Szlak poezji dolnośląskiej

wróć


 

Szlak poezji dolnośląskiej

 

Jestem ze Śląska, z górnego
i z dolnego, zależy skąd
wracam i dokąd idę.
(w: Mirosław Marcol, “Vulgaris Auantra”, Biblioteka SPP we Wrocławiu, Wrocław 2005).


 

Przezornie stosując takie intro, określmy terytorium niniejszego szlaku poetyckiego zgodnie z powojennymi decyzjami administracyjnymi określającymi przestrzennie Dolny Śląsk. Objęta cezura - będzie również powojenna. Dobór autorów? Wśród grubo ponad 100 fragmentów, spotkamy tu twórców zarówno publikujących tuż po ustaniu działań wojennych, klasyków bądź poetów zapomnianych, bywalców czy mieszkańców regionu, ale również poetów zupełnie współczesnych, bo np. publikujących w 2020 r. 

Metoda poruszania się po niniejszym Poetyckim szlaku Dolnego Śląska, choć określona ramami rzeczywiście istniejącej topografii, jest zupełnie cyfrowa: jak każda podróż po ekranie. Oczywiście w założeniu tkwi tu wyraźna zachęta, aby ów szlak pokonywać również namacalnie - samochodem, pociągiem, na rowerze, pieszo, cząstkowo, etapami, na wyrywki. Sposób postrzegania przestrzeni Dolnego Śląska przez poetów jest, co naturalne, poddany różnym deformacjom, przeinaczeniom, wzmocnieniom wynikającym choćby z wykorzystywanych technik, środków czy figur poetyckich. Chodziło nam jednak o to, aby za sprawą poetyckich wyimków z polskich autorów odwołujących się do topografii regionu po 1945 r. inaczej spojrzeć na otaczającą Dolnoślązaków rzeczywistość; i odwrotnie, aby na - często dobrze znane - teksty poetyckie dzięki Dolnemu Śląskowi, jego przestrzeni, odczytać w odmienny niż zazwyczaj sposób. Dzięki wpływom środowiska naturalnego, życia miejskiego, albo tego czegoś, co niektórzy czasami nazywają “dolnośląskością”.

Szlak jest tylko niewielką próbką zawartości poniższej mapy (zarazem zachęcamy do lektury totalnej, punkt po punkcie, aż do wsiąknięcia).


 

////////////////////////////////////////////

Gosia Kulik, Agnieszka Wolny-Hamkało, Klara Nowakowska, Konrad Góra przy ul. Słowiańskiej we Wrocławiu.

 

"Mają lepsze samochody i aryjskich przodków.
Język – przez niego musiałeś powtarzać klasę.
Brzydkie kobiety, lecz rozwinięty przemysł porno.
Reprezentację, która pozbawiła nas szansy na finał.

 

Wyobraź sobie, że o świcie wyciągają cię z łóżka
owczarkiem. Potem za gardło i pytają
o srebrną zastawę, która miała czekać pod podłogą.
Stary sąsiad Kowalski zamienia się w młodego Schmitta

 

i pozbywa balastu na klatce, zostawiając kartkę.
A tamci wymieniają szyldy, łatają dziury,
malują jeszcze obszczane bramy, napadają na śmieci
z workami w rękach (że nawet inwestorzy

 

zaczynają zarzucać kotwice, zwijać żagle).
Złomiarze zmieniają pracę, budują autostradę –
to nią delegaci przyjadą ogłosić wykonanie planu.
Zasypać podziemie plotkami o kosztach".
(Rafał Różewicz „Dolny Śląsk. Misja specjalna”, w: “Product placement”, Gniezno 2014).

 

Powyższy wiersz, tyle mówiący o historycznych, co kulturowych obciążeniach, za sprawą których czasami kształtuje się tożsamość lokalna mieszkańców Ziem Zachodnich, będzie dobrym ćwiczeniem przed rozpoczęciem właściwego szlaku. Rozciągnęliśmy się? To ruszamy.

