Ławkologia

wróć


 

Anna Rumińska: Ławkologia – strategia aktywizacji przestrzeni publicznej

 

Ławka to uczestniczka dolnośląskiej przestrzeni publicznej na tych samych prawach, co żywe istoty ludzkie. Celowo ją tutaj personifikuję, aby uświadomić jej rolę w przestrzeni naszego regionu. Dom i dwór (ewentualnie pole) to w języku polskim dwie opozycje przestrzeni najbliższej: „idę do domu” vs. „idę na podwórko” / „idę na dwór” / „idę na pole”. Ławka jest stale obecna w naszej codzienności, w zasadzie nie wyobrażamy sobie bez niej naszych osiedli. Jest rozmaicie definiowana, typologizowana i interpretowana. Współczesne wcielenia ławki nadają jej zmienne funkcje: symboliczne (np. ławki posągowe lub marketingowe), edukacyjne, aktywistyczne, artystyczne i wreszcie utylitarne. Ławka jest podstawowym narzędziem inżynierii społecznej, intensywnie użytkowanym przez ludzi i przez nich waloryzowanym. Stanowi jeden z najpowszechniejszych rekwizytów urządzania przestrzeni. Pojawia się we wszystkich wyremontowanych (w oczekiwaniach: zrewitalizowanych) fragmentach przestrzeni. Czasem eliminuje się je, by sterować ich funkcjami. Do czego służy ławka na Dolnym Śląsku?

 

Oleśnica. Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Od-społeczne, do-społeczne

Jeśli ławka prowokuje do obiektywnie pozytywnych zdarzeń, wówczas jest do-społeczna. Mottem ławkologii jest ambiwalencja i reguła sprzeczności: bezruch pobudza ruch. Im częściej możemy siadać, tym więcej chodzimy. Formy i ustawienia ławek mogą być od-społeczne (ang. sociofugal) lub do-społeczne (ang. sociopetal). Angielskie pet oznacza pupila. Przestrzeń ma swoich pupili, gdy daje im stosowne siedziska. Na niejednej pocztówce miejscowości Dolnego Śląska pojawiają się tacy siedzący miejscy pupile. Jest to pozytywne sterowanie zachowaniami ludzi w przestrzeni publicznej, prowokowanie zachowań prospołecznych, ruchu generującego „pieszczotliwy” bezruch, powodowanie zdarzeń prospołecznych, np. gier, rozmów, spojrzeń, plotek.

Siadanie jest ważne dla człowieka, ale także dla miasta jako marki, szczególnie, gdy chodzi o jego promocję. Zalet siadania nie sposób nie doceniać, a wspiera je ruch pieszy, a w nim chodzenie, bo ruch pieszy to także deskorolki, rolki, hulajnogi, wózki itp. Tylko w ten sposób można dotrzeć do ławki. Bezruch (siadanie) generuje ruch (chodzenie). Inaczej mówiąc ruszymy się z domu do miasta, jeśli wiemy, że będzie gdzie usiąść. Tak często myślą seniorzy przed podjęciem wycieczki do apteki lub przychodni, a także rodzice z dziećmi, które trzeba karmić o określonych ściśle porach. Dlatego prospołeczne miasto ma zarówno wiele do- społecznych siedzisk, jak i prospołecznej przestrzeni przyjaznej ruchowi pieszemu.

 

Ul. Szewska, Wrocław. Fot.  Ewa Sromek.

 

Chodzenie ma tak samo wiele zalet, co siadanie. Jest lepsze niż bieganie. Wspiera leczenie chorób wieku senioralnego, np. demencji, cukrzycy, chorób serca, kośćca, zwiększa u seniorów rozwój zdolności poznawczych dzięki lepszemu funkcjonowaniem mózgu. Polepsza rozwój psychofizyczny dzieci, pogłębia edukację typu street art, wspiera walkę z wandalizmem, generuje bezpłatny dozór publiczny, zwiększa integrację i kontakty społeczne, polepsza funkcjonowanie lokali gastronomicznych i usługowych w parterach, spowalnia ruch samochodowy, wspiera rozwój ruchu rowerowego itd.

