espana ‘82
Kaleki lewoskrzydłowy anioł nie wie, jak to jest
polatać se po podwórkach mając niezłą kiwkę i najlepsze
korki na osiedlu. Daleko mu do mnie, dziś w dzienniku
zapis: „strzeliłem dwie, jedną z akcji, drugą z karnego,
średnia w tym tygodniu 1,43. Przyglądał mi się łowca
talentów z ostatniego piętra i faceci z czołgu”.
rym (angielski)
Czwarta rano, bliski wschód, śnieżyca.
Łażę po mieście senny jak jaszczurka.
Nic bardziej nie przygnębia niż w mieście
świeży śnieg, który momentalnie topnieje na twarzy
i zaciera nasze ślady tak szybko, jak szybko wyścig
na pół rozcina miasto, więc idę ostrożnie, często upadając.
post
wystarczająco wytrwałe powtórki nie mogą
nie przypominać modlitwy. nie jeść mięsa
nie pożądać nowych miejsc, siedzieć na dupie
i przeglądać książki, bez mocnego postanowienia
poprawy. to, co przed nami, i to, co za nami,
jest poza naszym zasięgiem, więc chociaż wiem,
że to niemożliwe, mówię swoimi słowami.
wembley
jesteśmy jak przypis nieznanego pochodzenia wyczytany
z ruchu warg jak z wosku kiedy tak idziemy w dwudziestu
przez rozpędzone powietrze w ten czarny wrzesień
jesteśmy jak monada nomadów w tańcu o rytmie którego
powiadomią nas najstarsi górale w dniu naszych ostatnich
zaślubin ze światem ale na razie nas tu trzyma jak brzytwę ten
koncentracyjny kastel podstawiony w mieście którego nie ma
bo też najpiękniejsze są pieśni pełne czereśni i słów rzucanych
na wiatr jak sieć przeciw grepsom słońca, spiskowi liniowych
lecą
wiersze mi lecą z rąk klawiatura aż piszczy pod nimi
z rozpędu a palce za nimi biegają jak jakieś brajliki
po niezdrowych ścieżkach (ale no nie ma wierzcie mi
nie ma stąd innej ucieczki) a pointa jest jak kropka nad i
pod, jak zaślepiony pępek z odciętą łącznością
jak przerzutnia która kiedyś wyrwie mnie z rytmu
na zawsze, jak porównanie nie do zażegnania
milenium
[Po morderczej lekturze autobiografii baseballisty Marka N.
pt. Poezja w epoce kamienia łapanego wpadłem na pomysł
©pisanki i chciałbym go teraz, Państwo pozwolą, ogłosić.
Autorowi powyższego opracowania wyznaję, że ideę
podsunął mi bezpośrednio rozdział ‘Krwawa puenta’, zwłaszcza
w ustępach dotyczących haiku i „awangardy z włócznią”.
Jednakże tylko ja, ja i moje wieloletnie przemyślenia odpowiadamy
za ostateczny kształt pomysłu ©pisanki, co mogą potwierdzić zapewne
szczegółowe badania dysku oraz inne, w pośpiechu pominięte tu, okoliczności
©pisanka przypomina kartkę żebraka z tekstem „zbieram na niby”
albo koszulkę z napisem „to ja zabiłem dinozaury” noszoną na lewą
stronę, treścią w kierunku wnętrzności; podświadomie ©pisankę
znają na pamięć kobiety, starcy i dzieci; mężczyznom zdolnym
nosić broń podaje się ©pisanki tuż przed snem oraz w trakcie snu,
i zaraz po, i długo potem, najlepiej dożylnie, do późnej starości; północ
zmiana czasu pierwszy stycznia K. gasi światło zamyka za sobą
drzwi rzeźni, nóż go nadal świerzbi.
wiesz, jak lubię
Abstrahując, któż jeszcze dzisiaj odróżni agenta
bezpieczeństwa od agenta od ubezpieczeń i pójdzie
bez słowa nad granicę miasta popatrzeć jak samobójca
brzytwy się chwyta? Nie ja. Jeśli mnie znasz, znasz moje idiomy
i wiesz, jak lubię: on: „masz przerzuty?”, a ja: „jestem rakiem” i
tak dalej. Bo zdrowaśki odmawia się łatwiej od ojczenaszy,
bo moja anglistka mówi, że wierzy w gody, nawet te pedalskie
z dotykaniem się moszen. Wszystko co zrobiłem było niepotrzebne:
cichy morderca czai się w piecyku, pustelnik się ubóstwia:
ściemniamy: abstrahujemy: zamiast pójść na tory, stawiamy na gaz.
anonim
Zaproponowany przez nas symbol spadochronu
jest przez klienta akceptowany, klient chciałby jednak
aby przedstawiał on drzewo bądź ptaka w pozie
wskazującej na optymalne zadowolenie z produktu.
Produkt nie jest zresztą ważny, choć jest oczywiście
najważniejszy. Najważniejsza jest filozofia, styl
życia, który nowowprowadzany produkt wprowadza
w życie konsumentów, podczas gdy konsumują go oni
w uniesieniu. Najważniejsza jest emocja, bo to emocja
wysyła w bój, wyżyna w pamięci, tuszuje szyk,
reszta zaś legendy jest wyssana z palca: na mapie
feeria sznyt po wakacjach, na niebie blizna
po samolocie, na masce ktoś gwoździem wyrzeźbił
„won”. Ja to tam chętnie bym won, a on: spokojnie,
spokojnie. Popracuj nad mottem do paragonu.
pamiętaj
Zmieniając miejsca jak podręczniki
goniąc wygodnie choć ciśnie w głowę
wspomnienie poprzednich stłumionych żyć
wylazłem w końcu na papny dach
gęsty od anten i ptasich kup
nad moim od marca już nowym domem
na Nabycińskiej. Miasto stąd widać
jakby wyraźniej: siwy jest Zbołszyń
jak jasny gwint i zardzewiały jak gwint –
tubylców od dawna nie kręci, a my
tutaj nie chcemy już zostać. Jeśli tak będzie
jak dziś mówiłaś, jeśli się tutaj wyniośle
zmienimy w zasrane przenośnie, gdy
stąd zemrzemy, gdy się ten dach tu okaże
szczytem mych możliwości: pamiętaj,
małemu powiedz, że gdyby nie ten
pech, że gdybym miał więcej szczęścia
niż rozumu, to bym was zabrał stąd. Najdalej.
Marcin Hamkało