/
Julia Szychowiak

Biogram

 

Julia Szychowiak (1986) – studiowała pedagogikę na Uniwersytecie Wrocławskim. Wydała arkusz poetycki "Poprawiny" (2006) i trzy tomy wierszy: "Po sobie" (2007), "Wspólny język" (2009), "Intro" (2014). Finalistka XI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina, laureatka Nagrody Poetyckiej Silesius 2008. Mieszka w Warszawie / Księżycach pod Wrocławiem.

 

Twórczość

 

Poezja:

"Poprawiny" (2006, arkusz);
"Po sobie" (2007);
"Wspólny język" (2009);
"Intro" (2014);
„Naraz” (2016);
„Całe życie z moim ojcem” (2016).

 

 

/
Próbka

 

Wiersze z książki Po sobie

 

 

Odtąd nie

 

Śnił mi się konwój powietrza do miejsca,

skąd wraca pieśń – ciemna darń w gardle.

 

Wypełza z nas miłość w tym lesie bez drzew.

Nie powtórzysz, nie wtedy i jeszcze nie tak.

 

Byliśmy nie z tego świata nad słońcem,

lecz żywi pod chmurami, nie zasłaniając twarzy.

 

Tkaliśmy szal z włosów twardych jak gałąź,

nie do zerwania z ramion.

 

 

 

Nie tak

 

Sierpień w kolorze żelaza, kiedy krzyże,

krzyże obejmują ciebie. Czarne dookoła.

 

Twoje ryby są głodne, Panie, ze szkła usypane,

leżą w ciemnym piasku, także moje słowa.

 

Odeszłam na moment i pusto mi po sobie.

 

 

 

Wolniej

 

To samo. Sterty zrzucanych ubrań,

szmat czasu. Patrzę na ciebie, myśląc o kraju,

w którym żyję. On także wie o nas wszystko.

 

Idą smutne miesiące. Głośne światło

podbiega od tyłu.

 

Wiatr i słońce wcierać w kości, zapomnieć,

by potem raz jeszcze zacząć dzień –

kilkanaście lat temu.

 

Jakbym w ogóle nie miała języka,

jak gdyby język pytał o swoją tożsamość,

jakby wszystko to na raz.

 

 

 

[Łóżko, w którym leżę, puste]

 

Łóżko, w którym leżę, puste,

czyjaś krew na poduszce. Sen byłby

szczęściem, gdyby wierzyć szczęściu.

 

Nie pamiętam tej kobiety, w której chodzę

i z którą sypiam. Cudzym oddycham, w cudze

włosy wsuwam dłonie. Kim piszę,

kim będę to czytać?

 

 

 

Wiersze z książki Wspólny język

 

 

[Ci, co raz wrócili? Nie będzie ich potem]

 

Ci, co raz wrócili? Nie będzie ich potem.

 

Podobno wtedy połamali nogi, teraz muszą szukać

własnych pośród cudzych bioder.

 

Ale wiatr im przypisze inne okolice,

znowu porozdziera drogę, by weszli do środka

wyprowadzić swoich.

 

 

[Myślałam o tamtej kobiecie]

 

Myślałam o tamtej kobiecie.

Którędy iść, żeby przejść przez to wszystko

raz jeszcze? Brakuje miejsca, by ukryć

przed sobą, że własna twarz teraz potrzebna jest

komuś innemu. Pytała, dlaczego nie chcę podpalić

z nią świata, jakby był naszym jedynym świadkiem.

 

 

[Myśmy już się żegnali]

 

Myśmy już się żegnali, pamiętam,

biegł za mną ślepy pies,

nie poznał swojego pana, twój zapach pozostał

na moich rękach i gęstniał.

W głowie warczały rozmowy za wcześnie

urwane.

 

 

[Ilekroć kładę się nago, przypominam sobie]

 

Ilekroć kładę się nago, przypominam sobie

ogromne ciała mężczyzn, tylko bardziej zwierzęce,

wytrwałe. Oni przyglądali się moim pośladkom,

złamanej barwie brzucha. Nie mówiliśmy dużo,

łatwo o błąd. Usiłuję wytłumaczyć sobie

kilku słowach, że to nie dotyk, a pamięć po dotyku

zjada mi skórę i skamle. 

 

 

 

Julia Szychowiak