Rozdział 3.

wróć


 

Chory powinien był już nawalić kitę

Jak Wrocław w akcji odniemczającej nie przodował

 

Okno mojego mieszkania wychodzi na ogródki, które rankiem przed ósmą i wieczorem przed 6-stą są pełne ludzi kopiących zawzięcie grządki lub naprawiających zdewastowane w zimie przez poszukiwaczy bezpłatnego opału płoty, zaś w ciągu dnia są puste, sennie kąpiące się w słońcu.

Czy w tym opisie dostrzegamy coś budzącego zastrzeżenia? Podejrzanego? Być może dostrzeżemy to dalej, bo na pozostałych ogródkach [b]awią się [...] dzieci, odpoczywają na leżakach ich matki, palą faje ich ojcowie1. Odpowiedź tkwi tak naprawdę już w (pod)tytule artykułu: “Usuwamy ślady niemczyzny. Przy ul. Grudziądzkiej mieszkają jeszcze Niemcy”. Gaworzą w ogródku po niemiecku.

 

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to rozszerzenie pierwotnego celu konkursu “Słowa Polskiego” z 1947 r., który z pozycji apelu o zlikwidowanie poniemieckiej ikonosfery w mieście przybrał formę postulatu dotyczącego usuwania śladów niemczyzny w postaci ludzkiej, “do ostatniego Niemca”. Taki przekaz nie był w tym czasie żadną anomalią. Jednocześnie stanowiło to formę otwartego wezwania do składania donosów w podobnych przypadkach, co funkcjonowało w kategoriach obywatelskiego obowiązku. Czy nie należałoby wskazywać władzom na każdego Niemca, pragnącego prawem kaduka tu pozostać? W tym względzie pożądany jest nawet nadmiar gorliwości, niż jej brak2.

 

Konkurs na odniemczanie

Zaczęliśmy jednak opowiadać tę historię, celowo, od końca. Naświetlmy w tym miejscu ideę rozpisanego przez redakcję “Słowa Polskiego” konkursu na oczyszczenie Wrocławia z niemieckich śladów pozostających w przestrzeni publicznej. Na wiosnę 1947 r. redakcja wrocławskiego dziennika rozpisała inicjatywę skierowaną do mieszkańców, aby przekazywać lokalizacje z przedwojennymi epigrafami. Miało służyć ich późniejszej likwidacji. “Słowo Polskie” było pod wrażeniem skali społecznego odzewu, aczkolwiek ostatecznie wyraźnie wyczuwało się pewnego rodzaju nienasycenie: napisy niemieckie były szybko usuwane, mnóstwo ich jednak zachowało się wewnątrz budynków, na klatkach schodowych, a nawet wewnątrz kościołów3. Echa owego konkursu powracały również jesienią.

To wtedy redakcja znów zechciała wspomóc w działaniach Zarząd Miejski, który w jednym z zarządzań zapowiedział oczyszczenie przestrzeni otwartej z niemieckich napisów do końca sierpnia 1947 r. Za dobrze znamy naszych wrocławian i wiemy, jak się do stosują do wszelkiego rodzaju zarządzeń4. Przypomnijmy, że pierwszy tajny okólnik, który wzywał zarówno do likwidacji wszelkich niemieckich inskrypcji z elewacji, jak i z wnętrz (mapy, fotografie, obrazy) pochodzi z końca czerwca 1945 r5. Naczelnik Wydziału Odbudowy Urzędu Wojewódzkiego wzywa w nim również do tego, aby nie stosować niemieckich druków w oficjalnej korespondencji (władze wolały uniknąć sytuacji, gdy z braku materiałów pisma dotyczące “odniemczania” mogły być prokurowane na poniemieckich odwrotach z hakenkrauzem i pozdrowieniem Heil Hitler!). Tego typu okólniki pojawiały się w obiegu regularnie jeszcze w 1948 r.

Że Wrocław nie przodował w akcji “odniemczającej” przestrzeń publiczną na tle innych miast, potwierdza choćby sprawozdanie przeprowadzonej w sierpniu 1945 r. inspekcji, która odnosząc się do praktyki stosowanej np. na Opolszczyźnie, wystawiała działaniom wrocławskich władz niepochlebną opinię. Wnioski są jednoznaczne: w sytuacji gdy Śląsk Opolski uznano za “wolny” od tego problemu, stolica Dolnego Śląska wciąż nie może sobie poradzić z funkcjonującymi wciąż niemieckimi nazwami ulic, istniejącymi gdzieniegdzie drogowskazami, szyldami sklepowymi. Sprawa ta interesuje nie tylko obojętnego przybysza, ale jest ważna z punktu widzenia interesu państwowego, gdyż ma pozór niezdecydowania i jakiegoś oczekiwania u władz naszych, a wzbudza nadzieje i chęć u ludności niemieckiej6.

