Pogoń jest nieważna. Barwisz śnieg
Pogoń jest nieważna. Barwisz śnieg,
Pozbywając się balastu. Moje oko
Traci cierpliwość i wszystek kształt
Zanika aż po puste słowo.
Nie zapłaci za to nawet Żyd Polak.
Z obrazu zostanie negatyw
Płytki krwi. Wywołaj negatyw
O tyle, żeby chwycić kształt
Nawet w powietrzu, którym Polak Żyd
Ulatuje, choć w komorze zostawił oko.
Pogoń jest nieważna. Każde słowo
Rewir. Upadam w suchy śnieg,
A ciężar ciała wykrztusza śnieg
I wdziera się w głodne jak Żyd Polak
Gardło szklany puch, za byle słowo
Kastrujący usta. Za faktyczny kształt
W chwili istnienia, lepki negatyw,
Popiół języka, z którego jest oko.
Bo mam do zabawy lateksowe oko
I dwie mosiężne łuski, tyle słowo
Może zrobić z resztek ryby. Negatyw
Ukazałby więcej, życie jak Polak Żyd
Mnoży się w ciemności. Śnieg
Obraca ciemność i urealnia kształt
Pogoni. Z gór ścieka tłuszcz. Kształt
Zależny od tego, co uznać za negatyw,
Byle nie światło, wieczny śnieg.
Jesteśmy żywi jak co drugi Żyd Polak,
Toteż pogoń jest nieważna. Puść oko
I zawrzyjmy przymierze na słowo.
Tak. Zginiemy. Bo słowo
Nie położy w śnieg
Pogoni. Oko
Gruntuje negatyw
W sobie, kształt
Boga. Myślisz, że Polak Żyd
Znaczy sobą słowo? Żyd Polak,
Któremu wypala oko negatyw,
Naszemu ścierwu nadaje kształt śnieg.
Ktoś, kto ingeruje w moją nienawiść
Nastąpił spazm i pomnożono zyski
w rzędach zer, za którymi stoi człowiek
o głosie z samych spazmów. Ktoś, kto
ingeruje w moją nienawiść, nadaje jej
moc, dobiera szaleństwo.
Tymczasem
jest ciemno. Przesiadam się na węźle i ulegam
pewności, że znowu cię dojrzałem, po latach
bez wdechu całkiem nabrzmiałego powietrzem,
ale to nie ty, tyś się nigdy nie jąkał na słowach
bez treści. Jakby żyć pamięcią, kiedy świadomość
puszcza się niczym gońca, który dotarł z pomyloną
wieścią i pora odprawić go pod właściwy adres. Jakby
umarłych oprowadzać po pamięci żywych i
zamieniać stronami z tępej gorliwości.
Łudzę się jeszcze
chwilę i dopijam ślinę, którą ci zabrałem, wcale cię nie budząc.
Będziemy parli do naszych grobów
Będziemy parli do naszych grobów,
Których nie będzie, aż się ustoi mleko
W ciałach naszych matek zimnych
Od przeciągów w pokojach widzeń,
Których nie będzie, aż się ustoi mleko
Ścierpłe przy pobraniu, sine nienawiścią
Od przeciągów w pokojach widzeń
Mokrych, skąd nie ma ujścia niemowlę
Ścierpłe przy pobraniu, sine nienawiścią,
Pogrobek marzeń z naszych czasów
Mokrych, skąd nie ma ujścia niemowlę
Zatrzymane w nas nie na do widzenia.
Oś snu, która wykręca ciało
Oś snu, która wykręca ciało
Bez tchu, cały refleks spojrzenia
Skierowany przeciwlegle do ziemi.
