Paweł Kaczorowski: W obliczu wieczności. O twórczości autora Oblicza – Rafała Brassego
Rafał Brasse jest poetą znanym na Dolnym Śląsku głównie dzięki publikacjom prasowym z lat dziewięćdziesiątych (związanym z serią jego zwycięstw w najważniejszych ówcześnie konkursach poetyckich), obecności jego wierszy w „Imionach istnienia. Antologii młodej poezji dolnośląskiej” (1997) i debiutowi książkowemu – Rwanym liniom, wydanym w 1997 roku w serii „z kołatką” przez wrocławski oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jednak w ostatnich latach poeta mieszkający dziś w swoim rodzinnym Głogowie mocno kojarzony jest z nurtem poezji religijno-chrześcijańskiej. Brasse jest autorem czterech tomów poezji: Rwane Linie (1997), Baśń z przytułku (2000), Księga troski (2003) i Oblicze (2006), wydawanych systematycznie, co trzy lata według zasady, że każdy następny zawiera w sobie wiersze z poprzedniego. Poeta ten dzisiaj nazywany jest twórcą religijnym, zarówno ze względu na podejmowaną w twórczości tematykę, jak i na życiową postawę, wyrażającą się w hołdowaniu prostym chrześcijańskim wartościom oraz głębokiemu przeświadczeniu o wadze swojej misji. Autor Oblicza z pasją wykonuje bowiem zawód polonisty i wychowawcy, próbując inspirować młode dusze podopiecznych ze szkoły podstawowej w Szlichtygowej (gdzie obecnie pracuje) magią literatury, wcześniej zaś mierzył się z trudnym wyzwaniem pracy pedagogicznej w Zakładzie Poprawczym.
Rafała Brassego poznałem w roku 1997, czyli w roku wydania jego debiutanckiej książki. Wtedy właśnie rozpocząłem studia na Uniwersytecie Wrocławskim i wchodziłem w świat filozoficznych idei, Rafał kończył właśnie filologię polską. W trakcie naszych spotkań rozmawialiśmy często o poezji Dylana Thomasa, Thomasa Stearns'a Eliota, Rafała Wojaczka, Tadeusza Gajcego i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Tych autorów Rafał znał doskonale, cytował ich wiersze, z łatwością przywoływał obszerne fragmenty tekstów na zobrazowanie swoich opinii o poezji tych pierwszych swoich mistrzów. Opowiadał o nich z namiętnością i pasją, egzaltował się tkanką stwarzanego przez każdego z tych niesamowitych poetów klimatu, czym mocno wpłynął i na moje estetyczne poszukiwania, i wybory. Widać wyraźnie te młodzieńcze inspiracje Brassego w wierszach „Rwanych linii”, choć jest to dziełko absolutnie udane, bez znamion naśladownictwa. Jednakże Rafał był już wtedy, w końcu lat 90., zafascynowany tematyką religijną i problematyką eschatologiczną; głęboką wizją mistyczną chrześcijaństwa; etosem cierpienia, ascezy, ubóstwa i pokory; topikami grzesznika i nawróconego; pojęciami miłosierdzia i wiecznej miłości, odpuszczenia grzechów, zmartwychwstania zmarłych i wieczności. I tu, w tych poszukiwaniach Rafał Brasse kluczył w labiryntach opowieści o miłości i śmierci Janusza Stycznia, chodził trudnym szlakiem poznania dobra i zła, wytyczonym przez Herberta i prostował swoje ścieżki, chyląc czoła przed poezją księdza Twardowskiego, by wreszcie odnaleźć się w lekturze tekstów Augustyna Aureliusza i Karola Wojtyły. Zanim jednak to się stało, wiele naszych rozmów krążyło wokół osoby/figury św. Pawła – Szawła z Tarsu, arcygrzesznika oślepionego i nawróconego na drodze do Damaszku. Niewidomy, który „przejrzał na oczy”; ślepiec, który odnajduje drogę; uczony, który porzuca księgi, by nauczać prostych prawd Ewangelii... Dzieje apostolskie i Listy św. Pawła stanowiły dla Brassego grunt do budowania poetyki odejścia od intelektualnej dumy pisarza i warsztatowej doskonałości tekstów – w kierunku poetyckiej ascezy, piękna ukazywanego w prostocie czystych słów, apologii ubogości ducha. Pamiątką tamtych naszych spotkań jest wiersz pt. „Uwięziony w Rzymie” dedykowany przez poetę niżej podpisanemu. Niechże więc Czytelnik spróbuje wraz ze mną, niegdysiejszym świadkiem poszukiwań poetyckich i życiowych wyborów Rafała Brassego, przyjrzeć się choćby zdawkowo dzisiejszemu obliczu dolnośląskiego poety. Uczyńmy to jednak zgodnie z myślą Arystotelesa, który miał powiedzieć: „Platon wielkim przyjacielem, ale większym prawda”.
