Rozdział 1.

wróć


 

Gdzie się podziałeś, obywatelu Krasnopolski?

Dekoracje pierwszych dni powojennego Wrocławia

 

Zanim 14 kwietnia 1945 r. ustawili się do pierwszego, historycznego zdjęcia grupowego przed wrocławską rozgłośnią radiową, poprzednią noc spędzili pod adresem Rynek 3 w Kanth. Czyli w dzisiejszych Kątach Wrocławskich. Łącznie 13 osób. Pionierzy z grupy rekonesansowej Bolesława Drobnera do walczącego jeszcze wtedy Breslau wyruszyli na wyprawę z Krakowa, po drodze odwiedzając Opole, Brzeg, Oławę. Przekroczywszy Odrę, nie omieszkali wkopać — w polską teraz ziemię — słupu z białym orłem1. Na pokładzie było trzech fotografów; zdjęć pamiątkowych i ilustracyjnych podczas ekspedycji nie brakowało. Gęstość zaludnienia na zwiedzanych po drodze obszarach, jak wynikało z ich relacji, określali na bliską zeru (nie wliczając stacjonujących żołnierzy radzieckich). Ziemie jałowe. Opustoszałe.

Mijano wsie i mniejsze osady, niektóre zupełnie lub częściowo wypalone, inne całe, lecz wszystkie puste. Gdzieniegdzie włóczyły się tylko zdziczałe psy. W domach, które oglądano, widać było oznaki pospiesznej ucieczki — wspominał inż. Kazimierz Kuligowski, członek ekspedycji, późniejszy kierownik ekipy kwatermistrzowskiej składającej się z 92 pionierów i późniejszy wiceprezydent, nadzorujący odradzający się wrocławski przemysł. Niedokończone obiady na stołach wskazywały, że alarm ewakuacyjny zaczął się w porze południowej. Tak wyglądały wszystkie osiedla, z wyjątkiem dużych miast, do samego Wrocławia2. Walki o “Twierdzę” trwały już prawie kwartał, a najbardziej krwawe i tragiczne działania zbrojne rozegrały się niedawno przed przyjazdem ekspedycji, w pierwszych dniach kwietnia.

Azymut wskazywało im potężne skupisko ciemnych chmur od płonącego miasta: właśnie w tę ciemność zmierzali.

 

Pierwszy wąs w mieście

Około północy z 13 na 14 kwietnia nowa emocja: zostaliśmy zbudzeni olbrzymią detonacją i jasnością — pejzaż działań zbrojnych towarzyszących wyprawie dobrze ilustruje wspomnienie Kazimierza Kuligowskiego. Odbywało się potężne bombardowanie lotnicze centrum Wrocławia. Z dachów zajmowanych domów obserwowaliśmy zawisłe w powietrzu tysiące świec (flar lotniczych), setki tropiących po niebie reflektorów, głośne wybuchy3. Dystans dwudziestu kilometrów okazał się niedostateczny: członkowie ekspedycji dosłownie drgali w rytm drgań ścian i stropów zajętego w Kątach Wrocławskich budynku. Rano ruszyli do Wrocławia. Na granicy miasta, przy olbrzymich nie zniszczonych halach, pierwszy napis: “Kraftfahrwerk Breslau”. W mig nasi chłopcy kolbami zrzucają niemiecką tablicę na ziemię4. Mianowany jeszcze w marcu prezydent miasta wraz z towarzyszami bez asysty milicji dotarł do Hindenburg Platz, czyli dzisiejszego pl. Powstańców Śląskich. Komendy radzieckich poszczególnych odcinków bojowych nie radziły nam puszczać się w dalszą drogę5.

Wyobrażam sobie, jak zakręcając sobie przed rozgłośnią radiową w zamyśleniu wąs dłuższy od tego, którego właścicielem był Wincenty Witos, dr Drobner kreślił sobie w głowie jakąkolwiek przyszłość Wrocławia. Miasta, które na czas przeobrażenia w “Festung”, każdego dnia coraz silniej zamieniało się w spustoszoną działaniami wojennymi scenografię zbudowaną z każdego spalonego kolejnego domu, każdej zburzonej kamienicy, każdego zrównanego z ziemią kwartału. Stwierdziliśmy na peryferii miasta, że olbrzymi gmach radiostacji był na szczęście nie zniszczony — opisywał później pierwszy prezydent Wrocławia. Prócz tego gmachu stało kilka domków jednorodzinnych, a naokoło były zgliszcza i pogorzeliska6. (Nie oznaczało to zarazem, że obiekty radiostacji nadawały się do szybkiego użytku: rozgłośnię uroczyście otwarto dopiero 29 września 1946 r.). Kolejną noc pionierzy znów spędzili w budynku, na parterze którego w Kanth swoją praktykę prowadził mistrz blacharski Paul Majunke. Nad bramą domu wisiało już godło Rzeczpospolitej. Do Krakowa wracali na okrętkę, na ile przejezdne były drogi. A zwłaszcza mosty.

