Wiersze
Życie bez końca
Nieobecność trwa nieukojona
w służbie wieczności
dzięki niej kształt pusty może być użyteczny
jak dźwięk dzwonu
jak wiersz nie czytany nikomu
kto nie posiada siły wyrazu
ten nie może być wolny
podobny do cienia wciska się wszędzie
przyjmuje kształt odrzucony
szkoła filozofów w której zapomniano
uczyć się od głupców
nie zdoła ocalić wiedzy
posąg jeśli się uśmiecha
nie potrzebuje mówić prawdy
cień to utrzymanie tego
co powierzchowne
co wybiega dalej
Melancholia
W jaskini umarłych
wyrobisko żywych
zdesperowanych
uczepionych powierzchni
walczących z cielesną pokusą
z nieprzepuszczalną grudą
z nieustępliwą myślą
pragną się utrwalić
podnieść z cienia
uchwycić pędzące na oślep życie
własną sztuką
a tworzą błądzące w koło ślady
to co istnieje
mamy na zawsze za sobą
przed sobą trop
a za sobą zwierzę
Z martwych
Wcześniej niż my panowali
w ciszy i nadmiarze
teraz zwinięci w czarnej muszli
podziemnego królestwa
przypisujemy im to
czego nie znamy
o czym zapomnieliśmy w chwili narodzin
nasza refleksja
jest spóźnionym pojazdem
dawnego języka
Wyzbycie się zmartwień
Jak oszukani poeci i wystrychnięci na dudka malarze
mylimy się ciągle co do podstaw swoich doznań
nie to nas wabi co ma dobry smak
nie to zapowiada nasz pobyt co się dobrze kończy
chcąc się uczyć nie możemy żyć całkiem serio
kiedy strona prawa równa się lewej
nie ma żadnej rywalizacji
nie ma tłumu ani jednostki
liście wiatr zrywa i niesie bez żadnego celu
każdy ma własną drogę którą inni śledzą
najwyżej przez chwilę
w całym drzewie widzę teraz tylko jeden żółty liść
w liściu jedną miedzianą żyłkę
w całej pustce tylko jedno drzewo
większość czasu uchodzi bezwiednie
większość życia tylko nam się marzy
większość pragnień to tylko reklamy
przyszłego życia
kropla drąży skałę i przenika morze
okno otwiera się na końcu długiego tunelu
rozległe echo to nasza przyszłość
w skupieniu i nudzie słuchamy kroków
wymarłego pokolenia
Sprawiedliwość i czas
Jak dawniej
wszystko unosi się na wietrze
albo pływa w głębokiej studni
a cztery żywioły
toczą walkę o pierwszeństwo
pełen cienia tych co odeszli
i krzyku tych co przyjdą
gromadzę śmieci
znoszę owoce porzucone przez drzewa
chowam w ziemi potłuczone słoiki
przywykłem że sadza otacza ogień
ogród otacza przestwór
pająki znają ten teren pełen zasłon i obrazów
jedne zwierzęta żyją w innych
a na nich rośliny
tam gdzie był strych nadal kwiaty powstają z kurzu
w zieleni butelek rosną pleśni
zima też ciągle powraca i przywraca świeżość
odbiera należność za światło
czas się wydłuża kiedy mniej się go pali
skoro sprawiedliwość już opuściła nasz świat
wiemy że on rządzi nami
Odnalezienie
To co jest ukryte sięga
odległych granic języka
dlatego ciągle mówimy
lepiej oszukać los
niż w radości i zwątpieniu
mierzyć do celu
lepiej wyzbywszy się złudzeń
zmyliwszy ślady
przybyć do kraju
o którym się nie myślało
gdzie wszystko inne
nie znane dotąd nikomu
Sztuka
to co będzie
jest tym co było
jestem jakbym
nigdy nie był
a jednak gdzie chodziłem
rozpoznaję po śladach
sztuką jest
nie zostawiać śladów
Eseje
Podróż
Eugeniuszowi Józefowskiemu
Elementy martwe są rusztowaniem żywych, elementy pozbawione znaczenia są nośnikami znaczeń, niepoznawalne umożliwiają poznanie. Drzewo jest wielką, mocną konstrukcją dlatego, że w jego pniu część tkanki jest martwa.
