/
Janusz Styczeń

Biogram

 

Janusz Styczeń (ur. 27 listopada 1939 roku w Biadolinach Szlacheckich). W 1962 roku ukończył polonistykę na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Opublikował 15 tomów poezji i 2 tomy dramatów. Jako ostatni ukazał się tomik poezji Furia instynktu, 2011. Poetę fascynują symbole. Pociąga go penetracja przepaści, jak rozciąga się między widzialną, cielesną stroną symbolu a jego stroną niewidzialną, mroczną, głębinową. Wiersze Stycznia były tłumaczone na języki: serbochorwacki, niemiecki, japoński, angielski. Mieszka we Wrocławiu.

Strona internetowa: http://www.janusz.styczen.artwroc.com

 

Twórczość

 

Poezja:

„Lustro-sofista” (1969);
„Boski paragraf” (1971);
„Ten najżarliwszy seans spirytystyczny (1975);
„Uśnij snem morskim” (1977);
„Rozkosz gotycka” (1980);
„Trujące piękno” (1982);
„Widzialne ciała tajemnicy” (1982);
„Wiersze wybrane” (1984);
„Liście księżyca” (1989);
„Mężczyzna i kobieta patrzą na księżyc” (1989);
„Wieczna noc miłosna” (1999);
„Melancholia symboli” (2003);
„Poezja mroku” (1995);
„Groza wtajemniczenia” (1996);
„Zamarznięty łabędź” (2007);
„Furia instynktu” (2011);
„Pani wyrocznia” (2016).

 

Fragmenty książek Janusza Stycznia można przeczytać pod tym linkiem.

 

/
Próbka

Z tomu Lustro-sofista

 

Ślina

kiedy będę jadł gwiazdy
w 2 minuty 27 sekund po właściwym podwieczorku
listonosz z numerkiem słońca na daszku
poczęstuje mnie wiadomością o rewolucji
jakiej dokonały promienie w moim oku
tym które jest i czwarte i szóste

wtedy będę mówił z tobą ptakami
muzo o połamanych paznokciach
i także liście prześlę belce w twoim oku

swój własny uśmiech złapię na lasso

a na zakończenie
(tu zmrużyć krawat albo jeden guzik)
księżyc wpadnie mi do ust
zaszczebioce mi w prawym boku

 

 

Z tomu Ten najżarliwszy seans spirytystyczny

 

Magdaleno, ty wiesz

Magdaleno jesteś integracją
która wybucha mi między
palcem dużym i małym

i jesteś także moją biografią
która – jak wiadomo – równa się
trygonometrii krawata
wiązanego zawsze w ten sam sposób

i jesteś jeszcze kawiarnią pod znakiem słońca
przystanią gdzie mogę przeżyć proces linienia
i zyskać dopiero właściwą skórę
okularnika to znaczy
– jak to widać choćby na fotografii – samego siebie

i jesteś kabaretem Guardia Civil
którego muzyka polega na tym
że nuty podają sobie konia
z jeźdźcem wykarczowanym z pola filozofii egzystencjalnej

a kiedy mówisz do mnie:
„ja się ciebie uczę” i dodajesz szeptem:
poczekaj na mnie jeszcze trochę”
odpowiadam: „przecież jestem dżentelmenem”
i uświadamiam sobie z trudnością
że poza tym wszystkim jesteś także Magdaleną

 

 

Z tomu Melancholia symboli

 

Lustro na ścianie

mężczyzna siedzi przy stole, coś robi,
lustro wisi na ścianie, z tylu za nim,
mężczyzna odchodzi od stołu i mimowiednie
zagląda w lustro,
widzi siebie,
nagle jakby widział siebie w lustrze
po raz pierwszy, lustro cały czas go obserwuje,
niezależnie od tego, co on w pokoju robi,
i czego nie robi,
gdy mężczyzna wychodzi z domu,
lustro na ścianie nadal go obserwuje,
mężczyzna ma wrażenie, że to sam Czas
czuwa stale z tylu, zawsze go ogląda,
mężczyzna myśli, że to zwierciadło Czasu
przetwarza wszystkie zdarzenia, całe jego życie,
to zwierciadło wszystko zauważy, wszystko w sobie
zatrzyma,
i gdyby mężczyzna potrafił to lustro na ścianie
rozgarnąć rękami,
zobaczyłby prawdziwą i widzialną istotę
wszystkich zdarzeń swojej przeszłości

 

 

Z tomu Furia instynktu

 

Dziewczynka niosąca filiżankę kawy

dziewczyna niesie filiżankę kawy, nie spieszy się, 
kiedy doniesie kawę na miejsce, historia skończy się, 
to miejsce: ten koniec, zostanie, 
żeby dziewczyna doniosła kawę, 
dziewczyna nie będzie wiedziała, co robić 
na końcu świata, 
czy wystarczy jej satysfakcja, że przeniosła 
filiżankę kawy przez doczesność, 
dziewczyna idzie przez miesiące, lata, dziesięciolecia, 
dotąd nie wylała ani kropli kawy, i nie wyleje, 
jej ręce nie drgnęły, i nie zadrżą, 
wszyscy podziwiają, jak dziewczyna pilnuje 
i drogi, i filiżanki, 
i nie zwraca uwagi, czy ktoś z gapiów zachoruje, 
upadnie, umrze, 
wszyscy podziwiają, jak dziewczyna idzie przez Czas, 
a może obok Czasu, 
jak się nie spieszy, 
jakby sam Czas ją podziwiał i się uśmiechał, 
i dawał jej dużo czasu, 
jakby sam Czas chciał napić się kawy, 
już wystygłej, bardzo zimnej, zamierzchłej, 
zamienionej w ciemne źródło, 
i jakby Czas pozwalał dziewczynie spokojnie i powoli, 
tak zupełnie poza Czasem, 
tę kawę, do siebie, Czasu, donieść

 

 

Janusz Styczeń