Dolnośląskie miasta winny więc w swej promocji wykorzystywać wszystkie walory siadania i chodzenia. W 2010 roku 6% Polaków chodziło pieszo do pracy, w 2013 – już 13%. Inne badania mówią, że 61% Polaków jest nieaktywna fizycznie, a 17% nigdy nie spaceruje. Połowa populacji ma nadwagę, 20% jest otyła, ponad połowa ma objawy depresji, 2 mln choruje na cukrzycę, a liczba osób z demencją, problemami sercowymi i chorobą Alzheimera rośnie. Diagnoza mieszkańców Wrocławia z 2009 r. wskazuje, że tylko 35 % wrocławian często spaceruje, prawie 40% ma nadwagę, niemal 10% jest otyłe. Diagnoza społeczna Polaków z 2013 r. podaje, że polscy seniorzy wykazują niską aktywność ruchową. Brak publicznych ławek na długich odcinkach miasta powoduje, że seniorzy nie podejmują tak często wyjść, jakby chcieli i mogli. Dolny Śląsk i cała Polska starzeją się, więc pilnie trzeba zmienić miasta pod względem ławkologicznym: liczba publicznych ławek z oparciami ustawionych do-społecznie, aby umożliwiać siadanie w grupach, musi wzrosnąć i to szybko.

 

C, L, U i E

Ławkologia jest swoistą teorią siadania w przestrzeni publicznej, nie tylko zurbanizowanej, ale i w tzw. środowisku naturalnym (np. ławki przy kapliczkach przydrożnych). Podstawą analizy ławkologicznej są codzienne aktywności. Siadanie w przestrzeni publicznej to fascynująca dyscyplina społeczno-sportowa, którą uwielbiamy chyba wszyscy. Uprawiamy ją nie tylko jako przechodnie, ale też jako rowerzyści, pasażerowie lub kierowcy, gdy zejdziemy lub wyjdziemy z pojazdów. Miasta Dolnego Śląska bardzo rozmaicie zarządzają siadaniem. Miasta o genezie średniowiecznej z wąskimi uliczkami i zaułkami preferują ławki ustawiane na modłę XIX-wieczną, tj. liniowo, co jest związane z przekonaniem, że przestrzeń takich miast chce się podziwiać siedząc i patrząc. Nic bardziej mylnego. W takich miastach chce się też po prostu rozmawiać w grupie, a od-społeczne ustawienie ławek liniowo – na wzór dawnych ogrodów angielskich – nigdy tego nie umożliwia. Dlatego należy stawiać ławki do-społecznie, najlepiej na obrysie liter C, L, U i E.[1] Siadanie w średniowiecznych i renesansowych miastach umożliwiały kiedyś kamienne ławy montowane na fasadach szlacheckich pałaców, ale takie przykłady widać głównie we Włoszech, gdzie patrycjusze organizowali siedziska dla oczekujących na pracę.

Podobnie funkcjonowały siedziska flankujące bramy wjazdowe – tutaj oczekiwała służba obsługująca dostawy towarów. Do dziś mamy na Dolnym Śląsku pozostałości takich nisz z siedziskami. Obecnie korzystają z nich czasem bezdomni, a bardzo sporadycznie oczekujący na tramwaj lub żebracy. Ten typ siedziska jest negatywnie konotowany z biedą i służbą.

 

Ul. Szewska, Wrocław. Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Innym zabiegiem z grupy CITYING (sposób aranżacji małej architektury lub budynków) jest budowanie wejścia w taki sposób, który pozwoli stworzyć wnękę i tzw. schodki wyrównawcze, a w najlepszych przypadkach – przedpole dla stołów i krzeseł. W pierwszym przypadku wynika to z grubości murów, dlatego są to praktyki niestosowane we współczesnej architekturze, w której wręcz unika się wnęk, aby nie zapraszały one bezdomnych (strategia antisitting – o tym dalej). Niemniej jest to dobra praktyka projektowa, jeśli rozstrzeń jest właściwie zarządzana, tj. nadzorowana i porządkowana. Takie wnęki można wciąż spotkać w wielu miastach Dolnego Śląska, np. w Jeleniej Górze.