Wyraźną cezurą w tej materii okazały się dwa wielkie propagandowe wydarzenia, które w 1948 r. zorganizowano we Wrocławiu: Wystawa Ziem Odzyskanych oraz Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju. Organizacja tak znaczących wydarzeń oznaczała dla miasta skok cywilizacyjny w postaci o wiele większych niż wcześniej nakładów finansowych na odbudowę zniszczonej działaniami wojennymi stolicy Dolnego Śląska. Setki, jeśli nie tysiące osób sprząta ulice, ładuje gruz na samochody, lecą na bruk ściany wypalonych domów, ekipy monterów naprawiają istniejące lampy gazowe i elektryczne albo stawiają nowe, młodzież sprząta skwery i parki. Żeby napisać całą prawdę notuję, że te wszystkie prace porządkowe mają miejsce głównie w centrum miasta, w okolicy dworców [...] i oczywiście na trasie od pl. Grunwaldzkiego do terenów wystawowych7. Władzom Wrocławia zależało, żeby propagandowy efekt tak znaczących wydarzeń nie został zmącony przez m.in. istniejące wciąż wrogie inskrypcje. Je również “sprzątano”.

Zdarzały się również sytuacje, gdy obecność napisów miała charakter zwodniczy i była ukartowana. A przynajmniej tak ją opisywano.  “Pionier” donosił w 1946 r. o celowym wprowadzaniu ludności w błąd przez obywateli niemieckich, którzy na bramach jednej z wrocławskich kamienic zamieszkiwanych przez swoich ziomków, umieścili tabliczki z napisem Achtung Typhus. Autor listu do redakcji obnaża ten sabotaż, zwracając uwagę, że po 14 dniach, a tyle trwa wg niego przebieg tyfusu chory powinien był już nawalić kitę albo całkowicie wyzdrowieć i stanąć do pracy15. Efekt prywatnego obywatelskiego śledztwa nie pozostawił tu żadnej wątpliwości: to trik, dzięki któremu Niemcy migają się od pracy, ale też, co chyba bardziej istotne, podejrzenie zakaźnej choroby zabezpiecza ich przed wizytami funkcjonariuszy służb czy urzędników państwowych.

 

Wszelkie literowe pamiątki niemczyzny. Region

W tym czasie w Jeleniej Górze sytuacja od prawie dwóch lat mogła wydawać się opanowana: Stosunkowo najlepiej przedstawia sIę sprawa szyldów sklepowych i transparentów.Istnieją jednak tu pewne nieścisłości i błędy. Specjalnie przy nazwach firm pisanych nie wiadomo dlaczego w obcych językach. Swym czystym, polskim wyglądem wyróżnia się Jelenia Góra. Na ulicach nie widać już prawie wcale śladów niemczyzny8. O tym, że śladów niemczyzny z Jeleniej Góry nie udało się usunąć całkowicie, a przynajmniej w sposób trwały, może świadczyć realizowany przeze mnie projekt Spod tynku patrzy Hirschberg, mapujący i lokalizujący bogaty zasób niemieckich epigrafów wciąż widocznych w Jeleniej Górze. Czasami zachowane niemieckie epigrafy oszałamiały swoimi walorami artystycznymi, jak np. pewna kamienica przy ul. Matejki, która zawiera niedostrzegane wcześniej, wg mojego rozeznania, wyśmienite elementy snycerskie na elewacji ze wspaniałymi rytymi inskrypcjami.

Szklarska Poręba również nie przodowała w tej materii. “Dziennik Bałtycki” w “Listach spod stóp Karkonoszy” donosił o opieszałości tego podgórskiego miasteczka na odcinku likwidacji wszelkich literowych pamiątek niemczyzny9. Autor listu już dwa lata wcześniej podczas pobytu w tym kurorcie, czytał rozporządzenie wojewody nakazujących usunięcie wszelkich napisów niemieckich. Ale tak naprawdę inskrypcje naścienne to tylko jeden z elementów, na które zwracał uwagę autor listu. Trudno mu znieść widok wszędobylskich… popielniczek reklamując[ych] dawno nieistniejące niemieckie firmy w dawno nieistniejących pojęciach geograficznych...10. Jednocześnie zaznaczono, że sprawa nie jest bynajmniej błaha, jaką się może wydać na oko. Nie zapominajmy, że Dolny Śląsk jest silnie odwiedzany przez wycieczki zagraniczne — czy taka reklama poniemiecka jest dobrym sprawdzianem naszej zaradczo ści, naszej przedsiębiorczości i pracowitości, których tak piękne dowody składamy na wielu innych polach?11.

Patrząc na to zagadnienie z innej strony, pojawiały się w 1945 r. gdzieniegdzie apele o większą dbałość estetyczną i językową w tworzeniu polskich szyldów i epigrafów, które mogłyby przypominać pod względami technicznymi niemieckie (szyldy czarnymi lub złotymi literami gotyckimi wypisane na szarym, zielonkawym lub neutralnym tle12), zamiast preferowanej przez polskich sklepikarzy i szynkarzy estetyki “transparentowej”, czyli czerwony, często nieortograficzny napis na białym tle. Walka o ustanowienie polskiej ikonografii na tzw. Ziemiach Odzyskanych przybierała już wtedy czasami charakteru pewnej refleksji o dbałość wspólnej przestrzeni publicznej, więc można by było ten nurt opinii zaliczyć do wtórnego, późniejszego nurtu narracji dot. usuwania śladów poniemieckości.