 

P.S. Aha, zanim wyruszymy: gromkie podziękowania zechce przyjąć Rafał Różewicz, autor TEGO TEKSTU.


 

 

///////////////////////////////////


 

Zaczynamy od zachodniego krańca województwa, od razu dźwigając powojenny balast dolnośląskiej historii.


 

Zawidów

 

“Po tamtych została stara wieża, zupełnie pusta w środku,
zmuszały mur od strony szkoły i trochę kości dookoła miejsca,
gdzie kiedyś był kościół. Chłopcy grają w piłkę, kopią czaszkę,
czasem któryś oberwie z buta w piszczel. Brutalna gra, ta noga”.
(Anna Nawrocka, „Pektyny”, w: cztery czwarte, Elbląg 2017).

 

Ach, te dolnośląskie neogotyckie, ceglane kościoły, od Bielawy po... no właśnie, Zawidów. Zawidowski kościół św. Józefa Robotnika zbudowano w 1896 roku, a organy, w kondycji raczej nie najlepszej, zostały stworzone Heinricha Schlaga ze Świdnicy w 1896 roku. Pewnie dzieciaki z wiersza Anny Nawrockiej słyszały je aż w okolicy cmentarza:

 

“Dzieciom nie wolno wchodzić na starym cmentarzu, wiedzą o tym
doskonale. Bawią się wszystkie. Odkrywają grobowce na dekadę
przed kolorową telewizją i Indianą Jonesem. Zadzierają głowy,
liczą belki pod kopułą wieży i śpiące nietoperze”.

 

Tymczasem 40 kilometrów dalej w linii prostej:
 

 

Wodospad Szklarki

 

Zawsze ten "drugi" wodospad, drugi po Kamieńczyku, który wystąpił w filmowych “Opowieściach z Narnii”, ale to właśnie urokliwym Szklarkom poświęcił swój wiersz Tadeusz Różewicz:

“Tu woda się oddziera
od kamiennego łoża
spada ze zgiełkiem
i kaleczy ściany
I białe plamy
jak wielkie motyle
płyną lecąc
Kamienie leżą
w plamach słońca
jak opuszczone
czarne stoły
Drzewo otwarło skałę
jak muszlę z ostrą krawędzią
i ptaki śpiewają
w jego koronie".
(Tadeusz Różewicz, "Wodospad Szklarki", w: "Dolny Śląsk. Edukacja regionalna", Wrocław 2008). 

 

Nie wszyscy też wiedzą, że w przeszłości w przegłębieniu u podnóża wodospadu szukano - z powodzeniem - złota. Tymczasem my szukamy azymutu na najwyższy szczyt Karkonoszy.

 

16 kilometrów w linii prostej stąd:


 

Śnieżka

 

“Wsadzili na wóz i dziadzia pojechał.
Śnieżka ginęła we mgle, głowa topielca

pod mętna wodą. Kataryniarz Greiner
snuł baśnie, wróżył z małych dłoni

roztrzęsionych jak psy schwytane przez
hycla. Uśpione miasta i wsie. Żywi pognani,

robactwo spod kamienia. W obcy kraj.
Dekrety sprawnie usuwały ślady”
(„Dalekie święta”, w: “Godzina wychowawcza”, Wrocław 2019).

 

Niezupełnie powszechnie znanym faktem jest, że Śnieżka spośród wszystkich polskich szczytów jest najwybitniejsza. “Wybitność Śnieżki wynosi aż 1203 metry. Jest ona również drugą pod względem ogólnej wysokości górą w Polsce poza Tatrami, zaraz po beskidzkiej Babiej Górze. Warto dodać, że najwybitniejszy szczyt polskich Tatr (Kominiarski Wierch) zajmuje dopiero 24 miejsce na liście najwybitniejszych polskich gór” (zob. https://www.wktoregory.pl/2018/03/gory-ryfejskie-i-starozytne-korzenie-ducha-gor.html, dostęp z 10.10.2020). Ilość kulturowych odniesień inspirowanych Śnieżką jest również wybitnie duża.