W drugim przypadku zakrzywia się witrynę tak, aby zwiększyć przedpole w parterze. Jest to przydatne dla ustawiania tzw. ogródków gastronomicznych, ale wymaga współpracy zarządcy budynku, a także urzędników i np. konserwatora zabytków, o co jest zwykle trudno. Niektóre lokale korzystają więc z szerokich murów, jak w przypadku wejść, i urządzają tu witryny gastronomiczne. To bardzo dobry trend.

Dolnośląskie miasta mogłoby się szczycić polityką zwiększania miejsc do siadania, ale rzadko to robią. Z jednej strony słychać głosy mieszkańców, że ławek brakuje, z drugiej, że zajmują je bezdomni – nic dziwnego, że samorządy gubią się w tych sprzecznych sygnałach. Trudniejszą, ale i pełną nadziei sytuację mają miasta lokalizowane na terenie pagórkowatym, gdzie siada się na schodach terenowych i murkach oporowych. Schody łączące dolną i górną część miasta mogłyby być miejską wizytówką i atrakcją turystyczną.

 

Siedzenie między budynkami

Zupełnie inaczej zarządza się ławkami na dolnośląskich blokowiskach. Tutaj wręcz unika się ławek, a w szczególności grupowanych do-społecznie. Z powodu aspołecznych zachowań nielicznej mniejszości, dominująca większość nie ma na czym siedzieć. Wyjściem z tej sytuacji jest zawsze opór większości: jeśli zacznie regularnie przesiadywać na postawionych do-społecznie ławkach, wandalska mniejszość po prostu się wyniesie. Do sporadycznych należą przypadki lokalnych walk w tym zakresie.

W miastach posiadających XIX-wieczną zabudowę śródmiejską (kamienice) ławek jest najmniej wzdłuż chodników. To błąd, bo brak siedzisk, a tym samym brak możliwości dozoru społecznego przesiadujących, przekłada się na wzrost wandalizmu. Na takich osiedlach ławki są intensywnie używane na podwórkach, które są przestrzenią półprywatną, a czasem półpubliczną.

Dojrzali wiekowo mieszkańcy dużych, polskich miast wciąż nie mają nawyku siadania między budynkami. Być może jest to wciąż skutek komuny, która zakotwiczyła w naszej pamięci zakazy gromadzenia się w przestrzeni publicznej i płynące z tego ryzyko. Być może jest to kwestia klimatu – często jest u nas zimno i mokro (ale np. Dania ma podobną aurę, jednak tam ruch pieszy i ławkologia kwitną). Żyjemy w okresie ławkologicznej transformacji – od kogo zatem powinniśmy się uczyć? Przede wszystkim od swoich, a potem od obcych. Swoi, to mieszkańcy naszych miast i wsi, ale również przybysze na trwałe zamieszkujący Dolny Śląsk, pochodzący z krajów o ciepłym klimacie z wciąż żywotnymi tradycjami siedzenia w przestrzeni publicznej ich miast – na przykład Włosi, Hiszpanie, Turcy, Grecy, Arabowie, Hindusi, a także Romowie. Możemy czerpać od tych grup to, co najlepsze i modelować społeczne zachowania między budynkami. Na Górnym Śląsku siadanie na podwórkach jest bardzo częstą praktyką społeczną, widać to szczególnie na zapleczach osiedli robotniczych, które łatwo można obserwować z okien jadącego pociągu.

