/
Tadeusz Różewicz (1921-2014)

Biogram

 

Tadeusz Różewicz (1921-2014, pseud. Satyr) - ur. w Radomsku, polski poeta, dramaturg, prozaik i scenarzysta. Jako poeta debiutował w 1938 r. W latach 1945-1949 mieszkał w Krakowie, następnie (1949-1968) w Gliwicach. Od 1968 r. przebywał i pracował we Wrocławiu. Był jednym z najbardziej wszechstronnych polskich pisarzy powojennych; jego twórczość na ok. 20 języków. Wielorotnie odznaczany i nagradzany.

Został pochowany na cmentarzu ewangelickim przy świątyni Wang w Karpaczu.

Obszerna sylwetka autora jest dostępna pod tym linkiem

 

 

Twórczość

 

Dokładną bibliografię autora można przeczytać pod tym linkiem.

 

/
Omówienie

 

Jacek Bierut: Trasa karkonoska

 

Literatura polska po 1945 roku starała się najpierw ocaleć przed gwałtem socrealizmu, zaraz potem przede wszystkim potwierdzić, rozwinąć i dopracować przedwojenne kanony. Nawet twórcy awangardowi nie sabotowali znanych już wcześniej mechanizmów i osiągnięć literatury. A ta stawała się coraz lepiej konstruowana i coraz bardziej przewidywalna, poruszająca się w zaklętych kręgach znanych sposobów stawiania pytań do znanych odpowiedzi lub do ustalonego wcześniej braku odpowiedzi. W dodatku w reżimowym państwie została zaprzężona do utylitarnych walk lub tylko sporów i oporów politycznych, i to w całym wachlarzu odcieni, od merkantylnego po niemal heroiczny. Literacka Nagroda Nobla dla Czesława Miłosza ten zaklęty krąg utwierdziła i uszczelniła. Nobel dla Wisławy Szymborskiej przyszedł na szczęście troszkę zbyt późno i nie doszło do skamieliny, czegoś co można porównać do domu dziennej opieki dla niezbyt zasobnych seniorów. Ale tak okrzepła podstawowa i dość powszechna hierarchia i (już) historia literatury, w której nasz bohater nie otrzymał adekwatnej pozycji. Niemniej czas najwyższy ten porządek kwestionować. Wrocławianie, Tymoteusz Karpowicz i Tadeusz Różewicz (obok Leopolda Buczkowskiego i Witolda Wirpszy) to najważniejsi polscy pisarze drugiej połowy XX wieku.

Karpowicza i Różewicza (poza miejscem zamieszkania przez zaledwie sześć lat) łączy niewiele. Właściwie głównie to, że żaden nie widział potrzeby (albo możliwości) wpisywania się w zatwierdzone, uświęcone i powszechnie obowiązujące poromantyczne lub modernistyczne kanony literackie. U obu u podstawy wiersza leżał opór przed zastaną retoryką, a nawet dość precyzyjnie ustaloną i coraz bardziej wyjałowioną instytucją tekstu poetyckiego. Łączy ich także to, że mimo niekwestionowanych osiągnięć w zasadzie wyczerpali odkryte i wypracowane przez siebie możliwości. Znamienne jest, że dla obu, pomimo licznych prób, nie można wskazać ani jednej wartościowej kontynuacji.

Rysem wspólnym może być także to, że obaj nie przepadali za sobą. Kiedy w 2000 roku po dwudziestu siedmiu latach niewidzenia spotkali się przypadkiem w Karkonoszach, porozmawiali ze sobą tylko około pięciu minut. Zdarzenie miało miejsce pod schroniskiem Samotnia. Pogoda była dobra. Mogli usiąść, napić się herbaty i pogawędzić. Mogli zejść wspólnie, bo Karpowicz wracał już ze Śnieżki, a Różewicz nie wybierał się wyżej, chciał tylko dotrzeć w to właśnie miejsce, do Małego Stawu. Tak się nie stało, schodzili osobno. To było ich ostatnie spotkanie.