Poznanie jest mechanizmem już staroświeckim, ale delikatny skalpel wciąż może się poruszać. Dzięki jego subtelnym ruchom istniejący obraz świata pełen jałowych i tępych obiektów przyjmuje bardziej wyraziste kontury.
Po kilku plastycznych zabiegach staje się mniej chorobliwy i nabiera rumieńców. Cichnie turkot i syczenie pary, technika powraca do jaźni. To, co teraz jest widoczne, lekko zrasta się z okiem, przez to staje się bliższe i bardziej bezpośrednie. Ale zaglądanie do wnętrza rzeczy przy stukrotnym powiększenie nie jest pozbawione ryzyka: rzęsa dotyka słońca, ucho tkwi w środku ziemi.
W pełni zadomowieni stawiamy maszty, wytyczamy działki, przeglądamy projekty nowych maszyn. Komuś musimy przekazać swoją wiedzę i doświadczenie. Chodzi nam o kształty pełne, myślące i rozwijające się w formy wyższe. Pragniemy tworzyć części zamienne życia, animować mechaniczny uśmiech obiektów spełnionych. Wielka ich liczba osiągnie w końcu szczyt, ostateczną iluminację przedmiotów duchowych. Tak będzie do samego końca, aż znieruchomieją, ostygną i sprężyna czasu przestanie się rozwijać.
Drabina i koło
Waldemarowi Zielińskiemu
Artysta wyszedł albo coś mu się stało, w jego pracowni pozostaje sztuka. Chodzi przecież, by coś pozostawić po sobie. My pozostawiamy wszystko. stanowi to prawdziwą treść zdarzenia.
Zazwyczaj wolimy pamiętać niż się trudzić. Myśl może być wspomnieniem, więc wątpliwość się pojawia i cała zawarta w niej przeszłość. Jest może ruch choć nie ma postępu, ale kiedy znów postąpić – nie ma ruchu.
Drabina to podróż nieskończona i linearna, to podążanie w czasie za nieosiągalnym celem, za niewyczerpaną przynętą. Koło to podróż wokół własnej osi; wszystkie szczeble schodzą się w piaście ze względu na ruch wirowy.
A więc zamknięcie. Połączenie tego, co powtarza się i odbija we wspólnym centrum. Na tym polega pierwotne ukorzenienie organizmu, jego rotacji, orbit i systemów, płuc i wnętrzności. Równe oddalenie od centrum ma zapewniać równowagę. Wszystkie obrazy przeszłe i przyszłe, realne i odbite, trwają w tym samym oku, a ono nie zamyka się nigdy.
Lekcja ciszy
Bogusławowi Michnikowi i Jerzemu Olkowi
Wierzący w kreatywność czynią wyłom w tym, co widzialne.
Dlatego widzialność nie jest bezsporna, a wielość głosów nie wyklucza czujnego nasłuchiwania.
W jedności jest cisza.
To, co widzimy, z całą pewnością jest ślepe, a tego, co widzi nie można ujrzeć. To, co dźwięczy samo jest głuche, czy więc nie za wiele przypisujemy dźwiękom?
Zrozumieć to może ktoś zgoła nierozumny.
Nie ma żadnej potrzeby zadawania pytań, a jednak ktoś usiłuje pytać.
Chcielibyśmy za wszelką cenę ukryć ten świat i to raniące światło. Byliśmy tutaj w triumfalnym pochodzie, w pierwotnym linearnym dźwięku.
Dzięki temu, że byliśmy, jest coś innego. Oddalenie być może.
Natura Buddy
To Budda wymyślił buddyzm pewnego dnia – dziedzinę szczodrą jak pole uprawne. Mimo pewności swego osiągnięcia pozostawał w odosobnieniu. Lecz ludzie, którzy przyszli, powiedzieli: „Zrobimy coś na rzecz twojej idei, powołamy klasztory, posadzimy drzewa, nauczymy innych cenić samotność i skupienie. Nie wystarczy samo przebudzenie, potrzebny jest i sen. Nie przetrwa cisza bez nadmiaru słów. Gdzie jest dyscyplina, wiele jeszcze musi być dzikości.”
Lecz Budda był zakłopotany, przejęła go troska, że jego natura dostanie się we władanie całkiem innego Mistrza.
Michał Fostowicz