Rozdział 4.

wróć


Czyj tak naprawdę jest ten urząd, polski czy niemiecki?

Studia przypadków z różnych miejsc w Polsce

 

Jak odniemczano inne miasta Polski tuż po wojnie? Powtarzającymi się działaniami były np. “tygodnie walk” ze śladami poniemieckości rozsianych po wielu miejscach kraju. W Bydgoszczy w 1947 r. prezentowano przykłady zbrodni, jakich dopuszczali się podczas wojny Niemcy, a zaplanowane wydarzenia miało zwieńczyć symboliczne palenie śladów niemczyzny1”. Podobne przedsięwzięcia pojawiały się również w innych częściach kraju. We Włocławku (ten sam rok): W programie ‘Tygodnia’, który odbędzie się w czasie od 5-12 października, postanowiono zorganizować wielki wiec na jednym z placów miejskich, następnie zaś demonstracyjny pochód przez miasto. Zebrani na posiedzeniu zwrócili uwagę na bierność społeczeństwa włocławskiego w stosunku do zagadnienia Walki z niemczyzną. Poza partiami politycznymi i organizacjami społecznymi — ogół zdaje się zapominać o niedawnych krzywdach, zadanych przez wroga. ‘Tydzień’ ma na celu przełamanie tej bierności2. Jeszcze inny przykład: Z inicjatywy Polskiego Związku Zachodniego zorganizowane usuwanie napisów niemieckich i innych zewnętrznych śladów niemieckiego panowania sprawiło, że ziemia nad Nysą Łużycką, Odrą i Bałtykiem są dziś polskimi nie tylko z ducha, ale i z wyglądu zewnętrznego3.

Zróbmy przegląd wybranych, pozornie "odniemczonych" miejsc w Polsce, w których spod tynku przemawia wciąż mowa niemiecka.


 

Koszalin

Dziś, po niemal 70 latach nieliczne pozostałości niemieckiego charakteru miasta odbierane są przez pasjonatów historii już bez ówczesnych emocji i traktowane niemal jak zabytki archeologiczne4pisze Krzysztof Urbanowicz, twierdząc, że lokalne ślady przeszłości nie wywołują w mieszkańcach negatywnych emocji. W jego ocenie owe epigrafy nie są już nacechowane. Autor wskazuje na materialną barierę, która niekiedy uniemożliwiała skuteczne zlikwidowanie epigrafów. Akcji zamalowywania i usuwania niemieckich napisów zdecydowanie oparł się jeden z nich i choć dzięki swoim gigantycznym rozmiarom zawsze był i jest nadal doskonale widoczny, chyba mało kto zwraca na niego uwagę i zastanawia się, co oznacza. Chodzi o fabryczny komin, na którym można odczytać znakomicie zachowany napis BUNDE. Litery nie są namalowane, ale tworzą je pokryte ciemnym szkliwem cegły, których użyto w trakcie budowy komina5. Niemiecka przeszłość miasta, jak się okazuje, potrafi czasem rzucać (dosłownie) długi cień.


 

Szczecin

Artur Daniel Liskowacki, bodaj najbardziej szczeciński współczesny pisarz, odmalowuje pejzaż tużpowojenny miasta: Pierwsi Polacy, którzy przybyli Szczecina, szli z dworca na Gumieńcach, gdyż w tym czasie Dworzec Główny był jeszcze węzłem pogiętych szyn. Pisze o ówczesnej Barnimstrasse (dzisiejsza Aleja Piastów), którą przemieszczali się pionierzy: Niektórym ta dwustronna arteria z traktem spacerowym przypominała krakowskie Planty. W oknach wielu domów widzieli biało czerwone flagi. Taką ją zobaczyli, pierwszą prawdziwą ulicę polskiego Szczecina. Zapowiedź żywego miasta. Złudną nieco – bo prowokującą w stronę morza gruzów, nad które w rzeczywistości przybyli – ale rychło też zaczynająca się spełniać6.

Ponad 60 lat później: Powiem brutalnie tak: każde zwierzę swój teren obsikuje7 — mówił w 2008 r. Leszek Dobrzyński, ówczesny prezes Prawa i Sprawiedliwości, gdy po remoncie szczecińskiego urzędu wojewódzkiego odsłonięto napisy Regierungs Hauptkasse oraz Ausgang. W domyśle: ekspozycja ukrytej przez dziesięciolecie treści sprawia, że niektórzy mieszkańcy mogą czuć się zdezorientowani. Można by się spytać, czyj tak naprawdę jest ten urząd, polski czy niemiecki? — twierdził Dobrzyński. Ale to tylko jeden z przykładów, gdyż Szczecin obfituje w poniemiecką ikonografię. Dorota Ułanek zwraca uwagę na kwestię precyzji w definiowaniu tych pozostałości: Większość to napisy reklamujące, zwane mylnie malowanymi szyldami. Mniejszą część stanowią napisy w funkcji drogowskazu albo agitacji politycznych. Malowano je z zupełnym, powiedzmy brakiem poszanowania tkanki zabytkowej- nieważne czy kamienica średniowieczna czy nowo wzniesiona8.