Pierwsze zebranie Zarządu Miasta z udziałem prezydenta miasta Drobnera odbyło się już w “polskim” Wrocławiu 10 maja, 4 dni po kapitulacji Festung Breslau. Od czego zacząć? Tego dnia dyrektor Zakładu Czyszczenia Miasta Franciszek Bojan wolał nie zadawać sobie podobnego pytania: . [W]jeżdżaliśmy autobusem w palące się ulice miasta. [...] Barykady z wozów tramwajowych, samochodów, kostek brukowych, worków cementu i wszelkiego najróżnorodniejszego sprzętu, tworzyły pierścienie dookoła miasta. Ogrom zniszczenia, ilości gruzów, skłębionego żelastwa przerażał nas, tak że przejeżdżając wówczas ulicami, nie próbowaliśmy nawet myśleć o tym, jak to usunąć, jak to zagospodarować7. Miasto się jednak podnosiło: już dwa dni później nieuszkodzona elektrownia wodna zaspokoiła część potrzeb na prąd, a kilka dni później do siedziby Zarządu Miejskiego z awaryjnego ujęcia spod późniejszego Browaru Piastowskiego popłynęła woda8.

Wąsaty prezydent stolicy Dolnego Śląska, który początkowo otrzymał na uruchomienie Wrocławia carte blanche od premiera Edwarda Osóbki-Morawskiego, stracił szybko poparcie. Po miesiącu urzędowania pierwszego polskiego prezydenta odwołano, gdy usiłował wcielić w życie projekt niemożliwy. O idel Drobnera i próbie jej realizacji w maju i czerwcu 1945 r. we Wrocławiu nie pisał dotąd nikt9 — czytamy u Andrzej Jochelsona, opisującego tę lokalną utopię. Jej zasadniczą cechą miało być wyłączenie obiegu pieniężnego. Według Drobnera każdy pracujący na terenie Wrocławia miał prawo do wyżywienia, ubrania, mieszkania, opału, wszelkiego rodzaju usług, i to za darmo. Co z płacami? W zamian za świadczoną pracę nie pobierał wynagrodzenia. Wyżywienie mogło być dostarczone albo przez stołowanie się w stołówkach, albo jako suchy prowiant na kartki realizowane w magazynach. To nie wyczerpało puli zastosowań kartek, dzięki którym również miało zdobywać się odzież czy płacić za fryzjera. Natomiast bezpłatna miały być komunikacja miejska, czynsz za mieszkania, wstęp na wydarzenia kulturalne... Środki na to miały dostarczać wrocławskie przemysł i rolnictwo.

Teraz partia przejmuje kontrolę10 — cierpliwość rządu wyczerpała się 13 czerwca wraz z nominacją Aleksandra Wachniewskiego na zarządcę Wrocławia, który w ten sposób pożegnał się z Drobnerem. A właściwie tak pożegnała się z nim partia.

 