W tekście Zamiast wstępu, otwierającym ostatni tom Brassego – Oblicze, profesor Stefan Bednarek pisze znamienne zdanie: „Tak bliski Boga był zapewne św. Franciszek gdy nagi, jak głosi legenda, zrzuciwszy atrybuty bogactwa i mieszczańskiej pychy, wszedł do świątyni w Asyżu, by poślubić Panią Biedę i poddać się wszechobejmującej miłości bożej.” Żeby dobrze to zdanie zrozumieć, warto wiedzieć, z czego poeta Rafał Brasse zrezygnował.
Rwane linie to z całą pewnością jeden z najważniejszych debiutów lat dziewięćdziesiątych w Polsce. Na tę książkę składają się wiersze nagradzane w całym kraju: Laurem Czerwonej Róży (Gdańsk), Laurem Klemensa Janickiego (Poznań), pierwszą nagrodą w Turnieju Jednego Wiersza im. Rafała Wojaczka (Wrocław) i wieloma innymi prestiżowymi wyróżnieniami. Jednakże turniejowe przewagi Brassego są ledwie wskazaniem na szczególną wartość tej przebogatej poezji, potwierdzeniem wyjątkowości, wyrażającej się w niezwykłej wprost plastyczności języka poety, wielowymiarowości obrazowania i subtelności posługiwania się metaforą, a także doskonałego przygotowania warsztatowego poety.
W wierszach takich jak Dudarz, Człowiek roślinny, Monolog niewidomego, czy *** (Maria) Rafał Brasse dowiódł, że w epoce postmodernistycznej paplaniny możliwe są wypowiedzi doskonale odporne na okresowe trendy i mody, wiersze poruszające subtelnym liryzmem i ujmujące głębią symboliki, absolutnie nie liczące na poklask salonów, będące wynikiem autentycznego natchnienia, cokolwiek myślelibyśmy o tej romantycznej kategorii obśmiewanej przez pseudo-awangardowe „elity” artystyczne.
Młody Brasse pisał wiersze przesycone nastrojem niepokoju i wysublimowanym erotyzmem, przepełnione doświadczeniem samotności i opuszczenia, poezję, w której otwierał się czas i z której biło samo źródło wszelkiej czasowości.
Próbę analizy tej poetyki, dość interesującą, ale o wiele zbyt ograniczoną i skąpą, podjął Mirosław Olędzki w szkicu zatytułowanym Linie nie tak bardzo rwane. Dobrą stroną tego tekstu jest analiza temporalności w wierszach Brassego, stanowiącej jedną z sensotwórczych warstw jego pisania, przydającej wierszom Rwanych linii charakteru ponadczasowości, czy też pozaczasowości. Ekstazowanie (ekstasis – przekraczać) podmiotu przeżywającego w metafizyczną pozaczasowość, niepoddającą się jakiejkolwiek indeksacji, jest bowiem u Brassego procesualnie wpisane w poetycki akt stwarzania. Jednakże zupełnie chybionymi wydają mi się wypowiedzi Olędzkiego o „powstawaniu i panowaniu w ukazywanym świecie atmosfery bezpieczeństwa i ufności”. Trudno bowiem przyjąć – w obliczu głębokiej świadomości niewiadomego: „Odkąd przyjmuję wszystko cokolwiek/ przede mną i nie ma imienia”; w sytuacji absolutnego poddania się Brassego nieprzewidywalnym mocom duchowym, inspirującym go do tworzenia: „Odkąd się objawiłem światłu/ pozyskałem ciemność” – że świat tego poety tchnie spokojem i poczuciem bezpieczeństwa... Ważną jednak konstatacją szkicu krytycznego Olędzkiego jest podkreślenie „własnego, oryginalnego stylu wypowiedzi (…), wyróżniającego tomik na tle współczesnej produkcji poetyckiej”. Podobną opinię o twórczości Rafała Brassego znajdujemy w tekście Ewy Muchy, która zauważa, że „poeta ma odwagę różnić się od swoich rówieśników – poetów i czyni to w sposób bezpretensjonalny (...)”. Oczywiście, zgadzam się (i podkreślałem to już w poprzednich moich omówieniach tomów Rafała Brassego) ze stwierdzeniem, że poezja ta stanowi osobne, wciąż mocno niedocenione zjawisko w historii polskiej poezji ostatnich dwóch dekad.
