Rozdział 6.

wróć


 

Tu jest Polska!

Odbiór społeczny 
 


 

1.

Przepisałem to wszystko z paru różnych...gazetów - nucił Kazik na końcu utworu “Headlines” pochodzącego z genialnej, także dla polskiego rapu, płyty “Oddalenie”. Staszewski zmontował tam z przypadkowych nagłówków prasowych tekst dwuipółminutowej piosenki. Powstał w ten sposób swoisty tekściarski kolaż. Chciałbym zaproponować tu w pewnym sensie podobną metodę, zestawiając przypadkowe komentarze, które pojawiły się na temat projektów Spod tynku parzy Breslau, …Hirschberg, a także …Waldenburg. 


 

Zacznijmy od tego, że Polska była tu najdłużej.

Ja, Ja. Niektórzy tęsknią do starych dobrych nazistowskich czasów.

Niektórzy we wszystkim, co niemieckie, od razu widzą nazistów.

Cała Europa zatarła ślady po hitlerze, my kur... odwrotnie.

Oczywiście, że widzimy gdzieś na poniemieckich wychodkach stary zmurszały teutoński napis. 

Pomału zdążamy(my?) do przywrócenia miast nazwy Breslau!

Lidl jest tani.

To jakieś pomieszanie z poplątaniem, przodkowie muszą się chyba w grobach przewracać.

A dlaczego zlikwidować? Dlaczego nie poddać renowacji? Przecież to historia naszego miasta.

Czy Litwini i Ukraińcy dojrzeją i kiedy, do podobnej akcji w Wilnie, Lwowie i pozostałych byłych polskich miastach???

Brawo, bardzo dobry pomysł.

Bardzo cenna jest ta wiedza. Tylko dla kogo? Pomoże Niemczurom w odzyskaniu tych ziem. Róbcie tak dalej.

We Lwowie, polskie napisy są zachowywane jako atrakcja turystyczna.

Po cholere odnawiać. Zamalowaći po sprawie.Tyle rzeczy do zrobienia w mieście,a wy zajmujecie się byle czym.

Wystarczy, debile, że macie już RoSSmann i Adolf Aldi, I Ziemię wyzyskane od Niemców.

Naprawdę ludziom coraz bardziej odbija.

Nie wiem czy to dobry pomysł szukania i zachowywania śladów niemieckich we Wrocławiu.

Nie mają co robić, tylko odkrywać napisy. Czyżby przygotowania na włączenie Polski do federacji? Tu jest Polska!

Jeśli to są ślady życia miasta, a nie Niemców hitlerowców, to oczywiście zachować.

Tu jest Polska i jesteśmy my Polacy w du...ie mamy ich niemieckie napisy i ślady po nich.

Podobno miejsca te będą odgrodzone trwałymi barierkami, a chętni będą mogli pod nimi ustawiać znicze i świeczki jak przed kapliczkami.

Ciekawe, czy szkopy odtwarzaliby polskie napisy, hmm…

Świetny pomysł. Choć moja rodzina nie pochodzi z Wrocławia czujemy się tu rewelacyjnie i za żadne skarby nie wyjechalibyśmy stąd.

Okropne jest mieszkać w takim mieście jeśli ma się świadomość że to właściwie niemieckie miasto.

A kogo obchodzą jakieś szwabskie napisy w zmurszałych tynkach..

Fantastyczny pomysł. ile byśmy nie próbowali zakłamać historii - ona zawsze w końcu wylezie. Dobrze.

A może tak napiszecie o Mauzoleum Piastów Śląskich we Wrocławiu ?

Jak ktoś chce sobie pooglądać niemieckie napisy, to całkiem niedaleko jest Gross-Rosen...*



 

2.