Wielu estetów uznaje siadanie nieformalne (takie uprawiają np. Romowie) za przejaw anarchii lub braku ogłady. Zawsze protestuję przeciwko tak jednoznacznej negatywnej interpretacji. Co ciekawe, towarzyszy ona tylko mniejszościom uznawanym za niechciane, a nie dotyczy przedstawicieli silnych ustrojów państwowych, np. Brytyjczyków, Włochów lub Hiszpanów – dość hałaśliwych w kontekście norm dolnośląskich i polskich, gdzie np. zbyt głośne rozmawianie lub śmianie się w tramwaju powoduje ostracyzm pasażerów-Polaków. W istocie ten luz bywania w otwartej przestrzeni publicznej oraz siadania, gdzie popadnie, jest szczególną umiejętnością użytkowania przestrzeni publicznej, którą zatraciliśmy w Polsce. Nadzieja płynie od młodzieży, dlatego zanim ktoś warknie dyscyplinująco, warto zastanowić się, kto faktycznie ma problem – ja, którego irytuje luz, czy on, który ten luz ma?

 

Rynek, Wrocław. Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Większość ludzi siada z wyboru – dla zdrowia lub odpoczynku, tymczasowo lub na dłużej, intencjonalnie lub bezwiednie. Z konieczności siadają chorzy, starzy, dźwigający, pijani, karmiący, niosący itp. Miejskie urządzenia do siadania są różnorodne, bo różnorodne są potrzeby przechodniów, ale dolnośląskie miasta brną niestety w model zimnej ławki bez oparcia – kamiennej lub metalowej, „wandaloodpornej”. Brak oparcia jest celowy – zapobiega rozsiadaniu się grup libacyjnych i wandali, przez co cierpią przedstawiciele prospołecznej większości. W projektach ławek planowanych na kilka osób przyjmuje się obszar 40-50cm/os. Obcy siądą dalej od siebie, więc często bywa tak, że dwie osoby zajmują ławkę dla czterech osób. Podobnie z autami – jeden kierowca wraz ze swoim 5-osobowym autem zajmuje przestrzeń kilku rowerów i kilkunastu pieszych. To bardzo nieekonomiczne i nieekologiczne praktyki.

 

Plecówki, taboretowe, wolne krzesła

Na Dolnym Śląsku występuje kilkanaście głównych typy zespołów ławkowych lub ławek: ławki proste, plecówki (dublowane), centryczne, łamane, stolikowe, upcyklingowe, taboretowe, marketingowe, posągowe, mostowe oraz wolne krzesła.

Równolegle na Dolnym Śląsku trzeba podkreślić występowanie strategii CITYING, czyli takiej aranżacji małej architektury lub budynków, która pozwala na jej odsiadywanie lub zwykłe przysiadywanie.

Do cennych praktyk siadania poza wnętrzami należy zwyczaj wystawiania na zewnątrz swoich prywatnych krzeseł, a nawet foteli, co dodaje wyjątkowego klimatu zasiedziałości. Wiele osób jest tym zaszokowanych, ale wynika to z ww. oporów przed swobodą korzystania z przestrzeni publicznej, którą wciąż uważa się za miejsce nieprzyjazne i nieswoje. Niestety niewielu to robi w obawie przed sankcjami ze strony straży miejskiej. Dopóki samorządy nie będą wysyłać stałych i głośnych komunikatów nt. przydatności takich praktyk, dopóty nie będą one miały miejsca.

 

Kąty Wrocławskie. Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Antysitting

Opozycją praktyk ławkologicznych jest antisitting, czyli praktyki antyławkowe. Zdarzają się one niestety coraz częściej w przypadku tzw. obiektów użyteczności publicznej, np. centrów handlowych. Polegają na montażu blokad, które czynią siadanie niewygodnym. Praktyk antisitting jest na świecie coraz więcej i świadczą one zawsze o antyspołecznym zarządzaniu przestrzenią publiczną.

