Wieża. Jasny dzień

wróć


 

Reż. Jagoda Szelc, 106', Polska 2018.

Jest taki klip, wyświetlany przed seansami filmów m. in. w kinie Nowe Horyzonty, ze sloganem „Tajemniczy Dolny Śląsk”. Bardzo go lubię – w ładnych kadrach z podkładem mistycznej muzyki sprawnie ukazuje urywki wrytych w pamięć obrazów z wakacji, kiedy to jadę małym wagonikiem Kolei Dolnośląskich i podziwiam pokryte lasami góry, skrywające stare kapliczki, źródła toczące lodowatą wodę i drewniane kościoły. Lubię go też dlatego, że można go potraktować jak mały zwiastun do najlepszego polskiego filmu 2018 roku, czyli oczywiście „Wieży. Jasnego dnia”. Osadzenie historii o rodzinie czarownic w tak charakterystycznej i malowniczej scenerii było strzałem w dziesiątkę. Reżyserzyca Jagoda Szelc mówi, że dla wygody i obcięcia kosztów wybrała po prostu najlepiej jej znane rejony. Może właśnie dzięki temu oswojeniu z samotnymi dolnośląskimi ścieżkami była w stanie wydobyć z nich tyle ekranowej siły. Zdjęcia niemal w całości odbyły się w Kotlinie Kłodzkiej, niedaleko Bystrzycy Kłodzkiej. Otwierające ujęcia kręcone z drona, ukazujące archetypiczne przejście ze środowiska bezpiecznego – miasta – do świata dziwów i cudowności – lasu, narzucają już na początku trop interpretacyjny. Zahaczają o antropologię baśni, wprowadzają realizm magiczny, a jednocześnie nawiązują do klasyki horroru, czyli „Lśnienia” Stanleya Kubricka, w którym przyjazd do hotelu „Panorama” odbywał się w podobny sposób. Nawiasem mówiąc, jest to piękny przykład kreowania atmosfery poprzez intertekstualność, bo właśnie odwołanie się do legendy kina grozy każe już na starcie się tej grozy spodziewać. Resztę drogi przebywamy prowadzeni przez małą dziewczynkę w białym stroju komunijnym, biegnącą wśród kamienistych dróg i starych drzew. Wyjątkowo dobrze sprawdzi się w przypadku „Wieży. Jasnego dnia” wytarty slogan, że przyroda jest tu w zasadzie trzecią pierwszoplanową bohaterką, bo dostaje nawet własne kwestie – nieokreślona siła natury przemawia do Kai, wracającej do domu po latach nieobecności.

Film wkracza w intymną relację dwóch sióstr, która pod płaszczykiem zwykłego dramatu rodzinnego przemyca bardzo symboliczną opowieść o starciu opozycyjnych sił. Cywilizację reprezentuje Mula, którą poznajemy jako kontrolującą swój dom i wierną zasadom żonę i matkę. Kaja jest lasem. Po niespodziewanym zniknięciu zjawia się odmieniona i tajemnicza, nieco nieobecna, wsłuchana w szepty czegoś wykraczającego poza człowieka. Dualizm sytuacji i wewnętrznego podziału bohaterów jest reprezentowany poprzez przeplatające się  cały czas rodzaje zdjęć. Dokumentalna kamera z ręki, zawsze odrobinę spóźniona, podglądająca, obserwuje akcję kątem oka, jest przypisana sprawom przyziemnym – subtelnym tarciom psychologicznym zachodzącym w rodzinie, zazdrości o miłość córki i matki, niepokojom o status społeczny; nagłe zbliżenia na twarze i wrażenie podążania stylizuje te fragmenty na dokument, co zwiększa poczucie bycia intruzem w cudzym życiu. Mistyczne momenty, wprowadzające zawieszony w niedopowiedzeniu realizm magiczny, sfilmowano w szerokich stabilnych ujęciach, z powolnym, nieco niepokojącym ruchem kadru. To wtedy przedstawiane są przysypane pradawną magią krajobrazy Kotliny Kłodzkiej, odgrywające idealne koryto dla rzeki zatraconej ludzkiej duchowości: skała w środku lasu może być pogańskim miejscem kultu, jezioro zazdrośnie skrywa tajemnice swojego dna, a ze zboczy stromych gór wiedźmy prawdopodobnie wznoszą swoje dedykowane wilkom pieśni. Padająca w filmie przestroga o duchach „wychodzących, gdy wieje wiatr”, odnosi się do wiecznie czającego się, jak pokusa i groźba, zapisu w ludzkim kodzie genetycznym, dotyczącego skomplikowanej gamy emocji, jakie budzi w nas przyroda, połączenia strachu i nigdy niespełnionej tęsknoty. Jagoda Szelc bawi się w proroctwo – nadejdzie moment, kiedy cywilizacyjne więzienie zostanie porzucone, by ludzkość mogła „obudzić się z hibernacji”, wrócić na łono zwalczanego instynktu i narodzić się na nowo. W mniej radykalnej interpretacji można mówić o próbie ukierunkowania okaleczonej przez sztuczne zastępstwa, takie jak religia, duchowości, z powrotem na tory biologiczne.

Za skuteczność projektu, który można zawalić na tak wielu polach (w pewnym sensie jest to historia o wegance i ekolożce, próbującej natarczywie przekonać do tego stylu życia swoją rodzinę), są odpowiedzialne w dużej mierze wybitne kreacje aktorskie. Anna Krotoska w roli Muli daje popis godny wszystkich światowych nagród. Jest wiarygodną polską panią domu z jasno określonym pomysłem na życie i każdy widz będzie w stanie rozpoznać w niej kogoś ze swojego otoczenia. Jednocześnie jest Wieżą – silną, ale żyjącą w strachu przed zburzeniem budowanego kamień po kamieniu porządku, bo wtedy grozi jej zatracenie tożsamości, nieistnienie. Małgorzata Szczerbowska jako Kaja łączy piękno i naturalistyczną grozę nieokreśloności. Wygląda jak wiedźma, spogląda jak wiedźma, i chichocze jak najprawdziwsza Baba Jaga. Reszta obsady ani trochę im nie ustępuje, ekipa znakomicie radzi sobie z dopieszczonym scenariuszem. Niewiele jest w kinie przykładów dialogu tak perfekcyjnie odtwarzającego rzeczywistość, tak wiarygodnego. Nawet dzieci poprowadzone są bardzo dobrze i co najmniej nikomu nie przeszkadzają, a Lailę Hennesy, będącą ekranową Niną, wychwalono w większości tekstów krytycznych.

„Wieża. Jasny dzień.” jest dziełem bardzo świeżym, produkcją na miarę czasów. Kino, nawet to artystyczne, wydaje się dopiero obwąchiwać ogromną rewolucję w myśleniu o świecie i możliwościach ludzkości, jaką jest weganizm, ekologia oraz zmęczenie pędzącą do przodu technologią. A przecież istnieje coraz większa szansa, że te nurty staną się jedną z definicji człowieka przyszłości. Pod tym względem może być to film pierwszy z nienazwanego jeszcze gatunku – kto wie, czy za parę lat studenci filmoznawstwa nie będą uczyć się o polskiej nowej fali kina ekologicznego. W swoim następnym projekcie Szelc zamierza zająć się wprost problematyką spożywania mięsa, być może tworząc kolejny fascynujący horror. Oby wiatr narodzony w dolnośląskich lasach był początkiem pięknej burzy.

Już.

 

 

Marcin Idczak