W Rwanych liniach mamy do czynienia z czysto esencjonalną energią poezjowania, energią możliwą do przełożenia na język jedynie w akcie pół-świadomego zapisu, przekładu maligny na zrozumiałe słowa. Duchowe doświadczenie poety wydarza się bowiem gdzieś „między snem a dialogiem niewidomego...”. W takiej praktyce poeta jest jak doręczyciel poczty z zaświatów, musi się poddać, musi wytrzymać niewyrażalne napięcie: „zbliżam oddech do rąk, by tylko/ nie wyszarpnąć z nich pulsu”; musi dać się sobą posłużyć temu, co chce być wypowiedzianym: „brzmienie wysiewa, mrok/ w palcach (...)”. Poeta niejako „przepuszcza przez siebie” materializującą się energię wiersza: „O świcie nie widzę, powracam w odległość, co jest mi powtórnym przejściem przez promień, gdy upada na stół utkany z wody”. Taka twórczość kosztuje najwięcej, jest dla czytelnika bezcennym świadectwem, że poezja to sztuka najwyższych wtajemniczeń, sztuka wydobywania. I poeta Rafał Brasse o tym wie, kiedy pisze: „łatwiej uchwycić bezradność, w dłoniach utulić jej zapach.”
Okupiona rzemieślniczym trudem wydobywania formalnego kształtu z pierwotnej poetyckiej materii sztuka Brassego, której pierwszym przejawem były Rwane linie, nie spotkała się jednak z wielkim uznaniem szerokiego grona czytelników, głównie ze względu na to, że nie dano jej wielkiej szansy, za sprawą uchybień w kolportażu książki i absolutnego braku zainteresowania promocją ze strony wydawcy. A szkoda. Gdyby ten tomik dzisiaj został opublikowany przez rzetelnego promotora – miałby szansę, jako jeden z bardzo niewielu wydanych w ostatnich dwóch dekadach, stanąć na jednej półce z Piosenką o zależnościach i uzależnieniach Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.
W kolejnych tomach Rafał Brasse odchodzi od wyraźnie kształtującego się w debiucie stylu przepełnionej erotyzmem i archaiczną symboliką liryki w stronę wierszy prostych, odartych z atrybutów genialnej metaforyki, wierszy świadomie służących metafizycznym ideom. W wierszach tych pojawiają się na prawach cytatów całe modlitwy, a także imiona świętych i błogosławionych Ojca Pio, Księdza Kolbe, Brata Alberta czy Tereni z Lisieux. Ta przemiana estetyczna poety wiąże się z przyjęciem przez niego określonych jasno i wyraźnie założeń etycznych. Jeśli jednak przyjrzymy się wnikliwie konstrukcjom formalnym wierszy zamieszczonych w trzech kolejnych zbiorach Brassego, dojdziemy z łatwością do wniosku, że jest to twórczość wyjątkowo zdyscyplinowana i opanowana. Przemyślane i „wytrzymane” układy wersyfikacyjne, spójność, harmonia i ascetyczna elokucja to zasadnicze cechy dojrzałej poezji Brassego z okresu „po przemianie”.Ten „kunszt rygoryzowania lirycznej wypowiedzi” podkreślał zarówno Bogusław Kiercwe wstępie do Księgi troski, jak i – w przywoływanej już wypowiedzi – profesor Stefan Bednarek. I trudno byłoby nie zauważyć, że taka praktyka poetycka wyróżnia autora Oblicza nie tylko na tle jego rówieśników, ale w ogóle jest precedensem estetycznym polskiej literatury. Metafizyczna poezja religijna pisana w postpeiperowskiej stylistyce konstrukcyjnej, porównywalnej do dictum wczesnego Różewicza – to swoiste literackie kuriozum. Jednak temu poecie ta sztuka się udaje i stanowi o jej gatunkowej i jakościowej wyjątkowości.