Do strategii antisitting należą też przykłady zamiany ławek przystankowych na barierki umożliwiające jedynie opieranie, co jest tolerowane przez sprawnych fizycznie młodych ludzi, ale dla seniorów jest utrapieniem. Z powodu zmniejszającej się liczby ławek w niektórych strefach miast, ławki przystankowe (o ile jeszcze istnieją) funkcjonują często jako urządzenia zdrowotne, bo na nich przysiadują seniorzy w podróży między domem a apteką lub sklepem. Są one przez nich szczególnie lubiane, ponieważ mają zadaszenia chroniące siedzących przed słońcem – jeśli akurat ekspozycja wiaty temu sprzyja. Wielka szkoda, że wiaty przystankowe niestety nie są stawiane w oparciu o linijkę słońca, tzn. wykresy nasłonecznienia w poszczególnych fazach dnia i roku.

 

Pasaż Grunwaldzki, Wrocław. Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Brak ławek powoduje, że przechodnie oczekujący – np. studenci w przerwach między zajęciami – siadają wprost na nawierzchni chodnikowej. Ten status siadania jest fizycznie i symbolicznie najniższy i praktykuje je wyłącznie młodzież, turyści, bezdomni lub mniejszości etniczne. Siadanie na chodniku bywa zabronione w niektórych amerykańskich miastach, ponieważ jest wprost kojarzone z bezdomnością i zagrożeniem. Na Dolnym Śląsku taka interpretacja zdarza się sporadycznie w przypadku służb porządkowych, a częściej w przypadku samych przechodniów. Świadczy ona również o wysokim poziomie lęku społecznego w danym mieście.

 

Podsumowując, można stwierdzić, że w przestrzeni publicznej miast dolnośląskich zbyt rzadko spotyka się na stałe ustawione tzw. wolne krzesła i ławki autorskie zaprojektowane przez artystów wizualnych. Coraz więcej spotyka się ławek marketingowych - "dizajnerskich", ale służą one interesom konkretnego koncernu. Trudno jest znaleźć ławki książkowe, czyli typowe obiekty promujące czytelnictwo, wybitnie rzadkie są na stałe ustawiane leżaki - te pojawiają się tylko w czasie festynów. Citying nie jest świadomym wyborem czy strategią miejską, ale ogranicza się do wykorzystywania przez przechodniów wszelakich murków, schodków, występów i odsadzek. Architekci i inwestorzy unikają ich w nowych budynkach. W niektórych mniejszych miastach citying jest bardzo rzadki, tak jakby kojarzył się z niskim statusem społecznym. Po sąsiedzku kontrastuje w tym przypadku Brzeg, w którym wyjątkowo wiele osób przesiaduje na schodkach obserwując otoczenie - to bardzo dobry objaw. Kojarzenie siadania na murkach lub schodkach z niskim statusem społecznym jest dość częste we współczesnych miastach zachodnich - spotyka się ją nie tylko w małych miastach Dolnego Śląska, ale też w dużych miastach Europy, np. dość obcej ławkologicznie Brukseli. Jednak nie dotyczy to miast basenu Morza Śródziemnomorskiego, w których obsiadywanie miast (citying) jest powszechnie praktykowane oraz znacząco zwiększa urok i funkcjonalność przestrzeni publicznej. W Polsce i na Dolnym Śląsku niestety wciąż najbardziej popularne są ławki-plecówki, a na chodnikach wzdłuż ulic nie stawia się ławek w ogóle, zapominając o potrzebach choćby seniorów czy rodziców z dziećmi.

 

Anna Rumińska

 

Citying w Brzegu (woj. opolskie),  Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Ławki autorskie w Poznaniu, Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Bolonia (Włochy), Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Wrocławski Rynek. Ławki-plecówki - najbardziej odspołeczny typ ławek. Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.

 

Konieczność odpoczynku w codziennej podróży. Fot. Anna Rumińska, Archiwum Slow Food Dolny Śląsk.
 
 

[1] A. Rumińska, CLUE. Sedno siedzenia, online: http://www.emsarelacje.pl/lawka-od-spoleczna/jaksiedziec.