To oczywiście niewielki wyimek twórczości komentatorskiej mniej lub bardziej anonimowych internautów, którzy od 2020 r., przy okazji różnych wcieleń naszych „spod-tynkowych” projektów, mieli przestrzeń sposobność wyrażać rozmaite opinie na temat śladów wyrażonych w niemczyźnie, które wciąż można odnaleźć na Dolnym Śląsku. Negatywne komentarze przeważają, co raczej nie stanowi niespodzianki, bo gdy się nad tym zastanowić, pejoratywnie nacechowane komentarze zdają się przeważać nad jakimkolwiek tematem poruszanym polskim Internecie. "Heil, Czekański" - okej, zapamiętałem ten fragment, ale został szybko skasowany, więc w zasadzie nie ma o czym mówić. 

Przejdźmy jednak do dwóch entuzjastów tematu. Pierwszy pochodzi z Gdańska, drugi natomiast, mieszka we Wrocławiu.


 

3.

Jeżdżąc z zeszycikiem

Pasją Janka przez całe dotychczasowe życie jest historia. Wszystko się wokół niej kręci. Pewnego razu podczas przejażdżki rowerowej na przedmieściach Gdańska zauważyłem pewien stary napis  z napisem “Kolonialwaren”. Zastanawiałem się, co to może znaczyć, Wtedy nie rozumiałem niemieckiego. Mama mi przetłumaczyła, że to może być stary przedwojenny sklep. Dokładnie w 2017 roku, wiem, bo stąd mam pamiętny zeszyt, który jest wręcz biblią dla każdego epigrafika, postanowiłem, że będę chodził po Gdańsku i fotografował takie inskrypcje. Janek ma obecnie 14 lat. W 2020 roku przekazywał nam z Gdańska wskazówki dotyczące niemieckich inskrypcji podczas prac nad mapką Spod tynku patrzy Breslau.

Potem szybko się zorientował, że skoro ma już wszystkie w Gdańsku, to dlaczego nie szukać inskrypcji w innych miastach. Drugim miastem, do którego Janek chciał się wybrać, był Wrocław. Na Dolnym Śląsku tych napisów jest najwięcej, więc miałem co robić - mówi. Ale był też na przykład w Bytomiu. Potem to już się rozkręciło. Do tych działań napędził go pewien przewodnik z Gdańska, pan Ryszard Kopittke, również zafascynowany historią.

Forum internetowe Strażnicy Czasu, profil społecznościowy Festung Breslau, czy Literołap, jeśli chodzi o Toruń i Bydgoszcz: stamtąd Janek czerpał informacje o napisach. Przechadza się też po różnych miejscach na mapach Google’a. Kiedy już jest w jakimś mieście, plan wycieczki jest już ustalony. Oprócz zwiedzania zabytków - chodzenie i szukanie napisów. Jeździłem z zeszycikiem.

Czy czuje się epigrafikiem? Kolekcjonuję, zbieram ,szukam w internecie, w starych książkach adresowych, co kiedyś mogło tam być. Nawet ostatnio przy Księcia Witolda robiłem zdjęcia dawnego sklepu spożywczego, i nagle zaczepił mnie pewien mieszkaniec tego budynku, i opowiedział mi historię tego miejsca.Fascynują mnie takie historie, co było kiedyś, a czego teraz nie ma. Na pewno epigrafika interesuje mnie jako dziedzina historyczna.

We Wrocławiu zajęło mi tu dwa pospieszne dni. Chciał jeszcze zwiedzić miasto, więc pędził. Zrobiłem sobie spacer, 12 kilometrów - mówi. W jakich innych miastach poza stolicą Dolnego Śląska szukał niemieckich epigrafów? Na liście jest Wałbrzych, Jelenia Góra, Świdnica, Zgorzelec, Zielona Góra, Bydgoszcz, Gniezno, Toruń, Bytom, Katowice, Szczecin. Z większych miast Dolnego Śląska zabrakło Legnicy. Największe wrażenie, poza Wrocławiem, oczywiście, zrobiły na mnie  napisy w Świdnicy.

Pytam Janka, jak odbierają jego zainteresowania w rodzinie? Albo wśród rówieśników? Rodzina uważa, że to nietuzinkowa sprawa, są dumni że się tym interesuję, mobilizują mnie do tego. Wśród rówieśników ma osoby zainteresowane historią, ale szukanie epigrafów to jednak niszowa sprawa.