Lokalną ciekawostką był incydent z kłopotliwym napisem na frontowej ścianie otwartego w 1960 r. baru szybkiej obsługi Extra przy al. Niepodległości i towarzyszącym temu obiektowi pawilonów. Obok neonów „Dania gorące”, „Herbata”, „Szybka obsługa”, i innych pojawił się również wariant niemiecki ostatniego z owyc trzech („Schnellbedienung”). Pisze Roman Czejarek: W polskim Szczecinie niemieckie nazwy nabierały szczególnego znaczenia. Bardzo pilnowano, by usuwające przebijające spod tynku i farby dawne napisy, niszczono bądź w najlepszym razie chowano stare szyldy sklepów lub tabliczki z nazwami ulic. I tu nagle taka niespodzianka! W samym centrum miasta! Na sztandarowej, obsypywanej nagrodami za doskonały projekt inwestycji9.

Po pewnym czasie pod pozorem remontu obiektu neon zdemontowano.


 

Ziemia Lubuska

Zrozumieliśmy wreszcie wichrów twych wołanie, / oddech twój pocałunkiem twarze nasze muska… / Uśmiechem swą kronikę zamknij Mistrzu Janie: / do Macierzy wróciła znów Ziemia Lubuska10 — nie tylko poeta Franciszek Fenikowski uderzał w wysokie tony, opiewając w 1946 r. wcielenie Ziem Zachodnich do Polski. Czynił to w zasadzie każdy twórca, który w owym czasie używał słowa macierz. Choć historyczną stolicą tego regionu jest 3-tysięczne miasteczko Lebus, to obecnie oczywiste skojarzenie nasuwa się z miastem, którego niemiecka nazwa to dźwięczne Grünberg.

Widząc kilka liter można domyślić się całego wyrazu. Czasem na szyldzie znajdowało się nazwisko właściciela, co też ułatwiało sprawę11 – mówi Izabela Korniluk z działu historycznego Muzeum Ziemi Lubuskiej, które w 2016 r. wraz podjęło temat niemieckich inskrypcji w Zielonej Górze. Zasób epigraficzny jest w tym mieście niezwykle bogaty, a liternictwo i stan zachowania niektórych śladów  są gdzieniegdzie wyśmienite. Ale nie zawsze panuje zgoda co do zasadności zachowywania tego typu inskrypcji: lokalna “Gazeta Wyborcza” kilka lat temu opisywała przykłady przeciwstawnych postaw dwóch wspólnot mieszkaniowych. Mieszkańcy skupieni do jednej z nich (przy ul. Reja) opowiedzieli się za zachowaniem inskrypcji, natomiast lokatorzy z ul. Chrobrego nie dostrzegli w tym wartości historycznej.

W Krzysztofa Fedorowicza można odnaleźć odniesienia do śladów przeszłości w Zielonej Górze: Późną jesienią, gdy zarośla nieco odpuściły, spod stert gruzu wyszły dolne partie ścian i piwniczne schody. W ziemi mnóstwo pobitej porcelany, kilka tych fragmentów z napisem „Weinberg”, butelki z winem i sektem Gremplera, kilka całych filiżanek... I skrzynia pełna gratów oraz rzeczy osobistych: zdjęć, listów13.

Jeszcze ciekawiej pod tym względem sytuacja przedstawiała się w Świebodzinie. Po remoncie jednej z kamienic przy ul. 30 stycznia miejska konserwator zabytków na wniosek inwestora podjęła decyzję o odtworzeniu pierwotnie znajdujących się tam inskrypcji. Problem w tym, że nie skonsultowano tego z mieszkańcami, którzy o planowanej rekonstrukcji epigrafów dowiedzieli się, gdy na rozstawionym rusztowaniu specjalista nanosił szyld C.H. Perlitz. Herren Garderobe und Masskonfektion, zamalowany wcześniej na potrzeby remontu. Wszyscy mieszkańcy wypowiedzieli się przeciw. Starałem się, żeby tego napisu nie było, ale decyzja konserwatora była inna14 – opowiadał administrator budynku. Wkurzyło mnie to, dlaczego mi się takie coś narzuca. Moim zdaniem tego napisu tam nie powinno być. Po kilku dniach, po protestach mieszkańców, którym w sukurs przyszły lokalne środowiska patriotyczne, inskrypcje usunięto. Natomiast kilka lat wcześniej skuteczną próbę zachowania napisu informacyjnego w przejściu podziemnym pod świebodzińskim dworcem PKP podjął jeden z mieszkańców miasta. Tomasz Domański, który odkrył przedwojenny epigraf, po długotrwałych i bezowocnych próbach zdecydował się na zgłoszenie sprawy do jednego z pochodzących z regionu lubuskiego polityków. Zatynkowaną już w trakcie interwencji inskrypcję udało się bez szwanku odsłonić, zachowując całkowicie jego integralność za pomocą transparentnej płyty, dzięki której ekspozycja dawnej treści bez problemu wpisała się otoczenie.