 

W tym czasie 11 km w linii prostej stąd:


 

Kowary-Wysoka Łąka

 

“Motor pijany
porywa wehikuł
Kolory oczu
Gwar
(...)
Dygoce jeszcze silnik
Zziajany benzyną
Opamiętany
w środku miasteczka
zagubionego na mapach świata

Wysoka Łąka
Sanatorium dla zwątlałych oddechów

Tu szukam ciebie”
(Marian Jachimowicz, „Zagubione miasteczka”, w: “Na dnie powietrza”, Kraków 1963).

 

Zaprojektowany przez wrocławskiego architekta Karla Grossera szpital Wysoka Łąka miał zrazu nawiązywać do szwajcarskiego Davos, i chyba czyni to z nawiązką. “Najciekawsze pomieszczenia tego przepięknego budynku znajdują się na pierwszym piętrze. Są to: oddzielone korytarzem świetlica z kaplicą oraz jadalnia z bogatymi secesyjnymi zdobieniami. Ciekawe są również same korytarze oraz hol na parterze z rzeźbą mitycznego Ilioneusa, który unosi ręce ku niebu błagając o darowanie życia. Miłośnicy starożytnej mitologii zapewne wiedzą, że ten wzruszający gest i tak niestety nie ochronił go przed śmiertelną strzałą wystrzeloną przez Apollina – najprzystojniejszego mężczyznę wśród greckich bogów” (zob.: https://turysta.kowary.pl/atrakcje_turystyczne/szpital-wysoka-laka/, dostęp z 10.10.2020). Równie silne wrażenie robi park i widok z tarasu, z którego rozciąga się panorama wschodniej części Karkonoszy. 

 

12 kilometrów dalej w linii prostej dalej znajdujemy się w zupełnie innych okolicznościach przyrody.



 

Jelenia Góra - Rynek

 

Jak się okazuje, słynne jeleniogórskie podcienia mogą zawrócić w głowie mocniej niż Siena czy Florencja:

 

"Tu barokowych kamieniczek wachlarz
roztacza wdzięki, jak dama ze sztychu -
i choć czas płynie - łódź o zdartych żaglach -
urok zaklęty jak wino w kielichu

pociąga oczy i barwą, i kształtem -
i nikt się oprzeć nie jest zdołen krasie,
która czaruje i uwodzi gwałtem
jak w słońcu zapach plastrów miodu z pasiek.

Rynku, ze wszystkich najpiękniejszy rynków,
na cóż mi cuda Florencji i Sieny,
gdy w cegłach domów twych, pod warstwą tynku,
Polska oddycha jak na polach Jeny
(...)

Rynku czarowny w kamieniczek wieńcu,
ilekroć bruk twój w pośpiechu przemierzam
tyle mi razy pieśń o twym poczęciu
wydzwania z ratuszowej wieży.
(Edward Kozikowski, "Rynek jeleniogórski", w: "Wiersze o Wrocławiu i Dolnym Śląsku", Wrocław 1961).

 

Tymczasem opuszczamy sztafaż górski i przenosimy się 28 km w linii prostej:


 

Złotoryja

 

"Niektórzy z nas już tak zostali
w norkach pod Wilczakiem, albo przysypani
w bunkrach z drugiej wojny, w które właziliśmy
poszukiwać hełmów, a zdobywaliśmy
punkty w randce w ciemno (rzadkie nietoperze
miały ciężkie życie), bandą nad zalewem

paliliśmy ogień, padnij, będą strzały,
raz walnęło w drzewo, za którym schowałem
się bodajże z Jurkiem, ale było warto,
nie ma jak gorące łuski po natarciu
na most, którym brudny piętrus do Jerzmanic
wlókł się, jakby całą tę walkę miał za nic (...)
(Dariusz Suska, „Niektórzy z nas już tak zostali”, w: “Cała w piachu”, Wołowiec 2004)

 

To były czasy, gdy Wydawnictwu Czarnemu zdarzało się opublikować tom poetycki - tom, dodajmy, za który pochodzący ze Złotoryi Dariusz Suska był nominowany do Nagrody Nike. No i skąd my znamy te motywy… bo kto nie łaził po dolnośląskich bunkrach, niech pierwszy rzuci kamieniem.

