/
Michał Fostowicz (1948-2010)

Biogram

 

Michał Fostowicz-Zahorski (1948-2010) - pisarz, tłumacz, autor książek poetyckich, licznych esejów publikowanych w pismach. Zajmował się poezją, malarstwem, filozofią, pracował w Instytucie Sztuk Pięknych w Uniwersytecie Zielonogórskim, gdzie wykładał filozofię, estetykę oraz historię sztuki. Współredagował czasopismo poświęcone filozofii, literaturze i sztuce pt. „Rita Baum”. Zmarł w sobotę 18 grudnia 2010 roku po długiej i ciężkiej chorobie w swoim domu w Międzygórzu.

 

Twórczość

 

Twórczość:

"Rewolucja" (2000);
"Świat bez prawdy: poezja jako światopogląd" (2003);
"Boska analogia. William Blake a sztuka starożytności" (2009).

 

Przekłady:

"Bodhidharma. Kazania" (1997);
"William Blake Wieczna Ewangelia" (1998);
"Lao-tsy. Droga (2001);
"Eugen Herrigel. Droga Zen" (1992);
"Wiersze i pisma Williama Blake’a" (2007).

 

/
Próbka

 

Wiersze

 

Życie bez końca

Nieobecność trwa nieukojona
w służbie wieczności

dzięki niej kształt pusty może być użyteczny
jak dźwięk dzwonu

jak wiersz nie czytany nikomu

kto nie posiada siły wyrazu

ten nie może być wolny
podobny do cienia wciska się wszędzie
przyjmuje kształt odrzucony

szkoła filozofów w której zapomniano
uczyć się od głupców
nie zdoła ocalić wiedzy
posąg jeśli się uśmiecha
nie potrzebuje mówić prawdy

cień to utrzymanie tego
co powierzchowne

co wybiega dalej

 

 

 

 

Melancholia

W jaskini umarłych

wyrobisko żywych

zdesperowanych

uczepionych powierzchni

walczących z cielesną pokusą

z nieprzepuszczalną grudą

z nieustępliwą myślą

pragną się utrwalić

podnieść z cienia

uchwycić pędzące na oślep życie

własną sztuką
a tworzą błądzące w koło ślady

to co istnieje

mamy na zawsze za sobą

przed sobą trop

a za sobą zwierzę

 

 

 

 

Z martwych

Wcześniej niż my panowali

w ciszy i nadmiarze
teraz zwinięci w czarnej muszli
podziemnego królestwa

przypisujemy im to
czego nie znamy
o czym zapomnieliśmy w chwili narodzin

nasza refleksja

jest spóźnionym pojazdem

dawnego języka

 

 

 

 

Wyzbycie się zmartwień

Jak oszukani poeci i wystrychnięci na dudka malarze

mylimy się ciągle co do podstaw swoich doznań

nie to nas wabi co ma dobry smak
nie to zapowiada nasz pobyt co się dobrze kończy

chcąc się uczyć nie możemy żyć całkiem serio
kiedy strona prawa równa się lewej

nie ma żadnej rywalizacji
nie ma tłumu ani jednostki
liście wiatr zrywa i niesie bez żadnego celu

każdy ma własną drogę którą inni śledzą
najwyżej przez chwilę
w całym drzewie widzę teraz tylko jeden żółty liść
w liściu jedną miedzianą żyłkę
w całej pustce tylko jedno drzewo
większość czasu uchodzi bezwiednie
większość życia tylko nam się marzy
większość pragnień to tylko reklamy
przyszłego życia

kropla drąży skałę i przenika morze

okno otwiera się na końcu długiego tunelu

rozległe echo to nasza przyszłość

w skupieniu i nudzie słuchamy kroków
wymarłego pokolenia

 

 

 

 

Sprawiedliwość i czas

Jak dawniej

wszystko unosi się na wietrze
albo pływa w głębokiej studni

a cztery żywioły
toczą walkę o pierwszeństwo

pełen cienia tych co odeszli

i krzyku tych co przyjdą

gromadzę śmieci

znoszę owoce porzucone przez drzewa
chowam w ziemi potłuczone słoiki

przywykłem że sadza otacza ogień

ogród otacza przestwór
pająki znają ten teren pełen zasłon i obrazów
jedne zwierzęta żyją w innych
a na nich rośliny
tam gdzie był strych nadal kwiaty powstają z kurzu
w zieleni butelek rosną pleśni

zima też ciągle powraca i przywraca świeżość

odbiera należność za światło

czas się wydłuża kiedy mniej się go pali

skoro sprawiedliwość już opuściła nasz świat

wiemy że on rządzi nami

 

 

 

 

Odnalezienie

To co jest ukryte sięga
odległych granic języka
dlatego ciągle mówimy

lepiej oszukać los
niż w radości i zwątpieniu
mierzyć do celu
lepiej wyzbywszy się złudzeń
zmyliwszy ślady
przybyć do kraju
o którym się nie myślało
gdzie wszystko inne
nie znane dotąd nikomu

 

 

 

 

Sztuka

to co będzie

jest tym co było

jestem jakbym

nigdy nie był

a jednak gdzie chodziłem

rozpoznaję po śladach

sztuką jest

nie zostawiać śladów

 

 

Eseje

 

 

Podróż

Eugeniuszowi Józefowskiemu

Elementy martwe są rusztowaniem żywych, elementy pozbawione znaczenia są nośnikami znaczeń, niepoznawalne umożliwiają poznanie. Drzewo jest wielką, mocną konstrukcją dlatego, że w jego pniu część tkanki jest martwa.