Kończąc ten krótki szkic, chciałbym czytelnikowi przedstawić jeszcze dramatyczną historię pewnego wiersza Rafała Brassego, który Marek Garbala – pierwszy nauczyciel poety, na kilka tygodni przed swoją śmiercią nazwał (w rozmowie z niżej podpisanym) utworem genialnym, a o którym prawdopodobnie myślał profesor Jacek Łukasiewicz – mistrz i mentor Rafała Brassego, kiedy pisał w posłowiu do Rwanych linii: „Słowa u niego określają czas z początku stwarzania (…). W tym czasie światło nie ustaliło jeszcze materii, a z wód nie wyłoniły się lądy:
***
Maria przy oknie
oswaja srebrne żądło księżycowej muszli
otwiera palcem ocean
Jest krzykliwą mewą swej ręki
przenosi po lipcowych ścieżkach
głos nocy jak strunę gila
lub wszystkie oczy rzek
Maria która burzy włosy
igliwiem palców obnaża wzgórza z wysokości
jest falą pod akordem grzechu
kluczem do ogrodu
jej skryte gałęzie płoną
Przed grzechem
kiedy strzela pąkiem
kiedy przez żebro światła powstaje jest
jeszcze skargą
W tym wierszu Rafała Brassego mamy do czynienia z pierwotną symboliką akwatyczno-lunarno-matriarchalną, która ujmowana w kategoriach wypracowanych przez Carla Gustawa Junga wskazuje na jego czysto nieświadomą proweniencję. To jest wiersz wydobyty z „królestwa matek” z głębin przedwiecznej krainy nieświadomego, do której dostęp mieli od początków kultury szaleńcy, święci, mistycy i... poeci. Pierwotny, przedchrześcijański symbolizm erotyczny, oddający akt stwarzania świata przez upostaciowioną żeńskość, spotyka się tutaj z biblijnym wyobrażeniem stworzenia człowieka i ukonstytuowania ludzkiego statusu niedoskonałego śmiertelnika przez grzech. Ostatni wers mówi o wiedzy – skardze, która od zawsze jątrzyć będzie na dnie ludzkiej duszy. Skardze na śmiertelność, niedoskonałość i grzech, na nieprzemijający ból egzystencji i samotność stworzenia.
Z tym bólem, z wyczuwalnym balastem cierpienia i lęku, tęsknienia i poczucia metafizycznego głodu, ale i z przerażającym pięknem tego wiersza – autor nie potrafi sobie poradzić, porzucając swoją wczesną estetykę i przyjmując zamiast niej chrześcijańską aksjologię, jako kryterialną nadrzędność idei nad sztuką. Wiersz ten w kolejnych edycjach tomów Brassego był redagowany kilkakrotnie: „Maria” (Rwane linie) stawała się „Anną” (Księga troski) i „Magdą” (Oblicze); w ostatniej edycji zniknęło pojęcie „grzechu”, tak ważne sensotwórczo w tym utworze, jak i w ogóle we wczesnej poezji Brassego. Historia cytowanego wiersza to historia odejścia poety od tego świata; historia ucieczki od wyniesienia siebie, ale i uznania siebie; historia napisana w obliczu dramatycznego lęku przed niebezpiecznym darem losu – geniuszem poetyckim.
Poeta Rafał Brasse dokonał wyboru i – jak pisze profesor Stefan Bednarek – „w rezultacie nie chodzi tu o twórczość literacką, nie o sztukę tu chodzi”, a o życie i śmierć, o światło i ciemność, szaleństwo i miłość; o siłę wyższą od nas samych, która dodaje człowiekowi mądrości rozsądzenia między jednym i drugim.
Tej mądrości trudno Rafałowi Brassemu odmówić.
Paweł Kaczorowski
Bibliografia:
Rafał Brasse, Rwane Linie, Wyd. OKiS, Wrocław 1997.
Rafał Brasse, Baśń z przytułku, Wyd. Aula. Podkowa leśna 2000.
Rafał Brasse, Księga troski. Wiersze wybrane , Oficyna Wydawnicza Klubu Muzyki i Literatury Akwedukt, Wrocław 2003.
Rafał Brasse, Oblicze, Oficyna Wydawnicza Klubu Muzyki i Literatury Akwedukt, Wrocław 2006.
Imiona Istnienia. Antologia młodej poezji dolnośląskiej, Wybór i opracowanie: Karol Maliszewski i Mieczysław Orski, Wyd. OKIS, Wrocław 1997.
Mirosław Olędzki, Wrocławskie debiuty poetyckie lat 90-tych,Oficyna Wydawnicza Klubu Muzyki i Literatury Akwedukt, Wrocław 2000.
Paweł Ivo Kaczorowski, Duchowa obecność. Recenzja tomu „Baśń z przytułku” Rafała Brasse. Autograf 4 (62)/2001.
Ewa Mucha. „Rafał Brasse –Księga troski. Wiersze wybrane.” Recenzje [06.08.04.] www.ksiazka.net.pl/