 

Tymczasem 19 kilometrów stąd:

 

Legnica

 

“Jeśli chcesz się pomodlić gościu stęskniony,
nie idź do kościoła ewangelickiego na Henryka Pobożnego,
bohatera legnickiego, od Tatarów poległego,
najbardziej znanego z tego, że miał szóstego
palca u nogi. Idź do Teatru, ten jest bowiem w samym
rynku, zaś rynek w Legnicy nie ma sobie równych.
Wiem coś o tym, albowiem dwa razy mnie w rynku
pałowano, w tym raz niesłusznie, a raz nieskutecznie,
innym zaś razem pomylono z Posejdonem z fontanny".
(Grzegorz Tomicki, "Pocztówki legnickie", w: http://innelektury.pl/legnica/, dostęp: 03.10.2020).

 

Pomylony z Posejdonem - rzadka, aczkolwiek zapadająca z pewnością  okoliczność. Grzegorz Tomicki potrafi nie tylko to.

 

W tym czasie przenosimy się trochę ponad 20 km na północny wschód:


 

Lubin

 

"byłeś inteligentem bądź chłopcem,
wariatem, geniuszem,
każdym wszystkim, niczym sobą, a teraz
leżysz, bardziej węgiel niż człowiek,
w pośpiesznie dopasowanym drewnie,
które pamięta kształt (w przeciwieństwie do ciebie),
nie wiesz nawet, że nad tobą świat zmienia maskę,
zdziera stare blizny – dopóki ktoś
nie odkopie i nie otworzy trumny.
Wystraszyłeś młodzieńców, geehrter Herr Fuchs:

ciągle nosisz brodę,
chociaż nie masz twarzy".
(Anna Adamowicz, „Likwidacja niemieckiego cmentarza w Lubinie”, w: "Wątpia", Łódź 2016).

 

Jak przebiegała likwidacja niemieckiego cmentarza w stolicy dolnośląskiego miedziowego zagłębia? Jak w wielu innych miejscowościach. W mojej rodzinnej Bielawie, gdy wujek kopał kanał w swoim garażu, znajdował różne piszczele i kości. W ten sposób utwardzano przestrzeń pod przyszłe garaże, podobnie jak w Lubinie, za pomocą buldożera, przy pomocy cmentarnej ziemi, z której nie odsiano szczątków przedwojennych mieszkańców tych stron.

 

0k. 70 km w linii na południowy wschód:


 



Gosia Kulik, Tadeusz Różewicz, Urszula Kozioł, Tymoteusz Karpowicz, Rafał Wojaczek przed Empikiem przy pl. Kościuszki we Wrocławiu.

 

Wrocław

 

Spójrzcie tylko. Przed nami kilkadziesiąt poetyckich cytatów ukazujących Wrocław z rozmaitych lirycznych perspektyw i szerokości geograficznych. Od Kleciny po Pilczyce czy Psie Pole, albo też wyimki bądź całe wiersze niekonkretnie odwołujące się do rzeczywistej przestrzeni miasta. Ale przecież każdy ma swojego faworyta. Mój?