Poznanie jest mechanizmem już staroświeckim, ale delikatny skalpel wciąż może się poruszać. Dzięki jego subtelnym ruchom istniejący obraz świata pełen jałowych i tępych obiektów przyjmuje bardziej wyraziste kontury.

Po kilku plastycznych zabiegach staje się mniej chorobliwy i nabiera rumieńców. Cichnie turkot i syczenie pary, technika powraca do jaźni. To, co teraz jest widoczne, lekko zrasta się z okiem, przez to staje się bliższe i bardziej bezpośrednie. Ale zaglądanie do wnętrza rzeczy przy stukrotnym powiększenie nie jest pozbawione ryzyka: rzęsa dotyka słońca, ucho tkwi w środku ziemi.

W pełni zadomowieni stawiamy maszty, wytyczamy działki, przeglądamy projekty nowych maszyn. Komuś musimy przekazać swoją wiedzę i doświadczenie. Chodzi nam o kształty pełne, myślące i rozwijające się w formy wyższe. Pragniemy tworzyć części zamienne życia, animować mechaniczny uśmiech obiektów spełnionych. Wielka ich liczba osiągnie w końcu szczyt, ostateczną iluminację przedmiotów duchowych. Tak będzie do samego końca, aż znieruchomieją, ostygną i sprężyna czasu przestanie się rozwijać.

 

 

 

 

Drabina i koło

Waldemarowi Zielińskiemu

Artysta wyszedł albo coś mu się stało, w jego pracowni pozostaje sztuka. Chodzi przecież, by coś pozostawić po sobie. My pozostawiamy wszystko. stanowi to prawdziwą treść zdarzenia.

Zazwyczaj wolimy pamiętać niż się trudzić. Myśl może być wspomnieniem, więc wątpliwość się pojawia i cała zawarta w niej przeszłość. Jest może ruch choć nie ma postępu, ale kiedy znów postąpić – nie ma ruchu.

Drabina to podróż nieskończona i linearna, to podążanie w czasie za nieosiągalnym celem, za niewyczerpaną przynętą. Koło to podróż wokół własnej osi; wszystkie szczeble schodzą się w piaście ze względu na ruch wirowy.

A więc zamknięcie. Połączenie tego, co powtarza się i odbija we wspólnym centrum. Na tym polega pierwotne ukorzenienie organizmu, jego rotacji, orbit i systemów, płuc i wnętrzności. Równe oddalenie od centrum ma zapewniać równowagę. Wszystkie obrazy przeszłe i przyszłe, realne i odbite, trwają w tym samym oku, a ono nie zamyka się nigdy.

 

 

 

 

Lekcja ciszy

Bogusławowi Michnikowi i Jerzemu Olkowi

Wierzący w kreatywność czynią wyłom w tym, co widzialne.

Dlatego widzialność nie jest bezsporna, a wielość głosów nie wyklucza czujnego nasłuchiwania.

W jedności jest cisza.

To, co widzimy, z całą pewnością jest ślepe, a tego, co widzi nie można ujrzeć. To, co dźwięczy samo jest głuche, czy więc nie za wiele przypisujemy dźwiękom?

Zrozumieć to może ktoś zgoła nierozumny.

Nie ma żadnej potrzeby zadawania pytań, a jednak ktoś usiłuje pytać.

Chcielibyśmy za wszelką cenę ukryć ten świat i to raniące światło. Byliśmy tutaj w triumfalnym pochodzie, w pierwotnym linearnym dźwięku.

Dzięki temu, że byliśmy, jest coś innego. Oddalenie być może.

Natura Buddy

To Budda wymyślił buddyzm pewnego dnia – dziedzinę szczodrą jak pole uprawne. Mimo pewności swego osiągnięcia pozostawał w odosobnieniu. Lecz ludzie, którzy przyszli, powiedzieli: „Zrobimy coś na rzecz twojej idei, powołamy klasztory, posadzimy drzewa, nauczymy innych cenić samotność i skupienie. Nie wystarczy samo przebudzenie, potrzebny jest i sen. Nie przetrwa cisza bez nadmiaru słów. Gdzie jest dyscyplina, wiele jeszcze musi być dzikości.”

Lecz Budda był zakłopotany, przejęła go troska, że jego natura dostanie się we władanie całkiem innego Mistrza.

 

 

 

Michał Fostowicz