 

Warmia

Jesteśmy w Polsce – mówił oburzony poseł PiS Arkadiusz Czartoryski, który nie należał do zwolenników pozostawienia niemieckiej inskrypcji Ortelsburg na wyremontowanym budynku dworca w Szczytnie. Jeżeli ktoś chce sobie coś dopisać, czy zostawić gdzieś jakiś historyczny napis, to proszę bardzo. Dworzec powinien być oznaczony jako dworzec PKP Szczytno15. Po pożarze obiektu dworca Polskie Koleje Państwowe w porozumieniu z wojewódzkim konserwatorem zabytków w Olsztynie zdecydowały się na ekspozycję ukrytego przez lata napisu. Odsłonięcie inskrypcji, co raczej nie dziwi, podzieliło mieszkańców.

Z interesującą historią wiąże się także Olsztyn. W 2011 r. podczas prac remontowych związanych z przeniesieniem sali sesyjnej rady miasta do obiektu przy ul. Wyzwolenia, odkryto inskrypcję informującą o tym, że w owym budynku mieściła się niegdyś szkoła żeńska. Po konsultacji z konserwatorem zabytków inskrypcje zdecydowano się zakryć znalezisko. Wg “Gazety Wyborczej” zrobiono to, by nie wywołać kontrowersji16. Innego zdania byli urzędnicy: To kwestia pieniędzy. Ten napis jest bardzo mało widoczny, należałoby nad nim popracować. Kosztowałoby to ok. 50 tys. złotych – tłumaczyła Aneta Szpaderska, jednocześnie odwołując się do zaleceń konserwatorskich, aby w podobnych sytuacjach napisy były zakrywane. Prawicowy internet aprobował decyzję urzędników, retorycznie odpowiadając na pytanie, dlaczego nie należy eksponować podobnych inskrypcji: Choćby dlatego, że zwiększanie dawki niemieckości na tych ziemiach niepokoi wielu Polaków, którzy chcą się tam czuć u siebie, a jako tymczasowi goście. To proste17.

.

Społeczny zamęt związany z ekspozycją niemieckich inskrypcji na poniemieckich niegdyś ziemiach pojawia się regularnie jak refren w popularnych piosenkach. Jego nasilenie wydaje się jednak wprost proporcjonalne do zaangażowania lokalnych władz: jeśli odsłonięciom w (lub: na) obiektach użyteczności publicznej patronują lokalne władze bądź instytucje, tym większe prawdopodobieństwo nasilenia się oporu wśród lokalnych społeczności.

 

 

 

Grzegorz Czekański

 


1 Anna Jankowska-Nagórka, “‘Deteutonizacja’ [op. cit.], s. 67.

2 “Tydzień Walki z Niemczyzną”, Słowo Polskie”, 1947 nr 265, z 09.26.

3 (W.H), Niepotrzebne napisy, “Pionier” 1946, nr 7.

4 Krzysztof Urbanowicz, “Koszalin. Historie mało znane”, Koszalin 2016, s. 65, zob.: http://koszalin.ap.gov.pl/wp-content/uploads/wydawnictwo/Koszalin_historie_malo_znane.pdf, dostęp z 22.11.21.

5 Tamże, s. 68.

6 Artur Daniel Liskowacki, „Ulice Szczecina”, Szczecin 1995, s.23.

7 “Niemieckie napisy w polskim urzędzie”, z Leszkiem Dobrzyńskim rozmawia Marek Rudnicki, zob.: https://gs24.pl/niemieckie-napisy-w-urzedzie-wojewodzkim/ar/5284866, dostęp z 21.11.21.

9 Roman Czejarek, „Sekrety Szczecina. Cz. 3, PRL”, Łódź 2018, s. 64.

10 Fr.[anciszek] Fenikowski, “Ziemia Lubuska”, “Polska Zachodnia” z 19.05.1946.

13 Krzysztof Fedorowicz, "Grünberg" , Kraków 2012, s. 132.

17 Zob.: https://wpolityce.pl/polityka/112142-czy-na-polskim-ratuszu-powinny-blyszczec-niemieckie-napisy-zdaniem-gazety-wyborczej-niemieckie-napisy-powinny-nas-cieszyc, dostęp z 21.11.21.

 

 


Pracę nad książką umożliwiło stypendium ze środków Miasta Wrocławia.