"W do wczoraj nieznanym powietrzu. Beznarodowy jak Vojvodiniec.
W państwie, gdzie z braku Żydów i granic wszędzie
Wygasłe wojny toczy się o macice. O masę perłową narodu
Wleczonego w pyskach przez kundle. O Matkę Boską zwrotną jak F-16.
Zwrotną jak brązowe butelki, bezzwrotną jak zielone. Zdejmując wymia
Jak trumienny krawiec, cmentarny geodeta, widzę, że zewsząd otacza mnie
Morze przykryte sierścią zgniłych koni, tłuste i połyskliwe jak kauczuk;
Odra, która podchodzi do gardła krwią ziemi, Sowietów i Niemców,
Zastygła w nim. Podobni, ale to oni; widać po cieniach, że mają ich
Więcej. Skoro już wszyscy uparliśmy się oniemieć, przysłano mnie unaocznić to państwu.
(Konrad Góra, "Wrocław", w: "Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem", Wrocław 2008).

 

Warto poświęcić dłuższą chwilę i sprawdzić, jak Wrocław był opisywany zarówno przez klasyków (m.in. Tadeusza Różewicza czy Urszulę Kozioł), ale też przez poetów zupełnie współczesnych (np. Klara Nowakowska, Agnieszka Wolny-Hamkało). Nasyceni? To lecimy na Księżyc. Przepraszam, do Księżyc...

 

Jakieś 40 km na południowy wschód:


 

Księżyce (k. Strzelina)

 

Po pejzażu miejskim, oddajmy się pejzażowi zieleni:

 

“Każdy z was miał swój kawałek ziemi. I co?
Forsycja wlazła na kuklika, sponiewierała,
wgniotła i wypięła na wszystkich żółty tyłek.
Najstarsza, a taki brak odpowiedzialności.
Mówiłam przecież: orliki z tyłu, z boku smagliczki.
Czemu nasturcja splątała się z bluszczem? Obłęd.

A maluchy gdzie? Po prostu granda w biały dzień.
Ej, sedum spurium, odchyl się trochę, kolego, boś mi
arimerię maritimę wdusił w ziemię, zaraz padnie.

Że jak? Niby niektórych traktuję ulgowo, tak?
Floksy jak zwykle podjudzają. Ona nie jest żadną
królową. Oddałam ją wam pod opiekę, bo dziczała
w rowie. Niech goździki nie plotą – nie pokłułaby,
gdybyście jej nie dokuczali – jest jak kotka, schowa
pazurki, kiedy zaczniecie ją traktować po ludzku".
(Mirka Szychowiak, „Było, minęło”).

 

Autorka od lat działa w polu literackim Strzelina, m.in. organizując  w  Strzelińskim Ośrodku Kultury Ogólnopolski Konkurs Poetycki o „Granitową Strzałę”. Bo też tak dba się o swój własny ogródek.


Nieco ponad 30 km stąd:

 

Sobótka

 

"raz byłem za Wrocławiem
Cyganie są ciągle w drodze
Byłem w Sobótce ze szkoły
z Wrocławia widać Sobótkę
z Sobótki nie widać Wrocławia"
(Amadeo, „Tabor 2007”, w: “Ziemie uzyskane”, Wrocław 2007).

 

O autorze pisze Rafał Różewicz: "Przeglądając opublikowaną w 2007 roku publikację wrocławskiego SPP Ziemie uzyskane. Almanach Wrocławskiego Forum Młodych Twórców, w której opublikowali swoje wiersze znane dziś postaci lokalnego (ale też ogólnopolskiego) światka literackiego (m.in. Julia Szychowiak, Justyna Paluch, Krystyna Myszkiewicz, Konrad Góra, Maciej Taranek, Marta Kucharska, Bartosz Sadulski, Kamil Zając, Przemysław Witkowski) znalazły się wiersze niejakiego Amadeo – młodego Roma. Do tej pory, jeśli wierzyć pogłoskom, nikt nie wie, kim tak naprawdę był (jest?) Amadeo, który przesłał swoje wiersze do siedziby wrocławskiego SPP w kopercie, bez adresu zwrotnego. Nigdy więcej nie spotkałem się z jego publikacjami. Być może Amadeo wciąż pisze, ale podobnie jak w 2007 roku – postanowił zachować anonimowość? Lecz nawet w tych kilku jego wierszach pomieszczonych w antologii można odnaleźć (ironiczne) nawiązania do rzekomego „życia w drodze” przedstawicieli społeczności romskiej".

