Oborniki Śląskie

wróć


 

Przy okazji różnych wydarzeń organizowanych w domu kultury, zwłaszcza dla dzieci, szło się do dyrektora Urniaża do Misia po słodycze. Pamiętam, że na niektórych można było zęby złamać, ale miały one swoją magię; hojnie obdarowywano nas też cukierkami, lizakami czy np. śliwkami w czekoladzie. Otrzymane w ośrodku kultury łakocie były magiczne.

 

Mamy gdzieś jeszcze u siebie piękne, plenerowe ławki i stoliki przekazane przez firmę Haste. A pamiętam, że Plecionka, w której obecnie działa restauracja Retro, przekazywała nam zabawki, na przykład pająki.

 

Pracownicy zakładu drzewnego pomagali nam, pamiętam, w naprawie parkietu. W zamian za to wszystkim tych zaprzyjaźnionym zakładom udostępnialiśmy salę na imprezy okolicznościowe.

 

Pamiętam PGR, tam gdzie zamek przy Trzebnickiej.

 

Kodim, czyli ubranka dla dzieci. To pamiętam. Eksportowali do Danii, Niemiec, typowa szwalnia, chałupnictwo, szkoła przyzakładowa. Główny zakład był przy Jagiellończyka we Wrocławiu. Mieli w regionie 4-5 oddziałów (np. Trzebnicę).

 

Miś miał oddziały w Jelczu-Laskowicach (tylko ciastka) i Sobótce (czekoladowa, ptasie mleczko). A w Obornikach w sporej mierze wafle na eksport na waffelmaschinie z Wiednia, gdy uruchamiano drugą halę. Pamiętam, jak wszyscy oczy otwierali: Austriacy, potem Włosi. Kogutki, pastylki, drażetki. Karmelki, masy kajmakowe.

 

Pamiętam płatki maca, tylko w Misiu produkowane na całą Polskę, od lat 70. Tylko mężczyźni wyrabiali ciasto, tani produkt, a schodził.

 

36 lat temu w Misiu. Najpierw w dziale rozliczeń na kadrach, potem po 2000 r. w okresie różnych przeobrażeń zaczęły się redukcje. Stałam się wtedy księgową. Pamiętam, kiedy pojawiły się komputery. Do 360 osób zatrudnionych ludzi było w Misiu.

 

Pamiętam Plecionkę: gumowe zabawki, żaby, pająki, piłeczki, pacynki. Sporo kobiet tam pracowało.

 

Misiowcy… pamiętam, jak emerytki się spotykały, same dziewczyny, babiniec. Trochę to trwało, ale skład się wykruszył.

 

Pamiętam, jak matka mi wyrzuciła stare opakowania z Misia.

 

Szkoda POM-u, duży zakład był, pamiętam, ludzie mieli pracę.

 

Pamiętam, jak robili wafle do lodów, lody na ciepło, ptasie mleczko.

 

Jak byłem dzieckiem, to pamiętam, że produkty z Misia były trudno dostępne. Trzeba to było skombinować. Cały czas miałem pod górkę.

 

Pamiętam, jak cała okolica do Misia jeździła posmakować.

 


 

Wspomnienia zgromadzone metodą "pamiętam, że..." i w trakcie działań terenowych w Obornikach Śląskich.

 

Oprac. Grzegorz Czekański

Zrealizowano w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.