Czy spotkałeś się z negatywnym przyjęciem? - pytam. Jeżeli miałbym opisać te wszystkie sytuacje, napisałbym książkę grubszą niż “Krzyżacy”. Chociaż ostatnio ludzie nie zwracają na to większej uwagi. Czasami spacerując po odrapanych dzielnicach spotykam się z negatywnie nastawionymi do mnie ludźmi, pijakami, patologią. Tak więc zdarza się, że ta pasja bywa niebezpieczna.Tak było. W Bytomiu. Często też trzeba było tłumaczyć mieszkańcom budynku, dlaczego fotografuję ich kamienicę.

Pytam na koniec, skąd to może wynikać negatywny stosunek Polaków do niemieckiej historii tych ziem. Zazwyczaj z niewiedzy i uprzedzeń - mówi. Niestety, niemiecki wątek w historii wielu, dzisiaj polskich miast, kojarzy się z nazistowską tyranią, mordowaniem Polaków i Żydów, czy wywozem ludzi do Oświęcimia. Jak można porównywać Niemca z XIX w., który prowadził gdzieś zakład z Hitlerem czy ideologią nazistowską? To dzięki Niemcom większe miasta jak Wrocław czy Gdańsk rozwijały się na przełomie wieków. Niektórzy są niedouczonymi fundamentalistami i hipokrytami. Jeśli mielibyśmy likwidować niemczyznę we Wrocławiu czy Gdańsku, to co by zostało? W większości blokowiska, szklane biurowce i Skytower. 



 

Obiad, z którego zrobiła się kolacja

U Macieja Wlazły, którego w 2020 r. zaprosiłem do współpracy przy projekcie Spod tynku patrzy Breslau, zaczęło się to przez przypadek, gdzieś w okolicach 2014 roku. Myślałem, że wszystko o Wrocławiu zostało już opowiedziane. I wtedy pojawiły się napisy - mówi. Po jednej historii na utworzonym profilu społecznościowym Beard of Breslau z niemieckimi inskrypcjami we Wrocławiu poszły następne. I zadawanie sobie pytań, dlaczego są, dlaczego ich tak mało. I dlaczego w takim stanie. I odgrzebywanie tego wszystkiego. Czasami szła za tym też próba ratowania ich podczas remontów kamienic.

Za Maćkiem stoi też ciekawa historia rodzinna. U mnie było trochę inaczej niż zazwyczaj - opowiada. Gdy dwadzieścia lat po wojnie już się unormalizowały stosunki pomiędzy Polską a ówczesną Republiką Federalną Niemiec, zwiększyło się zainteresowanie wśród Niemców historią rodzinną. Dawni niemieccy mieszkańcy zaczęli odwiedzać swoje rodzinne miejscowości. Poszukiwanie własnych korzeni, grobów - też w tych celach do Dziupliny, wsi pod Jelczem-Laskowicami, gdzie mieszkają moi dziadkowie, przyjechało dwoje Niemców. Pani Marianna i jej mąż Arno. Babcia zaprosiła ich, żeby spokojnie sobie pochodzili, pozwiedzali. Zaprosiła ich na obiad, z którego zrobiła się kolacja. Przeciągnęło się. Wrócili do siebie, do Niemiec. I wtedy zaczął się kontakt kartowo-pocztówkowy. Niemcy namówili też swoich sąsiadów, żeby przyjeżdżali, odwiedzać dawne Daupe. Kontakt stał się bardziej zażyły, zapraszano ich na wesela. Pan Arno do Dziupliny przyjeżdżał nawet po śmierci żony, już jako 80-latek. Wysłałem mu też naszą mapkę - mówi Wlazło. Dziuplina jest dość specyficzną miejscowością. Działa też lokalny pasjonat historii, który zainicjował spotkania z dawnymi mieszkańcami. Skontaktował się dawnymi mieszkańcami i zorganizowali “spotkanie pod lipami”. Była też msza ekumeniczna, zabezpieczyli pomnik żołnierzy z  I wojny światowej. Może ta historia dała początek mojemu zainteresowaniu niemiecką historią Wrocławia w postaci napisów?