 

Ok. 20 kilometrów dalej w linii prostej:


 

Świdnica

 

Zawsze miałem słabość do Świdnicy i nie pomnę ile razy, przejeżdżając swoją stałą trasą samochodową Brzeg Dolny-Bielawa przez świdnickie ulice, albo realizując w Świdnicy różne działania terenowe w ramach rozmaitych projektów edukacyjnych, wyobrażałem sobie, jak w tym mieście się mieszka. Wie o tym co nieco Tomasz Hrynacz:

 

"Przebiegamy wzrokiem wzdłuż
kolejnych linijek tygodni,
nieświadomi tego, co nas jeszcze czeka,

widząc refleksy światła na
różnych poziomach, kiedy
wiatr marszczy brzeg Witoszówki.
(...)"
(Tomasz Hrynacz, „Praski raj”, w: Praski raj, Nowa Ruda 2009)

 

A skoro jesteśmy tylko o 15 km od dawnej dolnośląskiej węglowej stolicy, to:


 

Wałbrzych

 

Warto przypomnieć postać bodaj najbardziej wałbrzyskiego poety (mam nadzieję, że tak zakorzenieni twórcy, jak Roman Gileta czy Danuta Góralska-Nowak nie poczują się urażeni). O Marianie Jachimowiczu tak wypowiadał się niegdyś Julian Przyboś: „Gdyby Jachimowicz pisał w języku René Chara lub Rafaela Albertiego byłby znany i uznany, chodziłby w sławie jak w słońcu. (...) W lirykach Jachimowicza każde słowo jest nie tylko najczulej zważone na srebrnej wadze, a każde zdanie jak kryształ przejrzyste i migocące światłem i tęczą – w mowie tej jest tak wielka przestrzeń między zdaniem i zdaniem, że milczenie równoważy w niej głos i mówi równie wiele” (zob.: http://archive.is/oeBr5#selection-1899.635-1899.1086, dostęp z 20.10.2020).

 

"Chorągiew daleka
jak groszek pachnący
czerwienią i bielą

Tramwaj
skorupiak powolny
wspina się na graficzne hałdy miasta

Konstrukcję wiaduktu
obłok rozsadza
niosąc gwiżdżący parowóz

Przelatują kadry wagonów
Film błyskawiczny

Pnie brzóz
jak strugi spływają
z płowego usypiska nieba

Gmatwa się ołów
drzew wronich i kawczych
pod pyłem węgla i sadzy

Paszcze kominów
dym sączą
po salwie kosmicznej

Jak liście zwęglone
spadają wróble
śród domów
w ogrody bezbarwne

Zwolniona karuzela żelaznych wózków
wysypuje
podziemie jałowe

Rosną hałdy
i szubienice wysokiego napięcia

 

Ludzie
rozsiani w przestrzeni
kiełkują energią
nuklearną".
(Marian Jachimowicz, „Wałbrzych – Przedwiośnie”, w: “W słońcu Zagłębia”, Wrocław 1983).


Chyba jeszcze ciekawszy, choć dość dosadny, wydaje się wiersz o wałbrzyskich górnikach:


"Konsumatorzy czadu
pyłu powalonych epok

Korzenie którymi ludzkość wpełza
na dno atomów

Wasze płuca widziałem
w słojach z formaliną

Płuca które są makietą kopalń

Kawerny
gdzie złoża węgla
błyskają miką

Pajęczyną obrywaną przez węgiel
chwytacie powietrze".

(Marian Jachimowicz, "Górnicy", w: "W słońcu Zagłębia", Wrocław 1983).

 

Z Wałbrzycha mamy tylko kilkanaście km do miejscowości dawniej znanej jako Nieder Wüstegiersdorf.


