasami zdarza
w tym kraju. A choćby od pogody (jednocześnie
grudzień i maj), a choćby od telewizji
i miłości, czarnych poniedziałków. Znowu
odwróć się do tego miejsca (do mnie) - to
mimo wszystko jedyna prawdziwa historia, jedyna
ulica, z której startują zamęty, papierowe statki, my.
Przytłoczony niezrozumiałym światem podmiot szuka ulgi w wariactwie albo w miłości, wyobraża sobie siebie jako odpływający statek, na dodatek z papieru, co nie wróży zbyt dobrze, kiedy podejmuje się wyprawy w nieznane. Zdaje się jednak, że dla Wolny-Hamkało to jedyne możliwe wyjście, do którego pcha ją nie tylko brawura, ale zwykła konieczność. Podmiot jej poezji przeżywa bowiem pewną niemożność, dla swojej konstytucji całkiem podstawową, wynikającą z trudności w byciu blisko ziemi. Przyjrzyjmy się wierszowi Szczeliny z tomu Ani mi się śni:
Zamiatać, ścierać, ustawiać.
A ziemia zasypuje mieszkanie.
Nic gwałtownego. (…)
Na wsi ziemia atakuje otwarcie. W miastach
robi nas raczej na szaro. Żartów nie ma.
Nie ma ucieczki od ziemi.
Wymiatanie ziemi z domu nie musi być wcale naturalną czynnością, ale podmiot tego wiersza odczuwa wyraźny lęk przed szczelinami, przez które wkrada się brud z zewnątrz. To stąd ta powaga na końcu: nie ma żartów z ziemią, nie ma od niej ucieczki, ale ta mocna, negatywna forma budzi we mnie jakąś podejrzliwość. Ucieczka i nerwowe sprzątanie nie muszą być przecież jedynym wyjściem, są nim dopiero wtedy, gdy podmiot wpada w panikę. Zamykając wiersz tak mocną konstatacją, Wolny-Hamkało powstrzymuje się przed opisem tego, w jaki sposób mogłaby tę ziemię odczuwać, myśleć, doznawać; nie pokazuje, jak mogłaby wyglądać trudna afirmacja albo refleksyjna negacja tejże. Odczuwa ją jedynie jako zagrożenie, nie podejmując ani wyzwania ugruntowania się według własnej miary, ani wyzwalającego rozproszenia.
Schronienie dają męskie ramiona i poezja. Wolny-Hamkało nie unika tego, co tu i teraz, po to, by dowiedzieć się o rzeczach kryjących się popod i głębiej, ale po to, by miękko wylądować w oparach metafor. W wierszu no i (nie zaczyna się) (z tomu Gospel):
(…) Kiedy byłam mała
tata nie chciał mnie zaprzepaścić,
tresował. Wiele z tego nie strawione
krąży po ciele. Może z tej przyczyny
znajduję się w piątek nago w miejscu
publicznym (we śnie), uwalniam się.
Śpię i dysponuję zdrową głową, a
także niezgorszym piórem, które
potrafi zamykać, potrafi otwierać.
(…)
sugeruje, że w jakiś tajemniczy sposób udało jej się oczyścić z ojcowskich resztek we własnym ciele, że stała się niezależna i potrafi działać piórem, lecz inne wiersze nieco problematyzują tę deklarację. Deklarację od początku nieco osłabioną wpisaniem jej w kontekst snu. Ale u Wolny-Hamkało większość dobrych rzeczy, zwłaszcza pisanie i bliskość miłości, dzieją się we śnie. Nawet jeśli jej pióro skrobie w „realu”, to jedynie po to, by rzeczywistość przerobić na coś bardziej przypominającego sen. Ta strategia nie budzi we mnie większego sprzeciwu, a jednak odnoszę wrażenie, że takie pióro traci w pewnym momencie ostrość. Może dlatego, że wprawdzie trzyma je poetka, ale sama zwykle chętnie kładzie się najpierw na jakimś miękkim posłaniu. Na przykład taki fragment wiersza baobab (ze Spamów miłosnych):
Tymczasem zjeżdżamy w dół
czarnym rurociągiem i znajdujemy się
nadzy pod gołym niebem
na placu, gdzie z pewnością
rozpakują cyrk lub wesołe miasteczko.
Tymczasem leży okrągła folia
po której pełzniemy, szukając miejsca do snu.
Moja głowa spoczywa na brzuchu
autora snu, który ma gościnne usta
i czysty staranny język.
Albo sen o śniegu (także ze Spamów):
(…) Chciała zostać
reżyserem snów. Wyobraziła sobie taki sen
i zaraz zrobiło jej się wstyd.
W pierwszym fragmencie zwłaszcza trzy ostatnie wersy wskazują na pragnienie oparcia na „brzuchu autora snu” i właśnie z tego miejsca dobiega nas głos samej poetki. Ten głos wydobywa się jedynie odpowiednio usytuowany, osadzony na jakimś czułym podłożu, w relacji do drugiej osoby, którą niemal zawsze jest ukochany mężczyzna lub poeta. Drugi fragment pokazuje, że pisanie we śnie polega nie tyle na eksploracji niepokojących hieroglifów, odsyłających nas do miejsc zakazanych czy traumatycznych, ale stanowi przestrzeń twórczego działania wyobraźni, w którym ingerencję „ja” można niemalże wyłączyć. Sny przychodzą same, a pragnienie reżyserowania snów zostaje czym prędzej stłumione i ukarane poczuciem wstydu. Nie ma tu też woli przełamania się; widocznie poetka z wierszy Wolny-Hamkało nigdy nie chciała być Prosperem. Znajduje dla siebie inną fikcję: wydaje mi się, że jest to obraz „dziewczynki z cukru rozpuszczonej w setce bajek” z wiersza Kolęda (tom Ani mi się śni).
Jeśli romantycy sięgali „twardego dna snu”, Wolny-Hamkało wybiera miękka dna i senne ruchy poetyckiego języka. W wierszu Meldunek (z Ani mi się śni) pojawia się znacząca metafora: „Sen instant kołysze się na czubku języka./Ekspedycja zanurzona w aksamitny szyb”. Ekspedycja wyruszyła chyba na poszukiwanie czegoś rzeczywistego, ale dostała tylko papierowy statek i mapę do snów. Zanurza się wprawdzie, lecz nawet kopalniany szyb okazuje się aksamitny, miękki i miły w dotyku.
W poezji Wolny-Hamkało pojawiają się też wyjątki, jak wiersz dom (z tomu Spamy miłosne), prosty i subtelny zapis procesu oswajania i rozumienia pewnej dotkliwej przestrzeni. W tym wierszu „ja” na własną rękę odnajduje siebie w tytułowym domu. Przebywa w „pokoju wybudzeń”. Tam „kładła się pośród łodyg/i pozwalała im wrastać:/trochę się upić, lekko zakorzenić./Wtedy chudła, była bledsza,/Ale lepiej rozumiała dom./A i dom pozwalał jej nagle/korzystać z piwnic, poddaszy.” Bardzo lubię ten wyjątek.
Aldona Kopkiewicz