Sporo z tego spotkania można wyczytać. Karpowicz dotarł na Śnieżkę (dzień wcześniej) przez wodospad Łomniczki, najtrudniejszą drogą od polskiej strony, ale i najpiękniejszą. Dotarł na szczyt i widzieli go tam tylko ci, którzy w tym samym czasie też tam dotarli, pod warunkiem, że ktoś spojrzał w jego stronę. Różewicz szedł w tym kierunku drogą najłatwiejszą, od świątyni Wang (gdzie po latach zostanie pochowany). To niemal deptak. Dla wycieczek, emerytów, ludzi w klapkach. Miejsce dość tłumne o tej porze roku. Do Śnieżki zresztą nie zamierzał nawet dotrzeć. Miał swój mały cel, mniej ambitny, ale Mały Staw to jedno z najładniejszych miejsc w Karkonoszach. Jak Czarny Kocioł i oba Śnieżne Kotły. Dużo większą przyjemność ma się, przebywając w nich, niż patrząc na nie z góry. Czasami nie warto mozolić się wspinaczką i z tego powodu przeoczyć coś lepszego niż szczyt.

To wydaje mi się znamienne. Ta strategia zastosowana również w twórczości sprawiła, że pozycja Różewicza w literaturze polskiej jest nieporównanie wyższa od pozycji Tymoteusza Karpowicza. Gdyby nie dominacja „wielkiej trójcy” (w domu dziennej opieki) Miłosz-Szymborska-Herbert, Różewicz byłby prawdopodobnie powszechnie uważany za najważniejszego polskiego poetę ostatnich dziesięcioleci. Na Karpowicza spoglądał  góry, zdarzało się, że z niego pokpiwał. Miał przy tym szacunek „wielkiej trójcy”. Miłoszowi zdarzyło się Karpowicza upokorzyć, wręcz sponiewierać. Wobec Różewicza nigdy by się tak nie zachował.

Tadeusz Różewicz (1921-2014) urodził się w Radomsku, w centralnej Polsce. Umarł we Wrocławiu. Pisać o nim jest równie trudno jak o Karpowiczu. Jednak z zupełnie innego powodu. Różewicz jest poetą i dramaturgiem świetnie i szeroko opisanym. Jego utwory bardzo łatwo poddają się interpretacjom i są bardzo wdzięczne do takich zabiegów. Często zresztą te interpretacje są dość sprzeczne. Na czym polega autentyczny fenomen twórczości Różewicza? Na pierwszy rzut oka jego wiersze wydają się bardzo łatwe, proste, wręcz oczywiste. Rzadko przypina im się jakiekolwiek uogólniające łatki, szczególnie awangardowe. Jednak one awangardowe (a właściwie na wskroś nowoczesne) niewątpliwie są. Nawet nie z powodu bardzo charakterystycznej i niepodrabialnej schodkowej wersyfikacji, olbrzymiej ilości światła na stronie i mocno zindywidualizowanego podejścia do języka (który na pierwszy rzut oka wydaje się zupełnie zwyczajny, wręcz przyniesiony z ulicy). Myślę, że u Różewicza najważniejsze jest to, co u Karpowicza wydaje się najmniej ważne. Skrajnie głęboki kontakt z czytelnikiem. Właściwie to czytelnik staje się pełnowartościowym współtwórcą wiersza, ale nie w sposób, w jaki próbują ten kontakt opisać teorie komunikacji. Wiersz Różewicza jest tylko przewodnikiem, podróż (czytelnicza) ma miejsce poza wierszem i poza wiersz. Głównie „do siebie”. Różewicz czytelnikiem pisze. Niektóre, najlepsze według mnie utwory autora „Kartoteki”, to zapisy, które w oryginale jest w stanie zrozumieć nawet obcokrajowiec, który ma za sobą bardzo krótki i najbardziej podstawowy kurs języka polskiego, a być może tylko dysponuje listą dwustu najczęściej używanych wyrazów polskich. Ale ta pozorna prostota jest bardzo złudna. Wystarczy prześledzić, jakie problemy z tą poezją mieli jej tłumacze.