To, co kiedyś było miastem

Kilka miesięcy później, 2 października, po uruchomieniu poczty, prowizorycznego wodociągu, gazowni, elektrowni, ustanowieniu służby zdrowia, przywróceniu niektórych linii komunikacyjnych, odbudowie zalążków przemysłu, słowem: po zaspokojeniu najbardziej elementarnych potrzeb w miejskiej infrastrukturze; i później: oddaniu do druku pierwszego numeru “Naszego Wrocławia”; premierze Majdanka w kinie Warszawa, wdrożeniu rozporządzenia likwidującego Adolf Hitlerstrasse (zmiana na Adama Mickiewicza) i innych, tak kłujących w oczy nazw ulic — po raz pierwszy z pojazdu szynowego skorzystała pewna studentka historii. Tramwaj miał powybijane szyby i pozbawiony był siedzeń. Stanęłam koło okna — patrzyłam na to, co kiedyś było miastem. Sterczące do nieba kikuty domów, gruzy, powykręcane uliczne latarnie i śmieci, wszędzie śmieci! — pisała Joanna Konopińska w jednej z najbardziej znaczących wrocławskich książek wspomnieniowych ukazujących tużpowojenny okres w historii miasta. Pełno porozrzucanych papierów, szmat, połamanych mebli i innych rupieci. Im bardziej tramwaj oddalał się od dworca, tym mniej było w nim pasażerów. Gdy minęliśmy piąty przystanek, zostałam w tramwaju sama. Na ulicy nie było widać żywego ducha, najwyżej jakiś kot albo szczur przemykał się między ruinami11.

Był to stan, który prof. Stanisław Kulczyński określał jako “martwą pustkę”12.

Na ocalałych budynkach: wciąż potężna ikonosfera niemieckich inskrypcji. Przeznaczona do możliwie natychmiastowego wymazania.


 

Podejmuję się usunięcia

Owa materia okazała się jednak trudniejsza w unicestwieniu, niż początkowo przypuszczano. “[P]onad 3000 napisów niemieckich już usuniętych, pozostało jeszcze około 7000” — donosiło jeszcze w 1948 r. “Słowo Polskie”. Przyjmując (z dużym marginesem błędu) rzetelność owych szacunków, zastanawiać może stosunkowo powolne tempo praktyk “odniemczających” tak duże miasto, biorąc pod uwagę choćby poziom obywatelskiego zaangażowania w tej materii w innych miejscach Dolnego Śląska. Bo weźmy takie Kłodzko: W ciągu trzech lat usunąłem przeszło 100 napisów, a jako Czyn Pierwszomajowy podejmuję się usunięcia dalszych 50 napisów do 1 maja br. I wzywam młodzież kłodzką do podjęcia podobnej akcji13 — pisze autor listu-apelu, legitymujący się tożsamością Janusz Krasnopolski.

Czyżby Wrocław, choćby w sferze werbalnej, nie doczekał się swoich obywateli Krasnopolskich?

 

 

 

Grzegorz Czekański

 


 

1 Kamilla Jasińska, “13-14 kwietnia. Wyprawa po złote runo”, zob.: https://www.zajezdnia.org/uploads/media/default/0001/08/49b1dfa0819362611c71777dbbfe55f32118e75b.pdf, dostęp z 09.11.2021.

2 Kazimierz Kuligowski, “W ruinach”, [w:] “Trudne dni. Wrocław 1945 r. we wspomnieniach pionierów”, t. 1, Wrocław 1960, s. 137-138.

3 Tamże.

4 Cyt. za: Bolesław “Zdobyliśmy Polskie Złote Runo”, [w:] “Trudne dni. Wrocław 1945 r. we wspomnieniach pionierów”, dz. cyt, s. 84.

5 Tamże.

6 Tamże.

7 Franciszek Bojan, “Zakład Czyszczenia Miasta”, [w:] [w:] “Trudne dni. Wrocław 1945 r. we wspomnieniach pionierów”, t. 2,Wrocław 1961, s. 97.

8 Marek Ordyłowski, “Życie codzienne we Wrocławiu 1945-48”, Wrocław 1991, s. 151.

9 Andrzej Jochelson, “Pionierskie dni zarządu miejskiego”, [w:] “Wspomnienia wrocławskich pionierów”, oprac. Włodzimierz Suleja, Wrocław 2001, s. 13.

10 Hanna Wieczorek, “Od Drobnera do Dutkiewicza, czyli poczet prezydentów Wrocławia”, “Gazeta Wrocławska” z 19.11.2010, zob.: https://gazetawroclawska.pl/od-drobnera-do-dutkiewicza-czyli-poczet-prezydentow-wroclawia/ar/334229.

11 Joanna Konopińska, “Tamten wrocławski rok 1945-1946”, Wrocław 1987, s. 51.

12 Stansław Kulczyński, “Grupa Naukowo-Kulturalna”, [w:] “Trudne dni…”, t. 1. dz. cyt., s. 111.

13 Vivat Sequens! „Słowo Polskie”, 05.05.1949.

 

 


Pracę nad książką umożliwiło stypendium ze środków Miasta Wrocławia.