/
Wacław Grabkowski

Biogram

 

Wacław Grabkowski (1953) – prozaik. Opublikował m.in. książki: "Wypalacz drutu" (2000), "Dziewczyna Kosmity i inne opowiadania" (2002), "Dzieci z Wilczego Kąta" (2003), "Park Wschodni"(2006), "Kapelusz i bandana" (2007). Laureat nagrody miesięcznika „Odra”, nagrody głównej w ogłoszonym przez Oficynę Wydawniczą Atut konkursie na powieść współczesną. Mieszka we Wrocławiu.

 

Twórczość

 

Proza:

"Szczupaczek i inne opowiadania" (1993);
"Wypalacz drutu" (2000);
"Dziewczyna Kosmity i inne opowiadania" (2002);
"Dzieci z Wilczego Kąta" (2003);
"Guz w fiołkach" (2005);
"Park Wschodni" (2006);
"Kapelusz i bandana" (2007).

 

Inne:

"Mało im naszych łez? Dziennik z czasów powolnego upadku komunizmu 1980-2007" (2007).

 

/
Próbka

 

Wypalacz drutu (fragment)

 

– Drut się wypala, bo jest przyobleczony gumą. Trzeba ją spalić, bo nie skupią. Ileż ja drutów wypaliłem. Ile godzin patrzyłem w ogień. Tego nie zliczysz. Ładne te druciki, w różnych kolorach – mówią na nie kabelki. A bez gumy – druty. Gdy podłączone do elektrowni, płynie przez nie prąd – powiedział.

Nastąpiła długa chwila ciszy. Złamałem bezmyślnie nogą patyk leżący na ziemi. Trach! Jasiu spojrzał na mnie, a ja wsunąłem patyk do ogniska. Była to łodyga wrotycza. Na jej czubku kiwał się baldach pełen złocistożółtych kwiatostanów. Były suche i ogień strawił je szybko. Z ogniska rozeszła się aromatyczna woń.

– Kabelki. Podobne do ludzi – pokiwał głową Jasiu. – Ubrani kolorowo, chodzą, gadają, a jak się odłączą to trupy. Do ziemi ich kładą, żeby zgnili. Ale nic już z nich nie można zrobić, ani sprzedać. A może można? Skąd mogę wiedzieć, jak i ja człowiek. Być może Bóg mnie kiedyś wypali i coś ze mnie weźmie.

Jasiu wrzucił trzecią wiązkę do ogniska. Ostygły, złoty drut, zebrał i włożył do wózka. Była tam już spora sterta. Przybiegł szybko, bo już ogień ogarniał wiązkę. Wpatrzył się w nią, milcząc.

Gdy piliśmy wino pod mostem, Bogdan narzekał na życie, na rodziców, na swój garb. Uważał, że to ich wina, że jest nikim, nie założył rodziny, nie ma zawodu i jest cholernie chory. Astma go dusiła, nie pozwalała normalnie żyć. Ale cóż matka? Przecież była dobra, cicha, po obozie, spod którego ją ten silny Ukrainiec zabrał i przywłaszczył. Na pewno była dobra, ale co z tego? Była chora i umarła!

Dobrze się paliło. Jasiu zaczął znowu mówić. Spoglądałem na niego myśląc o pięciu tysiącach lat, o Egipcie i wielkiej pustyni, o morzu, które się rozstąpiło.

– Ludzie z ,,Trójkąta” nie mają żalu do nikogo. Wszyscy, którzy byli zalani, dostali dobre mieszkania albo zamieszkali w wyremontowanych.

Wrzucił czwartą wiązkę i zaraz po krótkim wahaniu, położył na krzyż piątą.

– No, a dajmy na to ksiądz z kościoła nad rzeką Oławą. Skorzystał? Skorzystał. Podrychtowali kościół i podłączyli do centralnego ogrzewania. Jego sąsiadom, strażakom, wymurowali nowy mur od strony rzeki. Chłopie, cóż to był za mur przed powodzią! Julek kiedyś powiedział: ,,Mur chujem podparty” – zaśmiał się Jasiu.

Sięgnął po butelkę i wypił do dna.

– Julek, lwowianin – napisz o nim. Mały był, jak na urynale do Wrocławia z rodzicami przyjechał i zamieszkał w kamienicy na parterze. Po powodzi przeniósł się do nowego mieszkania. Ma kaloryfer i wannę. On inny już chłop, dogrzany i domyty.

– Jasiu, a co z twoją siostrą ,,Lalunią”?

Eulalia zwana ,,Lalunią” była czarną, piękną kobietą.

– Wyszła za studenta-Palestyńczyka i wyjechali. Oj, dobrze, że wyjechali, bo już miałem dość arabskich melodii, które puszczali wieczorami na adapterze – machnął ręką koło ucha. – Gdybyś wiedział, jak oni się w to brzdąkanie wsłuchiwali, przyparci do siebie.

Cisnął  Jasiu do ogniska szóstą wiązkę.

– Sypnęły się pieniądze do ,,Trójkąta Bermudzkiego” i nie przepadły. Ulice, sklepy, piwnice, mieszkania – jak nowe. Nawet bramy przechodnie wyremontowali. – Ty wiesz, jakie to były bramy?

– Wiem. Tam stuletnie ścierwo farby olejnej, odsłaniające trupie bebechy kamienic – wypaliłem, przyglądając się bacznie Jasiowi.

Długo milczał, wreszcie pokiwał głową z aprobatą.

– Burzą stare domy przy Traugutta, tam woda mocno darła. Wszystkie rury gazowe wymienili, kable elektryczne nowe położyli, przeciągnęli nowe światłowody telefoniczne. Ludzie wiedzą, że dadzą więcej, bo ich sumienie gryzie, a jak gryzie, to dobrych, bo twardziele i oszuści nie dają się gryźć. Gdyby nie wielka woda, ludzie żyliby w tych starych ruderach do zasranej śmierci! – powiedział ze złością, waląc palącym się patykiem o brukowiec. Sypały się iskry i przez krótką chwilę jaśniały. Gasły nagle”.

 

 

Wacław Grabkowski