U Różewicza można znaleźć tropy heideggerowskie i wittgensteinowskie, realizowane z olbrzymią konsekwencją (szczególnie wittgensteinowski). Język nieustannie jest skoncentrowany na tych momentach realizacyjnych, w których można otrząsnąć z niego całą jego jałowość i kłamstwo. Wszystko, z czego nie da się go otrząsnąć, a co jest podejrzane lub niepewne, „przepoetyzowane”, metaforyzujące, staje się milczeniem. Nie przemilczeniem, tylko wyraźnym, bardzo twardo zaznaczonym milczeniem. Jak pauza w muzyce. Choćby subtelne (lecz mocne) dokopanie Heideggerowi za nazistowską plamę. Różewicz (nawet w samym zapisie wiersza) równie głośno i precyzyjnie mówi i milczy. Oba te kanały komunikacji nie są jednak ważniejsze od tego, o czym traktują. W nieustannie dekonstruowanych mowie i milczeniu Różewicz nie pomija właściwie niczego. Równie wyraziście i przejmująco porusza wysokie, odwieczne tematy poezji, jak i drobiazgi codziennego życia (wyjęte czasem wręcz ze śmietnika). Te drugie nawet chętniej i częściej. „Poeta śmietników jest czasami bliżej prawdy / niż poeta chmur”. Niby proste. Tylko jak on to robi, że zazwyczaj trafia czytelnika w samo centrum? W tę jedną najważniejszą strunę, której istnienia czytelnik u siebie często nawet nie podejrzewa. Może przez to, że Różewicz niczego nie przenosi z biblioteki? Może poprzez absolutną uczciwość? Może poprzez całkowity brak zaufania do czegokolwiek, czego sam nie sprawdził i nie zredukował do pestki? Może poprzez imperatyw realizmu w mówieniu i milczeniu o wszystkim, nawet tym dalekim od realności? Jeśli spróbować porównywać Różewicza z Karpowiczem, co jest zadaniem karkołomnym, można dostrzec, że Różewicza również zajmowało go karpowiczowskie „źródło”. Ale u niego „źródło / wypiło usta”. Cała sztuka pisania służy mu tylko do tego, żeby czytelnik miał okazje odkryć własne miejsca ukryte, zamaskowane (pobieżnością, socjalizacją, konformizmem, sztuką, współczesnością, filozofią, przeczuciami, religią bądź miejscem po niej).

Rzadko czytam Różewicza. Wracam do niego wtedy, kiedy mam ochotę na intelektualną kąpiel, a właściwie szybki prysznic. Kiedy czuję potrzebę otrząśnięcia się z nadmiaru. To są bardzo dobre ćwiczenia do odnajdywania własnej pestki. Szczególnie środkowa i nieco późniejsza część jego twórczości nadaje się do takiego instrumentalnego wykorzystania. Pisze się czasami o Różewiczu nihilista. Nic bardziej mylnego. To poszukiwacz podobnej wolności, o której należy mówić, jeśli mówi się o poezji Karpowicza. Poszukiwacz porządku w powszechnym bałaganie. Ten porządek jest trudny do nazwania, ale ma miejsce, w czytelniczych realizacjach, jest dość łatwy do odczucia po nawet wyrywkowej lekturze. Szczególnie tych wierszy najbardziej niebezpiecznych i nieprzyjemnych. Tych napisanych najprostszymi, najbanalniejszymi słowami.

Karpowicz często przywoływał wspomnienie widzianego w Chinach wiejskiego niepiśmiennego „poety”, w skupieniu skrupulatnie i precyzyjnie układającego na ziemi „wiersze” z patyków. Mówił o nim z zachwytem. Sam chyba chciał tak myśleć o sobie. Różewicz, pomimo całego swojego bardzo bogatego zaplecza intelektualnego, filozoficznego, językowego, olbrzymiej przemyślności i niekiedy krnąbrności bardziej mi przypomina ten niemożliwy wręcz model poezjowania.

A wracając do punktu wyjścia. Ludzie tak raczej nie chodzą. Może warto zrobić tę trasę? Od świątyni Wang przez Mały Staw na Śnieżkę i powrót przez wodospad Łomniczki.

 

 

Jacek Bierut

 

 

 

/
Omówienie 2

 

Obszerna sylwetka Tadeusza Różewicza znajduje się pod tym linkiem.

/
Omówienie 3

 

Wywiad z Tadeuszem Różewiczem o teatrze znajduje się pod tym linkiem.

/
Omówienie 4

 

Zapis "Kartoteki" Tadeusza Różewicza w Polskim Radio znajduje się pod tym linkiem.

/
Omówienie 5

 

Tekst Andrzeja Franaszka po śmierci Tadeusza Różewicza dostępny jest pod tym linkiem.