 

Głuszyca

 

"Jak igła do zszywania owiec
lśni w szronie wieża kościoła w Głuszycy

i są jagnięta na wzgórzach
zziębnięte, zdziwione.
(...)"
(Karol Maliszewski, „*** (Jak igła do zszywania owiec...)”, w: tamże,)

 

Czym byłaby dolnośląska poezja bez Karola Maliszewskiego, wokół którego (krytyka, ale i poety) orbitują zazwyczaj takie sformułowania, jak “niestrudzony”, “żarliwy’, “wnikliwy”? Jedno jest pewne: Dolnemu Śląskowi powinno się w innych regionach Polski Maliszewskiego zazdrościć.

 

Ten poeta często poetycko opisuje krajobrazy górskie. A skoro tak, to…


 

Góry Sowie

 

"To są Góry Sowie
(nazwa taka sobie
wykradziona Niemcom),

a to jestem ja, napis,
rysa uczyniona gnejsom.
But chrzęści na żwirze.
(...)".
(Karol Maliszewski, „To są Góry Sowie”, w: "Inwazja i inne wiersze", Kraków 2004).

 

I pomyśleć, że wychowałem się dokładnie po drugiej stronie tych gór, w Bielawie.  Żeby dotrzeć do nowej Nowej Rudy, gdzie mieszka i wciąż działa m.in. Karol Maliszewski, wystarczyło przemierzyć, choćby na rowerze, sieć górskich serpentyn, podjazdów. Gdy funkcjonowały jeszcze granice z Czechami, do Tłumaczowa jeździło się po Budweisery i Lentilki. Kiedy organizowano tam samochodowy Rajd Polski, szło się zawsze na wagary w okolice Jodłownika. Kiedyś, pamiętam, gdy Leszek Kulig skończył na pobliskim drzewie (niegroźnie, ale dla samochodu w tym rajdzie ostatecznie), zebrani ludzie wyrywali na pamiątkę fragmenty karoserii forda focusa.

 

A skoro już wspomnieliśmy wcześniej nazwę tego wspaniałego dolnośląskiego miasteczka, to…


 

Nowa Ruda

 

Wspominaliśmy ciepło Karola Maliszewskiego, ale warto przypomnieć sylwetkę nieodżałowanego, zmarłego przed kilkoma laty Zygmunta Krukowskiego. Pisze Rafał Różewicz, również noworudzianin z pochodzenia: “We właściwie jedynym wydanym tomie wierszy "Rzeczy R" z 2012 roku (choć na początku lat 90. Krukowski opublikował arkusz 'Kosztowna esencja', natomiast debiut w prasie literackiej zaliczył jeszcze wcześniej, bo w latach 70.) znajdziemy sporo nazw ulic i miejsc typowych dla małomiasteczkowego krajobrazu, który pamiętam z dzieciństwa (ulicę nomen omen Martwą, aptekę na Rynku, zapuszczoną stację kolejową itp.). Jednak najbardziej noworudzki wiersz z książki wydał mi się ten poniżej:

 

“Miałem remont mieszkania od wielu dni
harmider wszystko w rozsypce powiedziałem
panowie róbcie swoje wyszedłem było majowe
przedpołudnie chciałem pójść na cmentarz dawno
nie byłem przechodziłem przez most patrzę w rzece
pies biega po wąskim suchym pasie tam i z powrotem
wskakuje do brudnej wody wychodzi nie umie się wydostać
na wysoki kamienny brzeg poszedłem do pobliskiego
sklepu spożywczego zadzwoniłem przyjechali strażacy
jeden z nich musiał stojąc w wodzie pchnąć ciężki
zad psa by wszedł po drabinie jego spokój
wskazywał że rozumie co robią nie warknął nawet
pobiegł w ulicę wiał ciepły wiatr w słońcu
musiałem wracać poprosiłem zmarłych o wybaczenie
(Zygmunt Krukowski, „Wiara”, w: "Rzeczy R", Sopot 2012, s. 35)

 

Tymczasem tylko 20 km na południowy wschód...