Tu już nie ma życia. Jego pamięć
Jest płytsza od kloacznej muzyki
Choćby w najjaskrawszej ciszy
Końca. Bo przedeń nie było ciszy,
Dla której oddawalibyśmy się ziemi
W poszukiwaniu utrwalonego przez pamięć
Życia, gdzie uwikłaniem w spojrzenia
Potrafiłaś się bawić bez muzyki
Samą treścią wtłoczoną ci w ciało
Mocą trwogi o to pierwsze ciało,
Spokojna już, że zwodzi cię pamięć
Źle policzoną wymianą spojrzenia,
Nagle odkryte pod tą warstwą ziemi,
Spod której masami w porażającej ciszy
Wydłubywaliśmy glisty martwe od muzyki,
Kto mówi, że hardtek, po prostu muzyki
Odrywającej tęczówkę od spojrzenia,
Jak każdy organizm trawi ciało
Obce, aż zeń wypłynie najpierwsza pamięć,
Podskórnie tłumiąc w mrowiącej ciszy
Groźbę życia, ślad w spalonej ziemi
Tam, gdzie obczyszczamy buty z ziemi.
Przemilczałaś prawdę, że to moje ciało?
Bez niej zapadniesz w pamięć
Wyprzedzaniem myśli, które w rytm muzyki
Nachodzą cię zewsząd bez nadziei ciszy,
Poprzedzającej niewczesny odwrót spojrzenia.
Daruj sobie, to niewarte spojrzenia,
Porzucone jak idea ciało
Nie cofnie języka do ust bez muzyki.
Dlatego chowamy je w ciszy,
Świadomi jak mało tu ziemi.
Mówiono, że to nazywa się pamięć.
Brzydota muzyki nie skrzywi spojrzenia.
Zapadnij, ciszy. Wyloguj ciało.
Tak, należy się ziemi pamięć.
(tornada do czytania w dowolnej kolejności linijek i zdań)
Jego soki zalewają kraj ust
naród, komenda stój.
Zebrało się śliny. - Miałem
chleba. - opowiedział chłopiec
zatrzymany w rozwoju, zamiatał
ulicę za pieniądze mniejsze niźli
na niej leżą. - Miałem ryb.
W 97 Odra
weszła tu do żywa, zajęła
trzy chlewnie, potem stamtąd brali
węgorze jak ogumienie kabli,
brali węgorze i kable bez ogumienia,
czasem ktoś się mylił i z dziewiczą goryczą
pluł wstęgą absmaku w ostatnich podrygach.
Teraz, po tym wszystkim
rzucono ich na pętlę; On, ten chłopiec,
ma tu cokół, pod którym trza
sprzątać, gdzie zgubiłem rabarbar,
wyskoczył z górnej klapy kiedy jąłem biec:
jeszcze czeźnie ich wszystkich nadzieja – pstry
skurwysynie, pan zgubił rabarbar,
całe twoje czucie, przeciw miastu i światu
nikogo tam nie mając trumiennego kwietnia
zgubiłeś rabarbar, zgubiłem rabarbar
przedwcześnie podcięty, łososiowy z wierzchu.
Warszawie
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Ziarno wyraźne, rojno skurwysynów.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Okrzycz dziewczyny, że jeszcze nie zbiegły.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Okrzycz chłopaków, że się nie rozbiegli.
Psiarnia zabiła tu wczoraj Murzyna.
Mango na chutney, ale to na jutro.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Pięść ziemniaczana koło pięści mąki.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Pieniądze na słońcu, barykada w sraczu.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Klucz synogarlic na niebie bez grudnia.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Parlament trzeci, pozycję za wojskiem.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Jednostkowa sprawa; mleko kokosowe.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Renta strukturalna, załozenia wiary.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Różne awokado, najprędzej do sosu.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Limeta w w pąkach, troska nadaremna.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Hymn przed nutowaniem, karby automatów.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Mięso treściwe do soli nadnercza.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Rurowanie proscenium ulega korozji.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Suto obłowiona, jak mniema pospólstwo.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Spoiwo jest szczelne, prędzej runie w lutach.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Kartonowe niebo pułapu laguny.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Rzęrzenie maszyn do wyrobu waty.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Gorzkawe podskórze, absolutna małość.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Lukrecja, tymianek, redukcyjne posty.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Workujemy chlebek dla naszych gołębic.
Stołeczny policjant śmiertelnie postrzelił czarnoskórego.
Butuje się ciało, skrzy złom na podbiciach.
Psiarnia zabiła w Warszawie Murzyna.
Ziarno wyraźne, rojno skurwysynów.
Konrad Góra