Bielawa

wróć


 

Pamiętam, to był 2010 albo 2011 r., pracowałem w firmie ciepłowniczej, przejęliśmy stację transformatorową, która zaopatrywała cały Bielbaw, łącznie z tym dużym kominem. Pracowałem w latach 80. w Bielbawie, a to, co zobaczyłem pod koniec, to tragedia. Przerażało. Całą kotłownię rozbierała potężna kopara przypominająca dinozaura. Potężne zbrojone filary rwała jak zapałki. W tamtym czasie już Bielbawu nie było. Demontowano instalacje, rozdzielnie. Bulwersuje mnie jedno – wykańczalnie, przędzalnie, tam były jeszcze maszyny. Można było zostawić jedną halę i przeznaczyć na muzeum. Muzeum dzisiejsze to jest kropla w morzu.

 

Byłem elektrykiem, pamiętam, jak obsługiwaliśmy wszystkie oddziały pomocnicze, jak stołówka, kawiarnia.

 

Pompy w polach też obsługiwaliśmy, to była fajna rzecz, osiemnaście czy dwadzieścia pomp głębinowych, były zbiorniki, które tłoczyły wodę na produkcję – a to była woda, pamiętam, praktycznie za darmo.

 

Pamiętam „Solidarność” – biegaliśmy z kolegami, ciche zebrania, po kryjomu. Produkowaliśmy zrębki.

 

Zostawiłem tu kawał życia. I sporo mnie to kosztowało. Byłem majstrem od wszystkiego.

 

Pod urzędem miasta była taka kostka czarna. Pamiętam, jak w sierpniu 1982 r. ludzie wyrywali ją i rzucali w milicję. Kiedy zamieszki skończyły się w Dzierżoniowie, te oddziały przyjechały do Bielawy. Rozgonili nas wtedy. Uciekaliśmy różnymi kanałami, między blokami. To było wtedy, gdy prawie podpalono milicyjny dystrybutor paliwa przy komendzie.


Chciałyśmy to gdzieś przeczekać na osiedlu. Pamiętam, jak wjechały „suki”. Myśmy wtedy robiły studium, chcieliśmy jechać do szkoły. Ale to nie były żarty. Jakbyś się nie odsunął, toby rozjechali człowieka. Z dzieckiem czy bez, nieważne. Taki szał w ich oczach widziałam.

 

Pamiętam rozdzielnik RK11, któryśmy instalowali w zakładzie.


W 1983 roku wyłapywali ludzi z Besteru. To właśnie pamiętam.

 

Pamiętam to: mam przepustkę na niedzielę, a tu komunikat, że stan wojenny.

 

Jeździłem i woziłem tkaniny. Podstawiali taśmociąg. Pamiętam, jak zepsuł się taśmociąg, przyszedł elektryk, sprawdził, mówi, że dzwonić po ślusarza. Ale jak, do czterech śrubek? Musi być, powiedział. To był. Ten coś wykręcił, elektryk wymienił bezpiecznik, po pół roku znowu to samo. Znowu elektryk i ślusarz. Taki był bałagan.

 

Ściągnęli mnie, mówili jedź szybko, bo kierowca się rozbił, a jechał do Gdyni z towarem. Na cito. Ściągnęli mnie na Bielbaw. To było pakowane w takich workach jutowych. Pamiętam, jak zajechałem do Gdyni, szukam, bo w nocy wyjechałem. Nagle facet: tu zostawiaj. Ale tutaj? Na tej wodzie? Tak, statek i tak za 3 miesiące przypłynie. Taki byłem na cito potrzebny.

 

 


 

Wspomnienia zgromadzone metodą "pamiętam, że..." i w trakcie działań terenowych w Bielawie.

 

 


 

Oprac. Grzegorz Czekański

Zrealizowano w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.