Pytam Maćka, jak jest z głosami krytycznych od ludzi, którzy nie widzą sensu w odtwarzaniu przedwojennych inskrypcji. A zwłaszcza o tych, którzy widzą w tym zagrożenie. Kiedyś wydawało mi się, że to idzie w poprzek struktury wiekowej: że to starsze osoby są na nie. Ale nie do końca tak jest. Według Wlazły czasami nawet wśród młodych ludzi jest wyczuwalna rezerwa do tej kwestii niemieckiej. Ale świadomość się zwiększa. Głosy krytyczne pojawiają się rzadziej podczas bezpośrednich spotkań. Na przykład podczas jednego ze śląskimi genealogami pewien starszy uczestnik mówił, że nie popiera takich projektów, bo wciąż boli go pamięć o tym, co podczas wojny robili Niemcy. Zdecydowanie więcej negatywnych opinii znajdziemy w komentarzach internautów. Są tam powtarzane zazwyczaj trzy argumenty - mówi Wlazło. Po pierwsze że to niepotrzebne, bo Niemcy kojarzą się z Hitlerem, drugi jest lwowski czy raczej wschodni, czyli dlaczego my mamy zachowywać napisy, a inni na wschodzie o to nie dbają, no i trzeci argument, że Wrocław to polskie miasto, więc lepiej podkreślajmy jego polskość. Trudno powiedzieć, który z tych argumentów jest najbliższy rzeczywistości.

Ciekawa była sytuacja z młodymi ludźmi na Opolszczyźnie, którzy znaleźli sporo niemieckiej dokumentacji, listów, gazet, książek, w starym młynie. To, co udało im się zgromadzić, włożyli do wielkiego wora. Chłopak zadzwonił do mnie, mówiąc, że mają kilka gazet. Że nie chce ich sprzedawać, tylko jakoś to zabezpieczyć. Na miejscu, gdy już tam pojechałem, okazało się, że tych dokumentów jest nie kilka sztuk, tylko kilkanaście kartonów. Ci młodzi ludzie, robili to nocą, żeby nie budzić niepokoju. 

Wlazło: Oprócz zwracania uwagi na wartość tych napisów, staram się podkreślać też ich wartość estetyczną. Że napisy mogą być inspirujące ze względu na typografię czy dawne projektowanie. Kłopot pojawia się wtedy, gdy pojawiają się kontrowersyjne realizacje rekonstrukcji napisów. Czyli takie, gdzie niemieckie inskrypcje zostają przemalowane zupełnie na nowo, często wadliwie, jakby z szablonu. Nierzadko z błędami. Czasami może lepiej ich nie odtwarzać, tylko zabezpieczyć w jakiś inskrypcje, nie rekonstruując ich? - zastanawiamy się. Na przykład ta narożna kamienica przy Rydygiera-Łokietka. Nie ustrzegli się tam na przykład błędów ortograficznych. I generalnie ta realizacja zebrała sporo negatywnych opinii.

Zastanawiamy się razem, co można zmienić. Jak sprawić, żeby dla przeciętny mieszkaniec, który chce zabezpieczyć daną inskrypcję, wiedział, do kogo się zgłosić i w jaki sposób zabezpieczać epigrafy przy inwestycjach? Przydałyby się wytyczne zawierające dobre praktyki dla inwestorów czy wspólnot mieszkaniowych, ale czy miasto mogłoby opracować ogólne wytyczne rekonstruowania dawnych inskrypcji? O tym, jak mówią, w następnym odcinku.


 

* Uspójniłem tylko interpunkcję i wygładziłem literówki. Twardszych wulgaryzmów nie musiałem cenzurować. Autorzy komentarzy zrobili to sami.

 

 

 

Grzegorz Czekański

 

 


Pracę nad książką umożliwiło stypendium ze środków Miasta Wrocławia.