 

 

Kłodzko

 

„Właśnie poprzez takie przypadkowe znajomości ludzie z dalekiej prowincji mogli wtedy drukować w ogólnopolskich periodykach. I wówczas pojawiła się myśl, że skoro ta centrala literacka jest tak niedostępna, to można by odwrócić sytuację: niech oni przyjeżdżają do nas. Powstała koncepcja Kłodzkich Wiosen Poetyckich. Redaktorzy, którzy nie chcieli drukować naszych wierszy, przyjechali do nas na pierwszą Kłodzką Wiosnę Poetycką w roku 1961. Ten pierwszy raz był bardziej śląsko-wrocławski niż ogólnopolski, ale reprezentanci środowiska warszawskiego też przyjechali” - pisał Karol Maliszewski (“Pociąg do literatury. Szkicownik literacki z Dolnego Śląska”, Wrocław 2010). Kto na Wiosnach bywał? Prościej byłoby odwrócić to pytanie - kogo na Wiosnach brakowało? Zestaw nazwisk (odwołujac się do Maliszewskiego) był m.in. taki: Witold Wirpsza, Janusz Maciejewski, Artur Sandauer, Julian Przyboś, Miron Białoszewski, Anna Świrszczyńska, Jan Śpiewak, Artur Międzyrzecki, Anna Kamieńska, Adam Ważyk, Mieczysław Jastrun, Jerzy Zagórski, Jan Błoński, Michał Głowiński, Janusz Sławiński, Edward Balcerzan, Ludwik Flaszen, Urszula Kozioł, Adam Zagajewski, Julian Kornhauser, Ryszard Krynicki, Rafał Wojaczek, Bohdan Zadura, Jacek Bierezin. Tymczasem 60 lat później  Maciej Bobula przestrzeń (dworcową) widział tak:

 

"gołębie z kłodzkiego dworca
idą z duchem czasu;
odchodzą, gdy
czytam im kopyta.
podchodzą, gdy
czytam rymkiewicza".
(Maciej Bobula, „gołębie”, w: "wsie, animalia...", s. 26).

 

A my wybieramy się 15 km na południe:


 

Bystrzyca Kłodzka

 

Utrwalona filmowo w kapitalnym (poetyckim!) pełnym metrażu Kazimierza Kutza “Nikt nie woła”, zwróciła również uwagę Tadeusza Różewicza.

 

"Nad bystrą wodą
miasteczko
jak kolorowe schody

koralowy
biały
niebieski
biegniesz oczami
po stopniach do nieba

żółte młyny chroboczą
nad zieloną wodą
piana drzew
spływa w doliny
w słońcu i w księżycu

pracują białe w środku
młyny

przed zachodem
spłonęło jasno
miasteczko
i zgasło".
(Tadeusz Różewicz, "Bystrzyca Kłodzka", w: “Poezje. T.1”, Kraków 1988).

 

Tymczasem nad dzieli 25 km od ostatniego punktu na naszym szlaku, a są nim…


 

Stronie Śląskie

 

"Szedłem za nią pieszo
ze Stronia do Czarnej Góry,
kiedy też nie mogłem wytrzymać
tej festiwalowej samotności.

Później, gdy siedziałem na piwie w Puchaczówce,
minęła mnie i zobaczyłem,
jak wspina się w kierunku apartamentów.
Doba hotelowa zaczynała się za jakieś
dwie godziny".
(Michał Kozłowski, „Tradycyjna ankieta”, w: “wkrótce będziemy na ty”, Warszawa 2018).

 

Tu przerwiemy naszą wędrówkę po ekranie. Powrócić do mapy, wsiąknąć w pozostałe punkty? A może skonfrontować ten cały poetycki zasób - z obiektywną rzeczywistością, i trochę połazić? Zwiedzajmy Dolny Śląsk dzięki literaturze - i czytajmy literaturę inaczej, dzięki konfrontacji z dolnośląską topografią. Dajmy się zaskoczyć.


 

Grzegorz Czekański

 

 

Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu Kultura w sieci.