Sprawom językowym dotyczącym toponimii jako niezwykle istotnym poświęcił miejsce prof. Stanisław Rospond ze specyficzną poetyką tego pionierskiego okresu. Zarosły puszczą niemieckości przez wiekowy teutoński „Drang nach Osten“ grunt nadodrzański, zachodnio- czy wschodnio-pomorski musimy przeorać, aby przywrócić mu polską, rodzimą szatę13 — pisał. Rozumna, przez fachowców przeprowadzona repolonizacja nomenklatury geograficznej tych okolic jest sprawą niecierpiącą zwłoki.

Oczywiście oprócz substancji miejskiej i obiektów mieszkalnych czy usługowych, usunięciu podlegały również epigrafy pozostające w miejscach niezamieszkiwanych, aczkolwiek istotnych pod względem krajoznawczym czy turystycznym. Tego typu historię z Piechowic pod Szklarską Porębą przedstawia przykład dyrektora szkoły J. Międzybrodzkiego, który powołał do życia piechowicki oddział Koła Tatrzańskiego, a jako działacz zaangażowany w akcję deteutonizacji przy tej pracy spędził wiele dni na górskich ścieżkach14.

 

Fortel z partyzantki

Elewacje były również swego rodzaju poligonem, na którym rozgrywały się specyficzne “wojny na ściany”. Tak w miejscowości Czaplinek pod Jeziorem Drawskim dochodziło do niszczenia plakatów o treści “Ziemie Zachodnie na zawsze nasze”. Nieznani sprawcy dopisywali słowo “nigdy” do tych afiszy albo po prostu niszczyli je. W końcu doszło do obławy przez członków lokalnej organizacji “Wici”. Trzeba było zastosować fortel z partyzantki. Nigdy taki nie przyjdzie w ciemną noc mazać po plakacie. Zawsze to czyni nad ranem16. I rzeczywiście, sprawcę ujęto in flagránti, kiedy wpierw za pomocą grabi podruzgotał, a potem węglem, dopisując prześmiewcze słowo, próbował treść propagandową zbezcześcić. Okazało się, że winowajcą był folksdojcz, który udając porządnego obywatela (milicjanta), potajemnie sabotował treści propagandowe.

Czy nośnikiem tego typu ikonograficznych prowokacji była też literatura fikcjonalna? Roman Samsel w jednej ze swoich fabuł przedstawia historię specyficznego śledztwa, gdzie inspektor szuka winnego namalowania swastyki na ścianie walcowni w jednej z hut. W trakcie przesłuchań staje się jasne, że posądzona o to Greta padła ofiarą fałszywego donosu ze strony lokalnych wyrostków (To miała być zemsta na Wafflównie, bo nie chciała dać, jak my ją prosilim17).

 

 

Grzegorz Czekański

 


 

1 “Usuwamy ślady Niemczyzny”, [w:] “Słowo Polskie” 1947, nr 54.

2 Tamże.

3 “Marek Ordyłowski, “Życie codzienne we Wrocławiu 1945-48”, dz. cyt., s. 246.

4 “Nasz konkurs wiosenny - usuwamy ślady niemczyzny we Wrocławiu”, ”Słowo Polskie”, 15 IV 1947.

5 AP Wr, UWW VI/749, k.1.

6 Cyt. za: Gregor Thum, “Obce miasto. Wrocław 1945 i potem”, przeł. Magłorzata Słabicka, Wrocław 2008, s. 308.

7 Joanna Konopińska, “We Wrocławiu jest mój dom:, Wrocław 1991, s. 184.

8 (M.K.), “Perfidia napisów”, “Pionier” 1945, nr 46.

9 Witold Zechenter, “Napisy, które winny zniknąć”, “Dziennik Bałtycki” z 13.08.1949.

10 Tamże.

11 Tamże.

12 (St. M.S.), “O czystość języka polskiego na Ziemiach Zachodnich, Listy z polskiego Zachodu”, (Odra”1945, nr 10).

13 Stanisław Rospond, “Na straży imiennictwa geograficznego”, “Odrodzenie”, nr 39.

14 Józef Nowak, “Początki osadnictwa w Piechowicach w latach 1945-1950”, [w:] Zeszyty Historyczne. Piechowice po 1945 roku, 2017, nr 3 (14) [Dokument elektroniczny, dostep z 11.10.2021.

15 (W.H), “Niepotrzebne napisy”, [w:] “Pionier” 1946, nr 7.

16 Edward Apanel, “Życiorys czy życiorysy”, [w:] “Wróciła Polska. Pamiętniki z pierwszych lat powojennych na Ziemiach Odzyskanych”, oprac. Zdzisław Jerzy Bolek, Warszawa 1974, s. 176.

17 Roman Samsel, “Hakenkrauz”, [w:] “Zachodem poszły dzieje”, pod red. Witolda Nawrockiego i Andrzeja Wasilewskiego, Poznań 1970.

 

 


Pracę nad książką umożliwiło stypendium ze środków Miasta Wrocławia.